Wrogiem dla współczesnych demokratów skupionych w unioeuropejskim salonie nie jest komunizm, a antykomunizm.
Na poziomie mało znaczących deklaracji Bruksela dostrzega dwa europejskie totalitaryzmy. Na poziomie konkretnych decyzji jest ślepa i głucha na lewe oko i ucho. Komisja Europejska przez pięć ostatnich lat w ponad jednej trzeciej była złożona z byłych komunistów. I w przeciwieństwie do sprawy odwiedzającego Pinocheta Kamińskiego nikogo to nie raziło.
Parlamentowi Europejskiemu i siłą rzeczy Unii Europejskiej od dawna w odniesieniu do przeszłości towarzyszy ocean hipokryzji. Organ ten potrafił wprawdzie w czerwcu przyjąć rezolucję w sprawie „świadomości europejskiej i totalitaryzmu”, w której znalazło się miękkie, ale jednak, zanegowanie komunizmu, ale kilkadziesiąt dni później nie miał cienia litości dla Kamińskiego, nie pozwalając mu zostać swoim wiceprzewodniczącym. Jednym z powodów była dawna wizyta Polaka u Pinocheta.
Posadzenie w prezydium PE sympatyka chilijskiego dyktatora, który mógłby kalać pamięć południowoamerykańskich ofiar było dla szczerych europejskich demokratów nie do przyjęcia.
Niestety takiej samej wrażliwości parlamentarna większość nie wykazała, gdy w 2005 r. przewodniczący parlamentu, hiszpański socjalista Jose Borrell - umocowany w brukselskiej hierarchii wyżej niż mógłby być Kamiński - zasłynął paskudnym działaniem, odmawiając uczczenia przez PE ofiar zbrodni katyńskiej. Uzasadnił to mówiąc, że Parlament nie ma w zwyczaju czczenia tragicznych wydarzeń, choć kilka tygodni wcześniej organ złożył hołd ofiarom Auschwitz.
Takim samym zacietrzewieniem wykazał się kilka tygodni temu lider europejskich socjalistów Martin Schulz, protestując przeciwko temu by Jean Marie Le Pen zajął należną mu z racji wieku, chwilową i czysto dekoracyjną funkcję przewodniczącego seniora PE.
Podobnych przykładów jednostronnego interpretowania historii było w minionej pięciolatce w Brukseli więcej. Pierwszym sygnałem nadawania Unii czerwonego kierunku był już wybór składu Komisji Europejskiej w 2004 r. Rocco Batiglionego za swe przekonania nie został dopuszczony do objęcia w niej funkcji komisarza, ale już swoje nominacje odbierali bez przeszkód dawni piewcy sierpa i młota.
Jak policzyłem na 27 unijnych komisarzy kadencji 2004 - 2009 aż dziesięciu to formalnie lub mentalnie dawni towarzysze. Ci pierwsi chwałę ustroju wykuwali w swoich ojczyznach w jednej jedynej partii, ci drudzy nie mając okazji do praktycznej służby, ograniczali się do propagowania czerwonych idei w swoich zachodnioeuropejskich demokracjach.
Przez ostatnie pięć lat, w pierwszej dekadzie XXI w., rzekomej erze rozkwitu demokratycznych wartości, więcej niż jedna trzecia europejskiego rządu była tworzona przez byłych komunistów.
Najważniejszy z nich to Manuel Barroso. Jak dobrze wiadomo do były maoista chcący nieść rewolucję do Portugalii. Oczywiście każdy może zmienić poglądy, ale Barroso wyznawał akurat takie, które nigdy w niczym mu nie przeszkadzały. Maoistą jak przyznaje nie jest już od dawna, co jednak nie przeszkadza mu całkiem poważnie głosić opinii radujących serca kustoszy pamięci Mao, choćby takich, że Tybet to integralna część państwa uformowanego przez Mao Ze Donga.
Swoich młodzieńczych wysiłków na drodze do budowania komunizmu lepszego niż był on w Europie Wschodniej nie szczędziła też Szwedka Margot Wallstrom, w komisji pierwszy zastępca Barroso, a w latach 70. rzecznik Szwedzkiej Socjaldemokratycznej Ligi Młodzieżowej. W tamtym czasie Liga była dobrą przechowalnią dla trockistów.
Najbardziej ideą bolszewickiej rewolucji przejęty był chyba jednak brytyjski komisarz Peter Mendelson. Wpierw zbuntował się przeciw Partii Pracy i wypisał z jej młodzieżówki, bo popierała ona amerykańską interwencję w Wietnamie. Trafił zatem do Ligi Młodych Komunistów, przybudówki Komunistycznej Partii Wielkiej Brytanii. Potem był oficjalnym delegatem jeszcze innej kryptokomunistycznej brytyjskiej kanapy na 11 Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów, który w 1978 r. odbył się na Kubie pod hasłem antyimperialistycznej solidarności. Do niedawna Mendelson czuwał nad unijnym handlem.
Cała trójka tłumaczy się dzisiaj młodzieńczą naiwnością. Hiszpański komisarz Joaqui¬n Almunia, przez pięć lat spec od spraw monetarnych w UE, naiwny w miłości do komunizmu pozostaje i na starość. W 2000 r. jako lider hiszpańskiej lewicy po 70 latach doprowadził do wyborczej koalicji socjalistów z komunistami. Do tego czasu obie strony były tak skłócone, że nie decydowały się na wspólny rząd nawet, gdy łącznie miały przewagę nad konserwatystami. Trzeba było dopiero przyszłego komisarza Almunii by znaleźć wspólny język z sukcesorami hiszpańskiego terroru lat 30.
Leciutko komunizował też za młodu Franco Frattini, komisarz znacznie przychylniejszy dla europejskiego establishmentu niż nazywający homoseksualizm grzechem Buttiglione. Dlatego był dobrym zmiennikiem dla swego rodaka.
Oczywiście swoje komunistyczne wiano do Komisji UE wniosła nie tylko stara, ale i nowa Europa. Za drugie czerwone płuco odpowiadał m.in. Węgier Laszlo Kovacs, który przez osiem lat był w aparacie centralnym partii i wiernie służył Janosowi Kadarowi.
Komunizmu w najlepszym do tego miejscu na świecie uczyli się Litwinka Dalia Grybauskaite - od kilkunastu dni prezydent swego kraju, Łotysz Andris Piebalgs oraz Estończyk Siim Kallas. Wszyscy oni należeli do Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, a Kallas zdążył się nawet załapać do Rady Najwyższej ZSRR.
Elitę nowej Europy uzupełnia oczywiście Danuta Hübner, która w PZPR spędziła pięknych 17 lat swego życia. Nie wystraszyły jej ani wydarzenia z 1976 r., ani stan wojenny.
Trafić do najlepszego europejskiego towarzystwa nie jest łatwo. Można być ateistą, ale nie antyklerykałem jak Le Pen lub homoseksualistą, ale nie wojującym gejem jak zmarły Heider, a i tak będzie się wrogiem Europy, bo jest się zbyt narodowym.
Można też lubić nie tych przywódców, co zgubiło Kamińskiego lub nie promować pederastii jak Buttiglione. Wciąż jednak trudno się doczekać wykluczenia z brukselskich salonów tych, którzy stali w przeszłości pod czerwonym sztandarem rewolucji. No ale skrupulatni strażnicy przestrzegania unijnych standardów też muszą mieć kiedyś wolne od swego ciągłego zatroskania o europejską tożsamość.
Żródła
O niektórych biografiach internet mówi od razu, a o niektórych próbuje milczeć i trzeba szukać dużo głębiej
Rocznik 1981, mieszkam w Toruniu. tak w ogóle to młody, wykształcony i z dużego miasta.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka