Miałem wiele lęków. Wiele obaw, o tyle strasznych wtedy, o ile dziś śmiesznych. Strach, że się nie uda, że źle wypadnę, że coś pójdzie nie tak jak bym chciał, jak powinno…
To był przerażający czas, a najgorsze, że nie mogłem uciec, bo ostatecznie - uciekałem przed samym sobą. I tak zawsze się doganiałem. Proszę sobie wyobrazić co najgorszego może się wydarzyć - powiedziała mi kiedyś terapeutka. - To pierwszy krok do pokonania lęku.
Pamiętam, że wtedy spojrzałem na to, czego się obawiam i wyszło, że właściwie nic wielkiego się nie stanie. W oczach jednego człowieka stracę, w drugiego - zyskam. Pewnie już o tym pisałem, że naprawdę nie jest mi w życiu źle. I naprawdę świetnie czuję się w towarzystwie.
Dziś poszedłem pograć w tenisa stołowego, pierwszy raz od tygodnia, bo lekarz zalecił mi nie przeciążać łokcia. W pewnym momencie poprosiłem Przyjaciela, z którym gram, żebyśmy już na dziś kończyli, choć nie graliśmy przepisowej godziny.
I nic się nie stało.
Kiedyś, myślę sobie, nie poszedłbym do lekarza. Jeśli poszedłbym, to pokazałbym wszystkim, gdzie mam jego zalecenia. Wiedziony jakąś pierwotną, samczą dumą, nie pozwoliłbym sobie na okazanie słabości.
Tymczasem dziś właśnie dlatego poprosiłem. Żeby zadbać o siebie. I - przede wszystkim - nie udawać. Jestem na to za stary. Wciąż młody na tyle, by jutro spróbować zagrać godzinę. I na tyle dojrzały, by przestać się bać.
Komentarze