Czy mundial „przykryje” wybory pyta na swoim blogu Kurier z Munster. Problem jest ciekawy, bo kto wie, czy w trakcie kampanii prezydenckiej nie pojawił się dodatkowy czynnik mogący w jakimś stopniu wpłynąć na wynik wyborów.
Teza przywołanego tekstu Kuriera jest taka, że Mistrzostwa w RPA będą atutem dla Bronisława Komorowskiego, gdyż zmniejszy się szansa na zaistnienie jakiegoś faktu, który mógłby zadziałać na jego niekorzyść. Jednocześnie tym, którzy go gonią – w domyśle Jarosławowi Kaczyńskiemu - będzie trudniej pozyskać uwagę wyborców.
Chociaż nie gra Polska, to jednak uwaga części społeczeństwa i przede wszystkim zainteresowanie medialne przesunie się w naturalny sposób na afrykańskie boiska. Wydawałoby się, że taki stan może łatwiej zakonserwować dzisiejsze preferencje wyborcze.
Dla podparcia tej tezy warto dodać, że nawet debaty telewizyjne pomiędzy kandydatami, o ile do nich ostatecznie dojdzie, odbędą się w porze meczów i oczywiste jest, że obejrzy je mniej widzów niż gdyby piłkarskiej konkurencji nie było. Należy też zaznaczyć, że poprzednie mistrzostwa w Niemczech oglądały średnio prawie cztery miliony osób.
Wydawałoby się zatem, że ważne globalne wydarzenie, koncentrujące uwagę mediów będzie sprzyjać – o ile w ogóle ma sprzyjać - Komorowskiemu. Okopał się na sondażowym prowadzeniu – PO lubi wierzyć w sondaże – i im więcej się dzieje, tym ludzie mniej dostrzegają wpadki marszałka.
Jednak mówiąc o potencjalnym wpływie mistrzostw na wybory dopatrywałbym się zupełnie innych implikacji. RPA 2010 może być czynnikiem, który w niezamierzony sposób bardziej przysłuży się Kaczyńskiemu. Powody są dwa.
Pierwszy, może mniej istotny, to zachowanie wyborców w dzień głosowania. Zasadne staje się pytanie na ile fakt, że od godziny 13 do godziny 18 w telewizji będzie dominować futbol, czyli atrakcyjny sposób spędzenia popołudnia, nie osłabi zapału pójścia do urn. Jest to możliwe, tym bardziej w odniesieniu do tych, dla których wybory bywają dodatkiem do niedzielnego spaceru. Albo np. dla kobiet, które towarzyszą przy urnach mężczyznom, a same nie są skore do udziału w wyborach. Takie postawy wahających się wyborców widziałbym po stronie zwolenników PO.
Druga płaszczyzna potencjalnego wpływu mistrzostw na zachowanie wyborcze to pojawienie się tarczy chroniącej przed agitacją do masowego udziału w głosowaniu. W tym kontekście mundial może oznaczać zatrzymanie mechanizmu, który zapewnił Platformie wygraną w 2007 r., gdy mieliśmy nieporównywalne z niczym wcześniej nawoływanie do „zmieniania kraju”.
Teraz, już choćby za sprawą wakacji i mało wojennego klimatu, trudno zaognić przedwyborczy klimat. Wprawdzie próby straszenia „potwornym Kaczorem” na pewno się pojawią, ale mundial może te zabiegi stępić zmuszając, głównie media, do dzielenia uwagi telewidzów między wybory i mistrzostwa. Może pojawić się symptom, że oto nie samymi wyborami żyje człowiek.
Bez kilku, kilkunastu procent głosów osób, które sprawami publicznymi się nie interesują, ale w obliczu silnej presji z zewnątrz na wybory chodzą, Platformie może być trudno wygrać prezydenturę. Zresztą tego czego bardzo się boi, to faktu, że głosować będą głównie żelazne elektoraty. Ten Jarosława Kaczyńskiego jest stabilny, zmobilizowany jak nigdy. Na pewno kolorowe pokusy ze świata dużo łatwiej skuszą wyborców Komorowskiego.
Rocznik 1981, mieszkam w Toruniu. tak w ogóle to młody, wykształcony i z dużego miasta.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka