Dominik Wójcicki Dominik Wójcicki
748
BLOG

Pietruszka dyscyplinuje tajnych współpracowników SB

Dominik Wójcicki Dominik Wójcicki Polityka Obserwuj notkę 11

Podobno im więcej się wie, tym się człowiek mniej boi. Ale u niektórych wiedza powoduje odwrotny skutek. Im więcej wiedzą, tym bardziej się boją. Wiedzy i związanego z nią strachu przysporzył dzisiaj wielu osobom płk SB Adam Pietruszka.

List Pietruszki o księdzu Michale Czajkowskim TW Jankowskim to jeszcze jeden dokument, umożliwiający poznanie mechanizmów wiążących bezpiekę z jej agentami. Moim zdaniem trudno będzie w przyszłości o jakąkolwiek analizę problemu lustracji bez sięgnięcia po ten dokument. Tak samo jak trudno mówić o lustracji bez odwołania się do Maleszki i „Trzech kumpli”.

O ile wcześniej poznawaliśmy mechanizmy uwikłania we współpracę i perfidii jaką przynosiło bycie tajnym agentem, tak w przypadku listu mamy do czynienia z odkryciem tego, jak wielką przewagę 20 lat po rozwiązaniu SB utrzymują jej funkcjonariusze nad swoimi agentami.

List Pietruszki odczytuję jako przypomnienie przez ludzi SB wszystkim konfidentom, że w dalszym ciągu środowiska postubeckie są w stanie kontrolować ich sumienia. Sama sprawa i osoba księdza Czajkowskiego są w tym przypadku najmniej ważne. Równie dobrze można przyjąć, że Pietruszka pisze do wszystkich tajnych współpracowników SB. Pewne najbardziej wstydliwe rzeczy tylko sugeruje, nie mówiąc o nich wprost. A to tylko wzmaga strach i niepewność

Zastanówmy się zatem co między wierszami zdążył powiedzieć Pietruszka w swoim liście.

Pierwszy trop do analizy przynosi już forma listu. Cała korespondencja jest utrzymana w przedziwnym tonie. Pietruszka nie ucieka od komplementowania ks. Czajkowskiego, wyliczania jego zalet i cnót. Pochwał nie ma końca, tak jakby autor chciał wytłumaczyć się, że w ogóle musi coś złego napisać o swoim dawnym agencie.

A przecież nie musiał się Pietruszka silić na subtelność i wyrafinowane słowne gierki. Skoro jednak po nie sięgnął, to warto je odkodować.

Moja teza jest taka: przy pomocy tej formy Pietruszka komunikuje agentom, że mogą wciąż liczyć na milczenie dawnych prominentów SB, bo przecież niczego tak naprawdę kompromitującego i nieujawnionego o przeszłości Czajkowskiego się nie dowiadujemy. Jednocześnie jednak muszą mieć się na baczności, bo w każdej chwili on Pietruszka może przemówić konkretami.

A to znaczy, że nie historycy IPN są zagrożeniem dla konfidentów, ale ekipa gen. Kiszczaka, z którą zawierano dwie dekady temu polityczną umowę. Historycy jawią się w tej perspektywie jako wyzwoliciele od strachu. Ujawniając przeszłość przecinają nici łączące kapusia z esbekiem. Mógłby przystąpić Czajkowski do ofensywy minimalizującej stopień swego donoszenia. Zresztą to po to Wyborcza zaprosiła go do wywiadu. Listowa kontra powstrzyma go od tego.

Na razie przekaz Pietruszki jest taki: nie ujawniamy szczegółów naszych dawnych spraw, bo dla nas te wspólne tajemnice to gwarancja wpływu na losy III RP i tego, że w razie czego wy: politycy, dziennikarze, naukowcy, sędziowie, biznesmeni, kapłani nigdy naszym prośbom nie odmówicie. Wystarczy nam możliwość szantażu. Ale gdybyście kiedykolwiek zdecydowali się na jakąś samodzielność albo próbę wkurzenia nas - jak choćby TW Jankowski, który zdenerwował Pietruszkę zbytnim rozgrzeszaniem się - to wiedźcie, że nie wolno tego robić. Czajkowski to mało ważna persona, więc można ją postraszyć szczępkami przykrych dla niego tajemnic, aluzjami, zapowiedzią ujawnienia szczegółów. Ale nie zawsze i nie w stosunku do każdego musi być tyle pobłażliwości.

Bo w istocie Pietruszka umiejętnie straszy. Wybiera dwie wypowiedzi ks. Czajkowskiego dla GW. „Rozmawialiśmy, ale nigdy nie powiedziałem niczego, co miałoby charakter jakiegoś donosu”, „Pietruszka nigdy żadnych zadań mi nie dawał”.

W komentarzu do tych cytatów uderzająca jest pewność i wyzwanie rzucane przez esbeka kapłanowi. „Naprawdę nigdy nie donosiłeś i nigdy nie wypełniałeś naszych poleceń? A chcesz się założyć, o to, że sobie cos przypomnimy?” - komunikuje bez pardonu jeśli tylko odrzemy jego list z zawoalowania.

To idealny przykład dyscyplinowania przez przypominanie i przez strach. Czy w obliczu tego ks. Czajkowski wciąż będzie próbował uciekać od swej brzydkiej przeszłości, czy też spasuje i straci pewność, że „nigdy”? To Pietruszka decyduje czy może Czajkowski starać się o zdjęcie chociaż części ciążącej na nim hańby, czy też nie.

Przypatrzmy się kolejnym listowym komentarzom byłego oficera. „Pietruszka nigdy żadnych zadań mi nie dawał”. Całkowita zgoda księże. Zawsze były to uprzejme prośby. Jak choćby ta o wyjazd księdza do Wiednia po określone dokumenty dotyczące jednego z biskupów, które z terenu Austrii chciano, poprzez zaufanego księdza, przekazać prymasowi. Spełnił ksiądz tę prośbę, otrzymał bilet lotniczy i stosowną „dietę” w dewizach. Tutaj nawet najbardziej dociekliwym nie przyjdą na myśl słowa: zadanie, pieniądze, czy dyspozycyjność”.

Jak inaczej i mniej enigmatycznie mógł wyrazić tę myśl pułkownik SB?

Ano choćby mógł użyć takich słów: sypałeś dla nas księże, sypaliście inni anonimowi odbiorcy tego listu, nawet was do tego nie zmuszaliśmy. Braliście pieniądze, donosiliście na znajomych, oszukiwaliście przełożonych dokładnie tak jak chcieliśmy. Dzięki temu dużo wiemy o różnych sprawach: tu konkretnie o biskupie. Niech się boją również inni, niekoniecznie umoczeni. To, że do tej pory tak mało mówiono o waszych zadaniach, dyspozycyjności, sprzedajności to nie przypadek. Naprawdę nie trzeba arcydociekliwości by się to zmieniło.

W liście Pietruszki pojawia się temat kłamstw, jakie zwierają esbeckie dokumenty i temat „tylko zwykłego rozmawiania” bezpieki z konfidentami. Czajkowski, tak jak wszyscy mu podobni, próbował redukować zakres współpracy szukając ratunku w detalicznych nieścisłościach.

I w tym przypadku zachowanie Pietruszki jest niestandardowe jeśli idzie o postępowanie ubeków w podobnych sytuacjach. Dotychczas nie pogrążali oni swoich agentów, zasłaniając się chociażby w sądach niepamięcią. Tymczasem pułkownik pokazuje, że pamięć ma doskonałą, pamięta nawet drobnostki.

Obala ulubione tłumaczenia antylustratorów i ostrzega, że nie da się zanegować faktu współpracy powołując się na błędy w papierach. Jeśli są pomyłki w dokumentacji, to można je wyłapać i wytłumaczyć. I nie warto udawać, że było się zakumplowanym z esbekiem, bo oni w lokalach operacyjnych życia towarzyskiego nie prowadzili.

Nie przeceniam listu Pietruszki. Ma on znaczenie, bo rzadko zdarza się, że były esbek tak otwarcie mówi o współpracy z prowadzonym przez siebie agentem i daje w swej wypowiedzi tyle tropów. Pokazuje przy tym siłę jaką wciąż dysponują środowiska postubeckie. Bawi się tym, czy powiedzieć coś więcej o brudnej przeszłości ks. Czajkowskiego, a w domyśle wszystkich innych TW, czy jeszcze się powstrzymać.

Skutkiem takiego postępowania jest strach Czajkowskiego i mu podobnych. Guzik mnie oczywiście obchodzi gorsze samopoczucie dawnych kapusiów. Problem jednak w tym, że wielu z nich  decyduje o kształcie instytucji publicznych i życia publicznego. Ich strach jest powodowany uświadomieniem sobie realnego zagrożenia. Poczucie zagrożenia może być wywołane zarówno faktycznym, przynoszącym niebezpieczeństwo wydarzeniem, jak również tylko możliwością jego wystąpienia. III RP przez 20 lat nie wypracowała mechanizmu, który pozwoliłby byłym konfidentom ujawnić się. Skoro tak, to nie należy się dziwić, że dzisiaj to Pietruszka wpływa na to kto ma się bać przeszłości.

http://slimak.onet.pl/_m/info/ks1.pdf
http://slimak.onet.pl/_m/info/ks2.pdf
http://www.wyborcza.pl/1,76842,6431455.html

Rocznik 1981, mieszkam w Toruniu. tak w ogóle to młody, wykształcony i z dużego miasta.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (11)

Inne tematy w dziale Polityka