Mówi się, że trzeba zrobić dziewięćdziesiąt mityngów w dziewięćdziesiąt dni. Nie zrobiłem.
Słucham czasem alkoholików, którzy trzeźwieją już kilkanaście albo i więcej lat. Jeśli słyszę, że jest na mityngu codziennie, to wydaje mi się, że coś jest nie tak. Mam wrażenie, że na tym etapie powinien mieć już zainteresowania, sieć wsparcia.
Niektórzy tłumaczą to wdzięcznością - dziękując za zaprzestanie picia, chodzą na mityngi niosąc swoją dobrą nowinę. Niektórzy tłumaczą się służbą, skoro sami doznali cudu, teraz „zwracają dług” i dlatego dzielą się doświadczeniem, siłą i nadzieją.
Ja wychodzę z założenia, że Wspólnota jest dla mnie jednym z elementów wsparcia. Przeszedłem terapię, żeby sobie pewne rzeczy wytłumaczyć i zrozumieć, ale również po to, żeby nabrać pewnych nawyków. Na przykład co jakiś czas przeglądam swoją listę sygnałów ostrzegawczych.
Na mityngach jestem raz, czasem dwa razy w tygodniu. Nie mogę więcej, bo mam wiele zainteresowań, mnóstwo obowiązków. Jeśli przestanę je wykonywać, po co mi trzeźwienie? Lubię powtarzać, że trzeźwieję, również dlatego, że chodzę na mityngi, ale nie trzeźwieję po to, żeby na nie chodzić.
Naprawdę tak myślę.