Dzięki niektórym rządom Najjaśniejszej* przyzwyczailiśmy się do tego, że Polska to jakieś zadupie i w ogóle byle co. Spytaliśmy się w tej sprawie gugla, który znany jest z tego, że jest wielką korporacją, a mapy publikuje według własnego uznania, a nie naszego. I cóż widzimy?
Polska może nie jest tak wielka, jak w czasach nieudacznika Władysława IV, ale jest wymieniona z nazwy. Zostaje przeprosić braci Litwinów, że się tacy przykryci zrobili, jak - nie przymierzając - Irlandia pod brytyjskim butem...

Ale co tam, Najjaśniejsza! Prowincje są ważne, a pośród nich najważniejsze te, które też są na mapie. Powiem w sposób niekonfliktowy: Warszawa doczekała się ode mnie poprzedniej notki ("Nie ma cwaniaka na warszawiaka"). I tyle. Gugiel woli miasta, które i ja wolę :)
Notka zgłoszona do LubCzasopisma "Dla Warszawiaków"
*oczywiście, nie myślę o rządzie UPPiRa, tylko o czasach sasko-poniatowskich!
Inne tematy w dziale Rozmaitości