Od paru lat nawet socjologowie sporo piszą o błędności sondaży przedwyborczych (przedtem oczywiście o tym wiedzieli, ale głupio im było samych siebie krytykować). Tymczasem pora była na to lat temu dwadzieścia! Sam o tym napisałem w 1992 (w "Najwyższym Czasie!"), a dziesięć lat temu ponownie, pełniej, w "Rzeczpospolitej". WARTO przypomnieć, co zauważyłem, socjologiem nie będąc.
Paszkwil na sondaże
Pewne fakty
Sondaże opinii publicznej w sprawach politycznych nieraz dawały wyniki częściowo błędne. Niektóre błędy powtarzały się w wielu sondażach. W 1991 przedwyborcze wyniki sondażowe UD sięgały 25% – w wyborach uzyskała połowę tego. W 1993 sondaże obiecywały UW do 20% – faktycznie wyszło 10,5%. Co więcej, w sondażach powyborczych analogicznie zawyżony odsetek badanych potrafił wtedy podać, że na tę partię głosował! Zbyt wysokie były też sondażowe szacunki co do BBWR i KLD. Wyniki wyborcze partii prawicowych okazały się natomiast sporo lepsze niż w sondażach (Wyborcza Akcja Katolicka, PC, UPR); nieco lepiej wypadły też SLD i PSL. Sytuacja przed tymi wyborami, rozdrobnienie prawicy, była dość podobna do 2001 roku.
Byliśmy także świadkami porażki przewidywań sondażowych przy referendum konstytucyjnym w 1997 roku, a więc przy problemie dużo mniej skomplikowanym niż wybory do parlamentu. Sondaże, o jakich czytałem, przeważnie dawały wyniki wskazujące na poparcie dla konstytucji rzędu 60%, dużo mniej przeciwników (15%) i sporo niezdecydowanych. Tymczasem konstytucja przeszła stosunkiem 53%-46%. Masowy sondaż przy samych urnach, który zdaniem socjologów powinien wskazać wynik z dokładnością do ułamka procenta, zawyżył odstęp między zwolennikami a przeciwnikami o 6 punktów procentowych względem wyników faktycznych!
Problem ten nie jest specyficznie polski. Sondaże w USA długo zawyżały poparcie dla Clintona. Natomiast w wyborach parlamentarnych we Francji centroprawicy zdarzyło się wypaść sporo gorzej, niż oczekiwała na podstawie sondaży.
Dlaczego?
Jakość sondaży wbrew nadziejom pozostaje niepewna. Nasuwa się wyjaśnienie, że ankietowani nie przyznają się do swych poglądów, a mianowicie do tych, które są sprzeczne z głosem mediów, grup aktualnie rządzących, osób przedstawianych jako autorytety. Wstydzą się popierania czegoś „niepopularnego” i kłamią z lęku przed mackami władzy. Sondaże konstytucyjne wskazały, że ta tendencja może się nasilać.
Badający opinię też nie są bez winy, choć nie posądzam ich o manipulację mającą na celu poparcie lub osłabienie wybranych partii. Istotniejsze jest znane socjologom zjawisko, że ankieterzy wpływają na pytanych. Wynik ankiety dość często lokuje się więc gdzieś między poglądami badanych a ankietujących. Badany dąży instynktownie do podania odpowiedzi chcianej przez pytającego. A przecież socjologowie i ankieterzy zupełnie nie są statystyczną reprezentacją społeczeństwa!
Efektownym przykładem były badania religijności w PRL. Socjologowie z katolickiego uniwersytetu odkrywali 96% wierzących, z Polskiego Radia od 87 do 93%, z PZPR poniżej 80%. Na tej zasadzie, jeśli ankieter wyborczy miał wygląd inteligencki, rosły mu wyniki za UW, bo taki był stereotyp. Podobnie się działo, jeżeli (choćby przez uśmiech czy ruch brwi) zdradzał badanym własne poglądy.
Do tego dochodzą problemy bardziej techniczne. Czasem pytanie w ankiecie sugeruje odpowiedź, np. przez ograniczanie listy partii do wyboru do tych największych. Czy grupa tysiącosobowa jest dość reprezentatywna? Spora część badanych nie ma zdania, co de facto zmniejsza próbę. Jeśli ankieter wybiera osobę do przebadania, częściej niż powinien trafi na kogoś o poglądach podobnych do własnych. Gdyby losować adresy, do próbki nie trafią nieobecni lub nie chcący się wypowiadać, a grupy te wcale nie mają takich samych poglądów, co pozostali. Dla tego rodzaju przyczyn nawet ankiety prowadzone w podobnym czasie i podobną metodą mogą dać wyniki rozbieżne.
W walce przedwyborczej może wystąpić podawanie wyników fałszywych. Jest bardzo prawdopodobne, że w 1993 roku podanie (wbrew prawu) w przeddzień wyborów w gazecie, że Porozumienie Centrum [Kaczyńscy] nie ma szans, ściągnęło tę partię poniżej progu. Publikujący sondaże mogą więc skutecznie zmienić wyniki głosowania, a tym samym dokonać groźnego a bezkarnego zamachu na demokrację. Coś takiego może zdarzyć się każdego roku.
Manipulacjom podlegają też sposoby podawania wyników ankiet. Gdy partia źle widziana przez daną gazetę uzyskała w jakiejś ankiecie wynik 2%, wynik będzie podany. Gdy uzyska prawie pięć, napiszą „inne partie były poniżej progu” (ledwo to napisałem, dowiaduję się, że telewizja „publiczna” coś takiego zrobiła).
Samospełniające się proroctwa
Wyniki sondaży przedwyborczych jeszcze bardziej odbiegałyby od prawdy, gdyby nie to, że sugerują one sposób głosowania. Zwolennicy partii mniejszej w części boją się na nią głosować, wybierają inną lub zostają w domu. Tu mamy do czynienia z wyraźną, choć niekoniecznie zamierzoną manipulacją. Wynika bowiem z samej natury sondaży, że ich ogłaszanie pomaga partiom większym.
Badacze opinii publicznej mogą czytając takie wyniki wyborcze poprawić swoje samopoczucie, zamiast metod. Tymczasem zamiast ustalić faktyczne preferencje wyborców, namówili pewną ich grupę do zagłosowania niezgodnie z przekonaniem. Partie większe i ich zwolennicy też będą popularyzować instytucję sondaży i bronić ich wiarygodności.
Trudno dokładniej ocenić zniekształcenia wyników spowodowane naciskiem sondaży. Pewne jest jednak, że argument sondażowy będzie nadal używany: przy jego pomocy SLD może odciągać od PSL czy PO od UW (nosił wilk razy kilka...; UW zawsze miało w wyborach mniej niż w sondażach, więc wynik około 5% oznacza odpadnięcie) [...]. Łącznie, jak sądzę, partie prawej połowy nadal wypadać będą nieco lepiej niż w sondażach, gdyż tak dawniej bywało, a ponadto „niezdecydowani” to stosunkowo częściej wyborcy prawicy, którzy jeszcze nie wybrali partii.
(Źródło: „Rzeczpospolita” z 1 VIII 2001)
Pamiętam, że o prawdę i Polskę trzeba się bić. Nie lubię Warszawy i odwracania kota ogonem. Lubię rodzinę i przyrodę.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka