Dominik Wójcicki Dominik Wójcicki
1792
BLOG

Polacy znów zobaczyli, że nie potrzebują państwa

Dominik Wójcicki Dominik Wójcicki Polityka Obserwuj notkę 35

W wyniku konfliktu rodziców niepełnosprawnych dzieci z rządem wydatki budżetowe ani trochę się nie zmniejszyły, ale za to przybyło kilkaset tysięcy osób rozczarowanych Polską. Na własnej skórze odczuły, że dla swojego państwa są przede wszystkim ciężarem i w zasadzie byłoby lepiej, gdyby ich w ogóle nie było.

Państwo, aby miało wartość dla swoich obywateli musi w razie konieczności wspierać ich w przezwyciężaniu trudności, z którymi jednostka nie jest w stanie sama sobie poradzić. I nie jest to zdanie z manifestu socjalistycznego, jak chcieliby dogmatyczni liberałowie, ale bardzo pragmatyczne podejście, w ramach którego państwo nie może być wielkim nieobecnym, ale powinno być wielkim pomocnikiem. W Polsce niestety po raz kolejny przekonujemy się, że w razie potrzeby na tego „pomocnika” liczyć nie możemy.

Sejmowy protest rodziców niepełnosprawnych dzieci stałsię dobrą ilustracją tego, kto, kiedy, czego i kosztem jakich innych wyborów może oczekiwać ze strony państwa, będącego przecież organizacją powołaną do rozwiązywania rozmaitych wyzwań.

W dyskusji toczącej się na kanwie przywołanego konfliktu większość komentatorów z większym lub mniejszym, ale jednak zrozumieniem odnosi się do postawy prezentowanej przez rząd (innego zdania są tylko politycy opozycji, ale to rzecz oczywista i nie wymaga głębszej analizy).

Postawa rządowa zakłada zaś, że choć protest rodziców ma swoje uzasadnienie, to jednak głównym  zadaniem rządzących jest dbanie o budżet państwa. W tym konkretnym przypadku istnieje zaś obiektywna rzeczywistość finansowa, która nakazuje nieuleganie presji rodziców. Z jednej strony państwa bowiem na uległość nie stać, a z drugiej mogłoby to stworzyć niebezpieczny precedens i ośmielić inne grupy społeczne do stawiania własnych roszczeń. Innymi słowy, jak stwierdził premier, nie można się kierować sercem, a jedynie rachunkiem matematycznym.

Na pozór jest to podejście racjonalne, w istocie jednak, to nie rodzice rzekomo chcący zrujnować finanse, a premier i wszyscy rzecznicy jego sposobu myślenia, prezentuje postawę antypaństową. Taka postawa surowego księgowego ma tę cenę, że choć na krótką metę pozwala zachować porządek budżetowych słupków z liczbami, to w dłuższej perspektywie dewastuje i tak malejące przekonanie dużej części Polaków o zaletach płynących z posiadania własnego państwa. Skoro to państwo od konkretnych dramatów wyżej stawia budżet, który przynajmniej w teorii służyć powinien zaspakajaniu ludzkich potrzeb, to tylko ktoś o sercu romantyka jest w stanie dalej w nie wierzyć.

Pokazuje bowiem polskie państwo w kolejnym roku rządów Platformy Obywatelskiej, że jest bytem całkowicie obcym i zewnętrznym w stosunku do swoich obywateli. W takiej perspektywie głos jednej z mam, która w akcie bezradności zawołała, że zwróci się o pomoc do Rosji lub Unii Europejskiej był nie tylko atrakcyjnie sformułowanym wyrazem bezsilności. W swojej głębszej wymowie stanowił potwierdzenie utraty przez nią zaufania w stosunku do państwa.

Osobistemu nieszczęściu wielu tysięcy ludzi przeciwstawiono bowiem wyrachowane tłumaczenie o tym, iż spełnienie wcale niewygórowanych oczekiwań rodziców oznaczać będzie niesprawiedliwość poczynioną w stosunku do reszty obywateli. Premier stworzył zatem fałszywy scenariusz, w którym zmuszony był odmówić rodzicom, by w ten sposób ochronić budżet i w konsekwencji przeważającą większość rodaków. Pytanie tylko, co konkretnie ta reszta zyskała na odrzuceniu postulatów rodziców niepełnosprawnych dzieci?

Być może złożoność procesów społecznych zakłada możliwość zaistnienia wyborów, w których trzeba będzie decydować się na mniejsze zło, poświęcając mniejszość dla ochrony większości. W sytuacji zagrożenia wojną można będzie np. konstruować budżet wojenny odwracając się od szeregu innych obszarów życia. W tym konkretnym przypadku trudno jednak podejrzewać, że pieniądze, których oczekiwali rodzice były premierowi potrzebne na lepsze przygotowanie Polski do wojny. One przecież i tak zostaną wydane. Spełnienie postulatów rodziców nie wymagało zwiększenia podatków.

Przy tego typu zagadnieniach chodzi po prostu o to, aby pieniądze i tak już będące w dyspozycji państwa wydawać mądrzej, czyli przede wszystkim z myślą o ludziach, którzy w danym momencie najbardziej potrzebują wsparcia. Tymczasem matka zmuszona do całodobowej opieki nad niepełnosprawnym dzieckiem, co wyklucza możliwość normalnego jej zarobkowania, jako osoba niepotrzebująca natychmiastowej pomocy jawić może się tylko tym rządzącym, którzy własnych obywateli mają w głębokiej pogardzie.

O ile po Tusku i jego ekipie nigdy niczego dobrego się nie spodziewałem, o tyle postawa niektórych publicystów, blogerów i normalnych ludzi o nastawieniu propaństwowym, zakładająca utrzymanie za wszelką cenę budżetowej niezmienności, stanowi dla mnie przykrą niespodziankę.

Naprawdę jest rzeczą dziecinnie prostą, by w kilkudziesięciu tysiącach budżetowych pozycji znaleźć takie, których finansowanie jest mniej pilne niż rzecz akurat omawiana. I być może mniej pilne niż kolejne rzeczy, które by się w związku z protestem tych konkretnych rodziców ujawniły. Kto uważa inaczej wystawia swojej inteligencji beznadziejne świadectwo. Do niedawna nie wiedzieliśmy przecież choćby o pomyśle na portal internetowy dla bezdomnych. Będziemy udawać, że podobnych projektów „zmieniających” Polskę więcej nie ma? Tam są utopione pieniądze, które faktycznie mogłyby pomagać najsłabszym. Jeśli państwo odwróci się od najsłabszych to mało komu jest potrzebne. Silniejsi poradzą sobie bez niego.

To, że rząd nie potrafi tych pieniędzy podzielić inaczej dowodzi, że albo uznał, iż sprawa nie dotyczy jego targetu wyborczego lub przeciwnie – nie chce środków, które mogłyby iść do rodziców, swojemu targetowi zabrać.

Upowszechniane od kilku dni twierdzenie, że stojąc na straży budżetowej niezmienności postępuje się odpowiedzialnie, jest dyskwalifikujące dla każdego posługującego się kategoriami dobra państwa. Efektem takiej postawy nie jest przecież zmniejszenie wydatków budżetowych – pieniądze i tak się rozejdą - a jedynie utwierdzenie kilkuset tysięcy osób, że nikogo ważnego nie obchodzą. Jeśli Polska nie potrafi przyjść im z pomocą, to co właściwie jest w stanie, jako państwo, dla swoich obywateli zrobić?

Rocznik 1981, mieszkam w Toruniu. tak w ogóle to młody, wykształcony i z dużego miasta.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (35)

Inne tematy w dziale Polityka