Ponieważ prezentowanie „kobiety” z brodą w telewizji jest rzeczą wulgarną, to i ten tekst zakończę w sposób wulgarny. W końcu taka to poetyka opisywanego wydarzenia.
Nie znam się na muzyce i nie jest to mój świat. Nie oglądałem wczorajszej Eurowizji. W sumie w ogóle mnie ona, jako konkurs muzyczny, nie obchodzi. Tego, kto wygrał, a kto przegrał dowiedziałem się przed chwilą przypadkiem, robiąc codzienny internetowy przegląd stron. Nie wiem też kto, co i w jaki sposób zaśpiewał i wiedzieć nie będę.
I teraz: nie kieruje mną żaden katolicki punkt widzenia, jakakolwiek fobia, nabyta nietolerancja, nieposzanowanie innych, niezrozumienie współczesnego świata, czepianie się alternatywnych stylów życia, czy co tam jeszcze da radę wymyślić. Żaden z wymienionych motywów nie ma w tej chwili znaczenia dla mojej oceny zjawiska, jakim jest dziwoląg z Austrii, który wczoraj wygrał.
Mimo tego wszystkiego odniosę się do finału Eurowizji. Świat, w którym promuje się takie przebrzydłe człowiekopodobne stwory, jak ten, któremu wczoraj pozwolono wygrać (mówienie o tym wybryku natury „kobieta", to obraza kobiet i kobiecego piękna) staje się zwyczajnie ohydny.
Niemniej jest i niezamierzony pozytyw: słynne gender to oczywisty wybór między tym, co jest tradycyjnie ładne, normalne i nie budzi naturalnej odrazy a tym wszystkim, co jest tego zaprzeczeniem.
I jeszcze jedno: dla wszystkich płci męskiej zachwyconych wczorajszym „festiwalem otwartości i tolerancji”. Ciekawe ilu z was – to zapowiadane lekko wulgarne zakończenie – chętnie poszłoby do łóżka z tą „kobietą z brodą”. Wszak celebrytki piosenkarki, to od zawsze nader wdzięczny obiekt męskch erotycznych marzeń. Zatem, kto pierwszy?
Rocznik 1981, mieszkam w Toruniu. tak w ogóle to młody, wykształcony i z dużego miasta.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura