Ten tytuł to podpucha, nie napiszę tu niczego o muzyce ze słuchawek. Tłumaczy się jako chrześcijański skrót typu SMS: Miłość i Przebaczenie do 3 potęgi. Jest w nim trochę ostentacji, ale też wyraża to, co najważniejsze w życiu chrześcijańskim. Jak o słowie „ojczyzna” napisał w znanym wierszu Kasprowicz: Rzadko na moich wargach…, tak trzeba powiedzieć i o słowie „miłość”. Nie nadaje się do częstego i głośnego wymawiania, ale jednak wymawiać je trzeba.
I dlatego trudno je wymówić, że jest zbyt ważne i piękne, i dlatego, że w nas, ludziach grzesznych, miłości jest za mało. Jak to trafnie objaśnił św. Paweł: Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas (2 Kor 4, 7). Sami z siebie za mało kochamy. Miłość jest z Boga, a co więcej, Bóg jest miłością (1 J 4, 7-8). Ale z tych samych powodów słowa „miłość” i „kocham” wymawiać trzeba, choćby chwilami brakło nam odwagi.
Uczucia i zakochania
Spotyka się ostrzeżenia, żeby nie sprowadzać miłości do uczuć. Jest w tym pewna racja, ale z drugiej strony bez emocji człowiek by nie kochał, lecz jedynie funkcjonował. Miłość jest głębokim przeżyciem, polegającym na zwróceniu się ku dobru. Takie przeżycie ma charakter i uczuciowy, i umysłowy, a zarazem zawiera w sobie dążenie do czynnej realizacji. Zresztą w ogóle nie ma pragnień samych w sobie, zawsze towarzyszy im jakieś dążenie. Nie miłujmy słowem ani językiem, ale czynem i prawdą (1 J 3, 18).
Czują to w sobie także ci, którzy z jakiegoś powodu, jak choroba czy oddalenie, wyrazić miłości na zewnątrz nie mogą. Wtedy takim wyrazem miłości mogą być słowa, plany, a nawet stan wewnętrzny. Dlatego jej częścią jest modlitwa za kochanych, których poleca się pamięci i opiece Boga.
Ostrzeżenia przed myleniem miłości z uczuciem odnoszone bywa szczególnie do zakochania. Też niezbyt słusznie. Zakochanie otwiera na drugą osobę i skłania do budowania miłości do niej. Ta miłość bywa mocniejsza niż inne, zgodnie z biblijnym zdaniem, że mężczyzna dla żony opuszcza swego ojca i matkę (Rdz 2, 23).
Gdybyśmy nie przeżywali gwałtownych uczuć do osób płci odmiennej, bylibyśmy samotnymi wyspami. A tak płciowość zmusza nas poniekąd do zwrócenia się ku innej czy innemu, do myślenia o potrzebach innych, do ofiarowania siebie. Następnym krokiem będzie miłość do dzieci. Z kolei rezygnacja z miłości do bliskich ma sens, gdy na jej miejsce wejdzie inna służba, równie ważna.
Owszem, zakochanie niesie ze sobą moralne ryzyko. Bywa tak, że w imię zakochania i własnego szczęścia krzywdzi się ludzi, wobec których już mamy zobowiązania. Nie tylko te formalne i zewnętrzne: przede wszystkim moralne (porzucenie ukochanego czy ukochanej może być ciężkim złem, choć jest legalne, podczas gdy rozpad małżeństwa bywa spowodowany jego nieważnością od początku).
Dalej, zakochani chcą przywłaszczyć sobie drugą osobę, narzucić wybór, zobowiązać na siłę – tymczasem, choć narzeczeństwo i małżeństwo polega na wzajemnym posiadaniu, wymaga obustronnej wolnej decyzji. Dlatego zresztą modlitwy o wzajemność w miłości niezbyt są skuteczne. Bóg nie będzie dla nas łamał czyjejś woli, choć może podsunąć okazję do decyzji oraz dać światło, siłę i odwagę.
Przy okazji słowo o cierpieniach miłosnych. Występuje w nich przeważnie składnik urażonej miłości własnej, która rodzi złość. Tego trzeba się wystrzegać, natomiast uzasadnione poczucie krzywdy cierpiętnictwem nie jest. Całkiem naturalny jest też smutek wynikły stąd, że osoba kochana postępuje źle, egoistycznie, rani nas czy kogoś.
Co to znaczy bliźni
Miłość bliźniego bywa przeciwstawiana miłości do najbliższych. Też niesłusznie. Świecka przeróbka miłości bliźniego, zwana altruizmem, ma mieć za przedmiot właśnie innego, nawet obcego i anonimowego. Tymczasem bliźni znaczy bliski – i tak samo było po grecku, w języku Ewangelii (plesion), a także po hebrajsku, gdzie bliźni to ktoś swój (rea).
Miłość bliźniego nakazywana przez Jezusa i chrześcijaństwo zaczyna się więc od miłości do najbliższych. Nasze możliwości kochania należą się najpierw im. Nowość nauki Jezusa polegała tu na tym, że bliskim jest także (nie zamiast) każdy człowiek, jakiego spotykamy na swojej drodze, jak w przypowieści o miłosiernym Samarytaninie, który pomógł pobitemu, obcemu z wrogiego kraju. W podobnym kierunku szła też starożytna grecka filozofia moralna, odkrywająca naturalne pokrewieństwo wszystkich ludzi.
Miłość bliźniego polega więc na codziennej służbie tym, których spotykamy, choćby niedocenianej – a nie na wzruszaniu się, gdy w telewizji pokazują nieszczęścia ludzi z odległych krajów, albo też żądaniu, by władza pomogła jakimś potrzebującym. Owszem, wobec poprawy komunikacji w świecie możemy czasem pomóc i ludziom dalekim. Na przykład przez adopcję na odległość, niewielkim dość kosztem dając utrzymanie i szkolę dziecku z kraju bardzo biednego. Ale i bez tego mamy mnóstwo zadań tuż za płotem.
Jak z tego wynika, miłość realizuje się przede wszystkim w rodzinie. Zarazem rodzina jest szkołą miłości. Czy gdzie indziej dziecko się jej nauczy, jak nie od rodziców? Zresztą nie tylko dziecko: gdy się para nacieszy sobą i utwierdzi w miłości, powinna zapragnąć dać ją dzieciom, a następnie szukać sposobów pomocy innym. Dalej, Nowy Testament zaleca chrześcijanom, by byli braćmi i siostrami, gdyż miłość rodzeństwa jawi się jako wzór miłości w ramach jednej wspólnoty. Wychodząc od miłości rodzinnej można i trzeba budować dalej, poszerzając miłość na dalsze kręgi ludzi.
Niestety, obecny kryzys rodziny ma za skutek oduczanie miłości. Dzieci z osłabionych rodzin nie potrafią kochać. Ludzie żyjący w takich rodzinach są duchowo zbyt znękani, by pomagać innym. Sami potrzebują pomocy.
Cierpienie i przebaczenie
Inny przesąd na temat miłości głosi, że jest ona narzędziem dla uzyskania szczęścia. Tymczasem miłość nie obędzie się bez trudu i bólu, gdyż w świecie, w nas samych i w kochanych osobach zbyt wiele jest zła. Owszem, miłość jest drogą do szczęścia, i to trwałego, jeśli polega na służeniu innym w trudzie, na dawaniu miłości. Wtedy nikt nam nie odbierze radości z dobra, które czynimy. Natomiast szczęście uzyskane cudzym kosztem nie bywa trwałe. Pan Jezus powiedział, że więcej szczęścia jest w dawaniu niż w braniu (Dz 20, 35).
A skoro kochamy ludzi z ich ułomnościami, nie ma miłości bez przebaczenia. Kto kocha, ten przebacza, a kto przebacza, ten kocha. Jest to konieczny sprawdzian miłości, prawie synonim. Jak w piosence, nie wystarczy kochać o poranku i w południe, trzeba czasem i w ciemnościach: „kocham, gdy zapada zmrok”.
Kto nie kocha, nie przebaczy drobnych uchybień; wyjdzie z kościoła, gdy usłyszy na kazaniu, że w małżeństwie trzeba przebaczać. A kto kocha, przebaczy największą krzywdę. Co więcej, kto naprawdę kocha, ten wobec drugiej osoby staje bezbronny, odsłonięty, może go ona do woli ranić. To pomaga zrozumieć krzyż: Chrystus tak ukochał ludzi, że mogli go ukrzyżować, a On im przebaczył.
Powiedział jednak, że to dlatego, że nie wiedzą, co czynią. Obowiązek przebaczania powiązany jest z założeniem, że winny żałuje czy będzie w stanie żałować (Mt 18, 22 i paralelne; por. Łk 17, 3). Ma też na względzie nas samych: przebaczajmy, by nam przebaczono: I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom (Mt 6, 12).
Przebaczenie oznacza pewne zrozumienie dla błędów i słabości (Prz 10, 12; 17, 9; Łk 23, 34; Rz 15, 1; 1 Kor 13, 5). Bóg jednak wcale nie przejawia tolerancji dla złej woli, lecz zapowiada karę. Kochający Ojciec w niebie karze swoje dzieci (Prz 3, 12; Hbr 12, 6; por. Ap 3, 19 i inne). Miłość nie oznacza zatem pobłażania. Przeciwnie, kochając dziecko trzeba je czasem ukarać. Kto kocha swego syna, często ćwiczy go rózgą, stwierdza z prowokacyjną przesadą Biblia (Syr 30, 1 i kilka miejsc podobnych).
Pomaga to zrozumieć trudny nakaz miłości nieprzyjaciół (Mt 5, 43-48). Jezus każe, by postępować tak jak Bóg, który daje i złym środki do życia. Nie chodzi natomiast o to, by przyzwalać na rozszerzanie się zła. Nie należy więc rozumieć przesadnie sąsiednich słów Jezusa, by się złu nie rewanżować (Mt 5, 39; przekład „nie stawiajcie oporu złemu” jest wyraźnie błędny). Zło dobrem zwyciężaj (Rz 12, 21).
Jak to objaśnił św. Augustyn, trzeba kochać ludzi, a nienawidzić błędy; natomiast nie należy nienawidzić ludzi z powodu ich błędów ani tolerować błędów ze względu na ludzi. Kocha ten, kto się troszczy o rzeczywiste dobro innych. Nawrócenie i zbawienie złych może wymagać stanowczych kroków. Natomiast zawsze należy się za nich modlić. Nakaz miłości nieprzyjaciół nie jest więc masochistyczny i jawi się jako wykonalny.
To prowadzi do wniosku, że to nie miłość nieprzyjaciół okazuje się najtrudniejszym punktem chrześcijaństwa. Jest nim raczej wezwanie do męczeństwa z miłości do Boga i ludzi. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich (J 15, 13). Jak Jezus, dla którego wszyscy jesteśmy tymi przyjaciółmi.
ŹRÓDŁO: warszawski tygodnik katolicki IDZIEMY 2011 NR 4
Pamiętam, że o prawdę i Polskę trzeba się bić. Nie lubię Warszawy i odwracania kota ogonem. Lubię rodzinę i przyrodę.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura