Dominik Wójcicki Dominik Wójcicki
251
BLOG

PZPN to PZPR? To trzeba było też tak zwalczać postkomunizm

Dominik Wójcicki Dominik Wójcicki Polityka Obserwuj notkę 0

PZPN to PZPR. Ta popularna zbitka pojawia się zawsze, gdy dyskutuje się o PZPN. Bo zrządzanie z minionej epoki, bo działacze o mentalności towarzyszy, bo obyczaje jak za Gierka. Jeśli to prawda, to dlaczego pomysły na walkę z PZPN nigdy nie były wykorzystane do walki z PZPR i tym w co się on przekształcił, czyli postkomunizmem po 1989 r.?

Spróbowałem zestawić najpopularniejsze antyzwiązkowe pomysły zgłaszane zwłaszcza przez mainstreamowe media i pokazać jak bardzo od tych samych pomysłów środowiska te odżegnywały się po 1989 r., gdy trzeba było reformować Polskę. Oczywiście wiele z tych postulatów pochodzi także ze środowisk prawicowych, ale one akurat gotowe były wypełnić je w walce o nową Polskę. Nie ma tu więc hipokryzji.

Skoro więc PZPN równa PZPR i postkomunizm, to popatrzmy jak tchórzliwie przez 23 lata zmieniano Polskę, a jak ochoczo nawołuje się do rozpędzenia Laty i kolegów.

Po lewej przepis na budowę III RP, po prawej odwrócenie znaczeń dla walki z PZPN.

Ręce precz od autorytetów vs. Koniec ze świętymi krowami w polskiej piłce

Siła pookrągłostołowego salonu wzięła się m.in. z faktu, iż obiecał on luminarzom PRL, że żaden z nich za swoje czyny i słowa z czasów Polski Ludowej nie odpowie. Nie tylko karnie, ale i moralnie. Mając po swojej stronie ludzi społecznie szanowanych, mógł salon urządzać kraj po swojemu. Miłosz, Szymborska, Kuroń, Wajda, Kapuściński, Geremek, Bauman, Kołakowski nigdy publicznie nie usłyszeli pytania o to, jak czują się z tym, że obcy reżim wspierali. Uznano, że są na tyle wybitni – co jest oczywiście prawdą – że ta wybitność znosi prawo krytykowania ich.

Odnosząc ten przykład do PZPN, można napisać, że przecież Grzegorz Lato, Stefan Majewski, Antoni Piechniczek, Władysław Żmuda, też są w świecie polskiego futbolu, czy jak Lato światowego, postaciami wybitnymi. Tutaj jednak apel o szacunek dla autorytetów kwitowany jest co najmniej śmiechem i odsyłaniem apelującego do domu wariatów.

Rewolucja jest wykluczona vs. Tylko przewrót zmieni PZPN

Piewcy III RP z dumą podają ją za przykład państwa, w którym przekazanie władzy nastąpiło bez rozlewu krwi. Tyle, że przekonanie to opiera się na kłamstwie. Unika bowiem odpowiedzi na pytanie, kto w 1989 r. miałby tę krew społeczeństwu upuszczać? Władza komunistyczna straciła wsparcie nawet resortów siłowych, co pokazały wyniki wyborów czerwcowych w tzw. obwodach zamkniętych, w których głosowały tarcza i miecz PRL. Mit bezkrwawej rewolucji zakładał zatem istnienie obrońców ancien regime. Tych nie było, a sama idea reform w miejsce rewolucji była faktycznie zgodą na urządzenie się nomenklatury kosztem odnowy państwa.

W przypadku PZPN rewolucja jest dla wszystkich oczywistością, a wszelkie powolne zmiany mają być przyzwoleniem na rządy kolesiostwa.

Studźmy nastroje społeczne, bo wymkną się spod kontroli vs. Potrzebny jest szeroki ogólnospołeczny protest

Lękiem, który po 1989 r. napawał salon było zawołanie „A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści”. Zwiastowało to, co może się stać, gdy uobywatelnią się masy. Dlatego III RP zachęca głównie do tego, by „każdy robił swoje”. Lekarz ma leczyć, piekarz piec chleb, a rybak łowić ryby. Po pracy spacer w galerii handlowej i film w telewizji. Im mniej obywatelskości tym lepiej, chyba że to obywatelskość na rzecz mniejszości. Wszelkie społeczne zrywy z założenia są wątpliwe, bo mogą zagrozić władzy. Jedyny wyjątek to pielęgniarki, ale i władza nie była wtedy swoja.

Starcie z PZPN, to znów odejście od zagrywek wypracowanych na politycznym podwórku. Odwołanie do jak najszerszej części społeczeństwa jest tu pożądane. Mieliśmy trzy lat temu akcję pustych stadionów i bojkotu meczów. Jest chęć organizowania kampanii wymuszających na sponsorach PZPN zerwanie tej współpracy. Aktywność obywateli jest więc traktowana bardzo wybiórczo.

Historia wcale nie jest jednoznaczna vs. Cała wasza przeszłość była zła, dawne dokonania was nie bronią

Nie ma w salonie III RP osoby bądź koterii, których biografie zostałaby opowiedziane z rozłożeniem akcentów na sukcesy i porażki. Jeśli były upadki, to mówić o nich nie warto, bo przecież i tak ów upadły okazuje się być w końcu człowiekiem honoru. Jaruzelski ma być pamiętany jako ten, który doprowadził do okrągłego stołu i honorowo oddał prezydenturę. Wielki Elektryk ma być tylko liderem Solidarności i Noblistą, a nie także Bolkiem i ostatnim czytelnikiem akt SB na swój temat. Nawet Niesiołowski jest „bohaterem czasów, gdy innych na bohaterstwo stać nie było”, w związku z czym chamstwo uchodzi mu bezkarnie. Części chwalebne biografii automatycznie znoszą pamięć o częściach bolesnych i to bez względu na proporcje.

I znów takiej wyrozumiałości nie ma w stosunku do PZPN. A przecież jego historia po 2000 r. to także plusy. Sportowe: gra na mundialach po 16 latach przerwy, co jest sukcesem i organizacyjne: doprowadzenie do Euro w Polsce i finansowe uniezależnienie się od budżetu państwa. Ale o blaskach wygodniej nie pamiętać.

Transformacja nie może nikogo wykluczyć vs. Dla byłych działaczy nie ma w związku  miejsca

Jak wiadomo w III RP budowę państwa od nowa zapewnić miały lustracja i dekomunizacja. Jednak mainstream prowadził z nimi do czasu Smoleńska wojnę na śmierć i życie. Nawet w warstwie językowej robiono dużo, by słowo komunista przestawało być określeniem etycznie stygmatyzującym byłego PZPR-owca. Miało obracać się przeciw temu, kto go używał, jako objaw oszołomstwa. Doszło do tego, że medialni wychowawcy Polaków praktycznie orzekli, że nad Wisłą nie było żadnych komunistów, bo każdy towarzysz był w partii z tysiąca powodów, ale nigdy z chęci wspierania systemu przyniesionego na bagnetach z Moskwy.

Gdy mowa o PZPN to gorliwość w szukaniu jakichkolwiek związków z jego władzami jest nieporównywalnie większa i ostatnio nawet Jan Tomaszewski musiał się tłumaczyć, że jakiś czas temu był szefem komisji etyki w piłkarskiej federacji.

W nowej rzeczywistości liczą się kompetencje i doświadczenie vs. Precz z leśnymi dziadkami

To właśnie w imię postulatu kompetencyjności rządy solidarnościowe w latach 90. trafiały na barierę, iż mógł minister i wiceminister mieć chęć zmian w resorcie, ale nad ich wprowadzeniem na niższym szczeblu i tak czuwali szefowie poszczególnych departamentów powołani lata wcześniej i utrwalający przez ten czas to, co nagle miało być zmieniane. I w większości byli oni nie do ruszenia, bo przecież liczyły się kompetencje i doświadczenie, o których ktoś spoza partii, z prostych przyczyn nie mógł nawet myśleć.

Jednym z najbardziej charakterystycznych przykładów tej patologii jest Tomasz Turowski, dyplomata ze skandalicznym życiorysem, dla którego na początku trzeciej dekady transformacji czekała placówka w Moskwie, bo przecież był w opinii MSZ właśnie kompetentny, a to wystarczało.

Odnowa PZPN polegać ma na koniecznym odsunięciu tzw. leśnych dziadków, czyli działaczy, często społeczników z prowincji, którzy prezesa Latę widzieli jedynie w telewizji.

Nie wymachujmy szabelką, bo jest Moskwa vs. Niech się FIFA nie miesza

Tak jak FIFA jest wielkim sojusznikiem PZPN, tak ZSRR był wielkim sojusznikiem PZPR.

Pedagogika III RP polegała na wbudowywaniu Polakom przekonania, że istnienie Sowietów determinowało, nawet wbrew osobistej woli, niedobre zachowania np. Jaruzelskiego. Gdyby nie oni, można byłoby rządzić się po swojemu, a tak wiadomo - geopolityka.

Może się ktoś żachnąć, że ZSRR trzeba się było bać, bo jego czołgi zabijały, a FIFA najwyżej wyrzuci piłkarzy. Chodzi jednak w tym porównaniu o pokazanie parawanu, za którym elity III RP mogły się kryć, by nie musieć w całości demontować państwa postpzprowskiego. Moskwy należało się bać w latach 50., 60., 70. i w roku 1980. Potem nie. A to presją Moskwy twórcy III RP tłumaczą do dzisiaj haniebne zachęty do głosowania w drugiej turze wyborów czerwcowych, wybór Jaruzelskiego na prezydenta, wyprowadzenie wojsk rosyjskich dopiero w 1993 r., czy też najpóźniejsze w bloku w pełni wolne wybory parlamentarne.

Minimalizm własnego działania zawsze tłumaczony był istnieniem wschodniego sąsiada.

Gdy walka szła o chleb, postawa była lękliwa. Gdy idzie tylko o igrzyska, odwaga rozpiera.

Legitymację do rządzenia mamy my vs. Wprowadźmy koniecznie nowych ludzi

Antytezą postulatu o nowych ludziach jest hasło, że politykę w III RP uprawiać będziemy tylko my. Ci my, to oczywiście jedyna w Polsce elita predestynowana do rządzenia, której drogi zeszły się przy okrągłym stole. Władać krajem powinna dopóki biologia nie upomni się o swoje prawa.

Raz wybory wygrywać miała strona solidarnościowa - oczywiście jednak nie ta jej część, która kontrakt okrągłego stołu wypowiedziała i stała się antypaństwowa. Innym razem do władzy dojść miała przemianowana na socjaldemokrację postkomuna. Miały być dwie siły, miał być i pluralizm.

Udało się prawie idealnie, bo od 23 lat niemal nieprzerwanie rządzi koalicja okrągłego stołu i niemal te same osoby. Nowi po 1989 r. wnieśli do polityki głównie nieznane wcześniej pokłady cynizmu.

Idealnym zaprzeczeniem żądania, by wprowadzać młodych jest skład doradców prezydenta Komorowskiego z Mazowieckim, Wujcem i Lityńskim na czele, czyli tercetem przechodzącym polityczną inicjację mniej więcej wtedy, gdy w Warszawie trwał Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów. A był to rok 1955.

Metoda na uzdrowienie PZPN to jednak młodzi, znający języki menadżerowie z laptopami.

Z demokracją się nie dyskutuje vs. Nie może demokracja usprawiedliwiać przekrętów

Problem z dokładnym rozumieniem tej zasady pojawił się w 2005 r. w momencie wygranej braci Kaczyńskich. Ich triumf stał się dogmatycznie potwierdzonym wyjątkiem dopuszczającym odstępstwo od reguł szanowania wyników demokratycznych wyborów.

Jednak oprócz tego jednego wyjątku każda, choćby etyczna, kontestacja politycznego krajobrazu po 1989 r. kwitowana była stwierdzeniem, że ludzie tak wybrali.

W efekcie Kwaśniewski swe alkoholowe ekscesy zawsze przykryje stwierdzeniem, że jako jedyny wygrał wybory z ponad 50 proc. poparciem, więc Polaków jego postawa nie raziła. Wokół tej samej nuty kręci się prezydentura Komorowskiego, bo zgaduję, że nawet część jego wyborców wie, że nie posiada on żadnych kompetencji umysłowych do czegoś trudniejszego niż patrzenie w żyrandol. Sondażowy głos ludu przesądza nawet o braku pomnika ofiar smoleńskich. Bo demokracja, bo większość.

Ten „szacunek” dla demokracji nie przeszkadza oczywiście w zrozumieniu prostej zasady, że Grzegorza Latę i jego ferajnę też wybrano uczciwie i zgodnie z demokratycznym prawem właściwego stowarzyszenia.

Prawo rzecz święta vs. Trzeba zmienić prawo, bo obecne wiąże nam ręce

To rozszerzenie wcześniejszego punktu. III RP na wielu polach osiągnęła mistrzostwo w cichym dostosowywaniu prawa, by nie przeszkadzało. I dopiero tak zmienione prawo uzyskiwało status świętości i establishmentową ochronę przed podważeniem.

Przykłady? Czy nomenklatura w latach 90. wypełniała w rozumieniu sądowym to, co większość społeczeństwa nazywała rozkradaniem majątku publicznego? Ano w rozumieniu sądowym nie wypełniała. Czy 20 lat esbeckich przywilejów emerytalnych naruszało jakikolwiek przepis? No nie naruszało. Nawet milionowe premie platformerskich pociotków sprzed kilku tygodni wpisały się w działania skrajnie legalne. Jest umowa, to trzeba płacić.

Prawa w III RP łamać nie trzeba, do łamania przeznaczone jest zbiorowe poczucie sprawiedliwości. I dlatego nomenklaturowy majątek stał się nienaruszalną własnością prywatną, esbeckie przywileje prawem nabytym, a premie dla autostradowych partaczy wypełnieniem ważnego kontraktu. Wszystko wedle zasady, prawo jest jakie jest, ale trzeba go przestrzegać.

Dzisiaj PZPN reformowany miałby być przez nową ustawę o sporcie. Istniejące prawo nie daje podstaw, by dobrać się Lacie do skóry, ale skoro wiadomo, co się w PZPN nie podoba, to trzeba ułożyć pod to odpowiednie artykuły.

Podsumowanie

Nie był to tekst o PZPN i nie był to prób obrony związku. Był to tekst o dobrych radach na dzisiaj w sprawie nie pierwszej wagi, z których nie skorzystano po 1989 r. w sprawie bez porównania ważniejszej. Może faktycznie warto wszystkie zasady wymieniane jako pierwsze pogwałcić, by zrobić porządek z polską piłką?

Jeśli jednak tak się stanie, to o ileż większy żal, strata i grzech zaniechania, że nie uczyniono tego budując Polskę po komunizmie.

Rocznik 1981, mieszkam w Toruniu. tak w ogóle to młody, wykształcony i z dużego miasta.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka