Michał Wojciechowski Michał Wojciechowski
1231
BLOG

Rok 2084

Michał Wojciechowski Michał Wojciechowski Polityka Obserwuj notkę 14
Dziś piszą o zagrożeniu ze strony sztucznej inteligencji w rękach rządzących. Ale wiadomo to było od dawna, co przypominam.

 

Orwell w swym „Roku 1984” przewidział ekran działający jak kamera, umieszczony w każdym pokoju, oraz powszechny podsłuch i „policję myśli”. Sądził jednak, znając Sowiety i nazizm, że taki stan rzeczy zostanie jawnie narzucony siłą przez zmilitaryzowaną władzę. Wydaje się nam, że w ustroju demokratycznym nie byłoby to możliwe.

Jednakże co w tradycyjnym totalitaryzmie narzucano przez ordynarną przemoc, w demokracji może być wprowadzone przez ustawy. Streścił to Mark Twain: „Niczyje zdrowie, wolność, ani mienie nie są bezpieczne, kiedy obraduje parlament”. Rządzącym trzeba tylko dogodnego pretekstu do wprowadzenia totalnego nadzoru.

 

Obłudne uzasadnienia

Taki pretekst już istnieje, a właściwie preteksty. Jeden to walka z terroryzmem. Już starożytni wiedzieli, że istotnym celem wojen jest spętanie własnych obywateli. Podczas wojny nie pyta się też wiele o słuszność, celowość ani wydatki. Rządom warto więc nieustannie walczyć z zagrożeniem ze strony fanatycznych islamistów itp.

Kontrole antyterrorystyczne idą coraz dalej, dalej niż kontrola obywateli rzekomo wolnych krajów zapoczątkowana z powodu II wojny światowej. Rejestrować można każdą rozmowę telefoniczną, emaila i oczywiście podróże. Komputery obserwują i rozpoznają twarze na ulicy. Dalsze udoskonalenia nastąpią. Czy naprawdę myślicie, że tajne służby tego nie nadużywają?

Ważny pretekst to przepisy podatkowe. Podatki są rabunkowe i zawiłe, więc wymagają ścisłej kontroli obrotu pieniężnego, gdyż trudno je obliczyć, a wielu się uchyla. Gdyby dominowały ryczałty czy inne proste i niskie podatki, nie byłoby powodu do zniesienia tajemnicy bankowej. A tak służby skarbowe mogą dokładnie zrewidować i obrobić nasze kieszenie.

Ale trzeba jeszcze wejść do domów. Co zrobić, by zniweczyć nienaruszalność mieszkań i inne tego rodzaju gwarancje? Tym pretekstem staje się na naszych oczach obrona rodziny przed przemocą (a rodzinę zdefiniował nasz sejm jako osoby mieszkające razem). Skoro już wolno „monitorować” każdą rodzinę, w której mogłoby czyimś zdaniem dojść do przemocy, jesteśmy tylko o krok od masowych podsłuchów w domach, a dwa od kamer. Skryte filmowanie jest notabene banalizowane przez bezkarne stacje telewizyjne.

Można znaleźć następne okazje. Szef Instytutu Obywatelskiego przy PO zarzucił mi całkowicie gołosłownie, jakoby moim zdaniem „dotykanie dziecka przez rodziców w miejsca intymne można nazwać czułą miłością”. Z początku zdumiałem się na taką chamską bezczelność, ale teraz myślę, że sypnął, co jest w planie. Idąc za pomysłem Amerykanów można przecież zakazać dotykania dzieci podczas kąpieli, przepisując ustawowo używanie gąbki. Zrodzi to z czasem potrzebę kamery w każdej łazience.

No bo jakże by można zaniedbać instalowanie kamer w mieszkaniach, jeśli w ten sposób da się pomóc bitym i molestowanym przez wstrętnych rodziców dzieciom. Publicystki „Wybiórczej” by się zapłakały. Furda zapisy konstytucyjne o prywatności, można je zmienić, albo skłonić bliskich politycznie sędziów TK do uznania, że wszystko się zgadza. Oponentom bezczelni postępowcy zarzucą zaraz sprzyjanie pedofilii, tak jak dziś przeciwnikom szpiegowania rodzin zarzucają poparcie dla katowania dzieci. Tymczasem pobicie dziecka jest przestępstwem, a pedofilia wstrętnym zboczeniem, ale można je zwalczać bez zmieniania kraju w więzienie z kamerami!

A przecież sejm może jeszcze zakazać spania z maluchami w jednym łóżku. Albo uznać zdjęcie gołego bobasa za pornografię dziecięcą i rewidować rodzinne albumy. Nic nie przesadzam, proszę, nie pokazujcie takich zdjęć w USA, bo możecie trafić do więzienia i stracić dziecko. Był taki przypadek.

Analogiczne preteksty służą też przeciwko instytucjom kościelnym. Ich autonomia finansowa drażni. Do ciągłej nagonki w mediach, a także do nielegalnych działań władz, jak w Belgii, wystarczy, że jeden na kilkuset duchownych okazuje się zamaskowanym zboczeńcem. Przy okazji ignoruje się fakt, że ofiary pedofilii w rozmowach z księżmi wcale nie życzyły sobie, by dane na ich temat przekazywać policji. Ciekawe, że nie słychać o rewidowaniu gabinetów pediatrów, psychologów i adwokatów… Tak czy inaczej, zmierza to w stronę ograniczenia tajemnicy zawodowej i prawa do prywatności.

W miejscach pracy kamer nie brakuje. Wystarczy dać organom prawo do wglądu w taśmy. Dla większego bezpieczeństwa rzecz jasna. Pomocne będą też przepisy o molestowaniu seksualnym, czyniące przestępstwo z podrywania koleżanki czy kolegi.

W zakresie policji myśli sporo już zrobiono. Od dawna przyzwyczailiśmy się do państwowej szkoły i do jednolitych programów. Krytyka ustroju biurokratycznego się tu nie przemknie. Drugi segment to media, które można czynić państwowymi czy wręcz partyjnymi („publiczne” to fikcja), kontrolować przez koncesje, korumpować interesami z władzą albo nie dawać ogłoszeń firm i instytucji państwowych, wykupić rękami ideologicznych wspólników. Wymykają się władzy głównie część Internetu i media katolickie.

Szkopuł w tym, że opodatkowani obywatele pod szkłem nie chcą się rozmnażać. Na Europejkę, wyjąwszy Francję, przypada jakieś 1,5 dziecka (więcej mają głównie imigranci). W 2084 roku cywilizacja europejska będzie w zaniku także demograficznie, choć póki co rządy uważają najwyraźniej, że podniósłszy VAT jakoś wyżywią siebie i swoich (5 mld z podwyżki VAT odpowiada z grubsza kosztowi wzrostu liczby funkcjonariuszy o 50 tysięcy od początku rządów PO).

 

Skąd te pomysły?

Żądza absolutnej władzy i kontroli ma oczywiście zaplecze ideologiczne. Na pierwszym miejscu wymienię anglosaski kalwinizm, czyli purytanizm. Zaprowadzał on, gdzie mógł, cenzurę i ścisłą kontrolę społeczną w sferze poglądów i obyczajów (skupiając się na płciowości). Każdy rozsądny człowiek wolałby renesansowy katolicyzm… W czasach nowszych najbardziej znanym osiągnięciem tego nurtu było wprowadzenie w wolnych ponoć Stanach Zjednoczonych prohibicji alkoholowej.

Ponieważ ten purytanizm się zlaicyzował, utracił kompas w postaci Dekalogu, a została tylko chęć powszechnej kontroli i niezdrowa ciekawość względem cudzego życia prywatnego. Dlatego w USA aborcja jest w porządku, ale romanse polityków to skandal, zaś ukaranie agresywnego dzieciaka klapsem – nieomal przestępstwo. Z tradycji powyższej biorą się też próby narzucenia jednego sposobu mówienia i myślenia odnośnie do kwestii socjalnych, różnic rasowych, ekologii. Tłumaczy ona również niechęć do katolicyzmu.

Drugie źródło to oczywiście europejska lewica. Niezmiennie totalitarna, co pokazali choćby komuniści, narodowi socjaliści oraz laicki rząd Hiszpanii przed powstaniem Franco. Tak zwana lewica jest w kategoriach historii idei agresywną odmianą kolektywizmu, chybionego platońskiego poglądu o wyższości zorganizowanego w państwo społeczeństwa ludzkiego nad jednostką i nad wspólnotami oddolnymi jak rodzina. Marksoengelsizm nienawidził więc rodziny jako ostoi konserwatyzmu, religii i w ogóle niezależności człowieka. (Polecam przy okazji odpowiednie hasła ze „Stu zabobonów” o. Bocheńskiego).

Nie należy się dać zmylić tym, że lewica mówi dziś o prawach człowieka jako jednostki. Raz, kamufluje się. Dalej, schlebia egoizmowi indywidualnemu. A przede wszystkim, gwarantem i źródłem tych praw czyni państwo, zwane „opiekuńczym”, które ma rzekomo zapewnić ludziom dobrobyt, po drodze budując olbrzymią biurokrację. Lewica chce też dominacji państwa nad rodziną oraz walki z religią – czyli przeciwna jest wspólnotom oddolnym, mogącym dać ludziom rzeczywiste oparcie i niezależność od władzy.

Owe prawa są zresztą przez postępowców rozumiane w sposób szczególny. Na czoło wysuwa się wolność rozumiana jako prawo do występków oraz godność człowieka jako tarcza przed naganą. Żeby matka nie żyła niegodnie zniewolona, wolno jej uśmiercić dziecko poczęte; żeby starzec nie żył niegodnie, należy go dobić. Natomiast ochrona godności takich zabójców i zboczeńców staje się kneblem dla wolności słowa.

 

Obrona

Biblia i chrześcijaństwo sprzeciwiają się uroszczeniom władzy, są więc barierą dla tych zamysłów – szczególnie w Polsce, gdzie Kościół jest najważniejszą społecznością niezależną od państwa. Natomiast mówiąc w języku zasad politycznych, tym zagrożeniom należy przeciwstawić rzeczywiste prawa człowieka. Te, które wymieniał niegdyś chrześcijański z ducha liberał John Locke.

Najpierw życie, bo bez niego nie ma innych praw. „Nie zabijaj!”. Wolność, bo ona stanowi o jakości życia i czyni człowieka człowiekiem, a nie niewolnikiem. Nie ma też bez niej autentycznej, wewnętrznej moralności, miłości, wiary, szczęścia, odpowiedzialności. A wreszcie własność, gdyż bez oparcia materialnego nie ma ani życia, ani wolności. „Nie kradnij!” to zresztą podstawa normalnej ekonomiki.

Bronić tych praw należy przede wszystkim przed biurokratycznym państwem, gdyż jako potężne i konkurujące z obywatelami stanowi szczególne zagrożenie. Jak państwa dzisiejsze odnoszą się do życia, świadczy aborcja i eutanazja. Wolność jest ograniczana przez tysiące dokuczliwych przepisów i programowo znoszona pod pretekstem zapewnienia dobrobytu, ładu i bezpieczeństwa (a że ludzie boją się ryzyka, często godzą się na niewolnictwo w zamian za czczą obietnicę pełnej miski świadczeń socjalnych). Wreszcie własność jest dotkliwie zredukowana przez rabunkowe podatki i przepisy krępujące gospodarkę. Tymczasem jedyne zdrowe państwo to państwo minimum, dobrze pełniące swe funkcje w dziedzinie zapewnienia bezpieczeństwa i sprawiedliwego prawa, a wstrzymujące się od pilnowania każdego kroku obywateli czy pozbawiające rodzinę jej naturalnej funkcji.

Może spyta ktoś, czemu teolog upomina się o wolność. Ponieważ chrześcijaństwo uznaje wolną wolę i osobistą odpowiedzialność, a wolność i wyzwolenie są w świetle Biblii wartościami. Następnie dlatego, że bałwochwalczy kult państwa i przejmowanie przez nie pełni władzy stanowi grzech przeciwko Bogu, jedynemu prawdziwemu królowi tego świata. Niektórzy myślą, że Bóg jest wielkim bratem z Orwella, który nieustannie nas obserwuje. Nie, gdyż Bóg widzi nas od wewnątrz, takimi życzliwymi oczyma, jakimi widzimy siebie, mając prawe sumienie. Państwo dzisiejsze chce jednak być takim bogiem, który wszystko widzi przez kamerę – a to zaczyna być technicznie możliwe.

 

Autor jest świeckim profesorem teologii na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. Ostatnio opublikował książki „Biblia o państwie”, „Moralna wyższość wolnej gospodarki”, „Biblijny pogląd na świat”, „Etyka Biblii”, „Między polityką a religią”.

 

 

P.S.

Pomyślałem sobie nieskromnie, że skoro już jestem na tyle znany, że propagandysta obozu postępu zadaje sobie na Salonie24 trud, by zmanipulować, co napisałem, oraz mnie lżyć, to i sam powinienem zacząć tu pisać. Na początek tekst, który go rozwścieczył („Rok 2084”, druk „Rzeczpospolita” z 25 II). Dla czytelników konkurs: dlaczego?

Minimalne rozbieżności z wersją drukowaną wynikają z działalności redakcji. Co do mego krytyka z Salonu24, p. Sadurskiego, to wprawdzie wydaje się zbyt wredny, by z nim szerzej polemizować, ale parę słów pod jego tekstem dałem.

 

Pamiętam, że o prawdę i Polskę trzeba się bić. Nie lubię Warszawy i odwracania kota ogonem. Lubię rodzinę i przyrodę.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Polityka