Cesarz August mawiał, że rzecz słuszną warto powtórzyć. A zatem:
W Polsce w gruncie rzeczy, choć mało kto to rozumie, nie ma ani ustroju demokratycznego, ani kapitalistycznego, lecz rządy struktur urzędniczych, czyli ustrój biurokratyczny. Czy tak być musi?
Różne mity
Ustrój dzisiejszej Polski nie jest demokratyczny. „Demokracja” oznacza rządy obywateli (z greckiego demos, 'lud' i kratos, 'władza'). Tymczasem władzy bezpośredniej nie mają oni prawie żadnej, poza referendami. Władza pośrednia sprowadza się do wybierania raz na parę lat pewnych decydentów, branych z list zaproponowanych przez szefów paru partii politycznych i obejmujących funkcje w ramach zastanego systemu.
Jest to wybór między obietnicami głównych stronnictw politycznych, które jednak, choć różnią się systemami wartości, wyjąwszy personalia prowadzą politykę dość podobną. Wybiera się w końcu między nieznanymi zwykle wyborcy działaczami partii, „między Bolkiem a (L)olkiem”. Nic dziwnego, że frekwencja wyborcza spada.
Ustrój Polski nie jest też kapitalistyczny. Gdyby tak było, decydujący i widoczny (a nie tylko pośredni) wpływ na funkcjonowanie kraju mieliby właściciele kapitałów, majątku. Rozwój i zamożność przedsiębiorstw byłyby głównym celem polityki ekonomicznej. Tymczasem celem owym jest zupełnie wyraźnie zapewnienie wpływów do budżetu; hamulcem jest tu tylko wiedza, że zbytnia łapczywość może spowodować ich spadek.
Następnie, prawa większych i mniejszych właścicieli są bardzo ograniczane przez przepisy (np. budowlane), a dochód z majątku i z pracy – przez podatki. Biorąc pod uwagę, że własność definiuje się jako władztwo nad rzeczą, okazuje się, że po pierwsze jest ona u nas rozmyta, a po drugie właścicielem połowy lub więcej majątku i dochodu z pracy jest państwo, gdyż w takiej części decyduje ono o ich wykorzystaniu.
Właściciele przedsiębiorstw są pod wieloma względami podwładnymi urzędników, gdyż zależą od ich decyzji (gdyby kapitaliści rządzili, im by wręczano łapówki!). Ciekawym przykładem uzależnienia przedsiębiorców od biurokracji jest narzucenie im roli poborców podatkowych. Podatek dochodowy i składki płaci pracownik, zaś VAT i akcyzę – nabywca towaru, ale pobiera je i odprowadza do Urzędu Skarbowego czy ZUS-u przedsiębiorca, co służy zamaskowaniu przed zwykłym obywatelem dużej wysokości podatków oraz przyczyn wysokich cen, a także przerzuceniu kosztów poboru podatków na firmy.
Innym przejawem przewagi urzędu nad kapitalistą jest to, że w jakiejś mierze bogacenie się wprost zależy od decyzji władzy, koncesji, zamówień publicznych, zmian przepisów i zniżek podatkowych dla wybranych. Oznacza to, że dla prawdziwego kapitalisty-przedsiębiorcy tworzy się konkurencję opartą nie na biznesie, ale na układach i korupcji, na kapitale pochodnym względem biurokracji.
Ustrój Polski nie jest też, przeciwnie, socjalistyczny, choć istnieją jego elementy, w postaci spadku po PRL, znaczenia związków zawodowych oraz zasady, że rząd zabiera jednym, a drugim daje. Od co najmniej stulecia (G. Le Bon) istotę socjalizmu widzi się jednak w etatyzmie i biurokracji, z hasłami socjalnymi jako zasłoną dymną. Tu zbliżamy się do prawdy o naszym ustroju poprzednim i obecnym, ale w takim razie nazwa „socjalizm” jest mylącą etykietką, maskującą istotę rzeczy.
Dodajmy jeszcze, że państwo polskie jest słabe, a doraźne zapotrzebowanie polityczne góruje nad prawem, co rusz to zmienianym bądź obchodzonym. Prawa są liczne i złe (Tacyt: „Z mnóstwa praw największy nieład w państwie”); powoli i ułomnie są też egzekwowane. Rządów prawa, nomokracji, również w Polsce nie ma...
Ustrój faktyczny
Istnieją więc u nas elementy demokracji, kapitalizmu, socjalizmu i państwa prawnego, ale ton całości nadaje system rozmaitych urzędów i biur, od ministerstw i tajnych służb po gminy. Parlament głowi się nad znalezieniem pieniędzy na wydatki, jakich ten system żąda. Sytuacja systemu jest przesłanką decyzji politycznych; w nim przygotowywane są ustawy i mrowie przepisów szczegółowych. Tam też zapadają niezliczone rozstrzygnięcia w sprawach indywidualnych.
Dowodem znaczenia biurokracji jest jej wzrost liczebny. Przykładem może być prawie trzykrotny wzrost personelu urzędów centralnych w ciągu 10 lat, blisko ośmiuset radnych różnych szczebli w Warszawie (potem „tylko” pięciuset) i wprowadzenie powiatów. Niższe kadry partyjne wynagradza się posadami w rosnącym systemie.
Trzeba też pamiętać o jego otoczce. Władza dla zamaskowania wysokości obciążenia podatkowego udaje, iż składki, cła i różne przymusowe opłaty podatkami nie są, zaś same podatki dzieli na różne rodzaje. Otóż tak samo zamaskowano wielkość aparatu państwowego, dzieląc go na administrację, samorządy, agencje, ZUS, kasy chorych, telewizję, szkolnictwo, przedsiębiorstwa typu PKP, TP SA i banków.
Ktoś oczywiście rządzić musi. Dlaczego nie urzędnicy? Istnieją oni przecież w każdym systemie. Tak się de facto ustrój biurokratyczny usprawiedliwia, uznając go za z natury konieczny, uciskanym ludziom proponując co najwyżej jego ulepszanie.
Dlaczego jest więc zły? Po pierwsze ze względu na koszty. Chodzi tu nie tylko o wydatki na pensje oraz o korupcję. Duże straty powoduje marnotrawstwo i niesprawność działań nie umotywowanych ekonomicznie. System powoduje też straty dla obywateli: zawiłe przepisy są przyczyną jałowej pracy prawników i księgowych.
Druga przyczyna, to ograniczenie wolności, gdyż biurokracja czerpie uzasadnienie swego istnienia z tego, że nami rządzi, wyręcza w decyzjach – od poważnych, jak ubezpieczenie i wybór szkoły dla dziecka, po drobne. Uciążliwość tych ograniczeń jest łagodzona przez znajomości, małą gorliwość urzędników, bałagan, zdrowy rozsądek itd., ale czy tak będzie zawsze?
Następnie, biurokracja musi być mało sprawna, po pierwsze jako układ zbyt wielki i zawiły, po drugie dlatego, że pojedynczy funkcjonariusz ponosi małą odpowiedzialność za decyzje. A ponieważ władza ta mało zależy od obywateli, mało się też troszczy o to, czego ci naprawdę od państwa potrzebują, tzn. o bezpieczeństwo zewnętrzne i wewnętrzne.
System biurokratyczny ma cechy bezosobowe. Kto przychodzi z zewnątrz, wpada w jego tryby i musi objąć wąską, wyznaczoną mu rolę; w dodatku na ogół ci przybysze dlatego włączają się w system, że szukają w nim zarobku i sposobu na życie, co najwyżej planując kosmetyczne ulepszenia albo rojąc o wykorzystaniu machiny do dobrych celów. Tymczasem państwowych molochów ulepszyć się nie da za żadne pieniądze, czego dowodem jest choćby żałosny stan szkoły publicznej w USA.
Zwalczanie biurokracji
„Klasa urzędników jest rodzajem raka społecznego, który rozrasta się kosztem zdrowego organizmu i – jak rak – zabije go, jeśli się nie położy tamy jego rozwojowi”. (J.M. Bocheński, Sto zabobonów). Czy wobec ugruntowania systemu władzy urzędniczej w świecie, da się go obalić lub choćby ograniczyć? Jest to trudne, ale system biurokratyczny ma przeciwników, którzy mogą poprzeć ustrój realizujący hasło Cycerona „i władza, i wolność”: z ograniczonym aparatem i budżetem państwa, z prawem prostszym i z gwarancjami wolności (osobistej i gospodarczej).
Biurokracja jest oczywiście niekorzystna dla mas, gdyż jest tym, co marksiści nazwali „wyzyskiwaczem ludzi pracy” (po polsku: wróble na naszą pszenicę). Masy jednak o tym nie wiedzą i na partię antybiurokratyczną z własnej inicjatywy nie zagłosują. Dowodem są w Polsce wyniki wyborcze i sondażowe UPR (do 4%). Na razie wybory nie są dla biurokracji zagrożeniem, gdyż ludzie, choć sami sobie opłacają wszelkie bezpłatne i społeczne świadczenia, przeważnie wierzą, że dostali je czy wywalczyli od władzy. Ich myślenie uzupełnia się z koncepcją biurokratów: masy nastawione są biernie i roszczeniowo, a system biurokratyczny uważa się za niezbędny i pomocny. Obie strony wierzą w państwo opiekuńcze. Faktycznie zaś żyją na koszt tych, którzy pracują wydajnie i z inicjatywą.
Ten stan rzeczy mógłby się zmienić za sprawą kilku środowisk, które widzą zło biurokracji i mają powody, by ją zwalczać; do nich warto się zwracać. Częściowo znajdują się one już wewnątrz systemu, mimo jego zurzędniczenia. Czasami, paradoksalnie, takim przeciwnikiem bywa energiczny przywódca, który nie chce, by mu wiązał ręce własny aparat. Znaczenie może mieć sądownictwo, gdyż biurokracja to przerost władzy wykonawczej, ograniczającej możliwości działania sądów. Także wojsko i policja, które w odróżnieniu od biurokratów mają do czynienia z problemami dotkliwie konkretnymi, dobrze widzą niewydolność systemu, który w dodatku skąpi na nie środków i je krępuje.
Poza systemem biurokratycznym znajdują się oczywiście przedsiębiorcy, których ten system doi i gnębi, co świetnie przecież wiedzą. Grupę tę osłabia fakt, że jej motywacja, zarabianie pieniędzy, kieruje wielu ku szukania korzyści właśnie w chorym systemie, przez co skłonni są go wspierać. Następnie, wielkie firmy o cechach monopolistycznych same stają się częścią systemu.
Druga taka ważna grupa to dziennikarze. Prasa, TV i radio stanowią formy przedsiębiorczości, które jak wszystkie tłumione są przez przepisy i podatki. W dodatku naturalną aspiracją dziennikarzy jest wolność, a tę biurokracja umniejsza. Wolne media, które mogą podburzyć wyborców, są dla niej bardzo groźne, stąd dbałość systemu o polityczną kontrolę nad telewizją i dążenie grup u władzy do kontrolowania mediów finansowo i ideologicznie.
Jedyną ważną organizacją w Polsce, która jest praktycznie wolna od wtrącania się państwa, jest Kościół katolicki. Biurokracja to wie i dlatego mniej ośmiela się mu dokuczać niż zwykłym obywatelom. Dobrym dowodem jest zwrot w naturze nieruchomości kościelnych, gdy ogółowi proponuje się w najlepszym razie konfiskatę za odszkodowaniem 50% wartości minus podatki. Ale i tak opresywność przepisów jest księżom znana. Wewnętrzne zarządzanie Kościołem jest typu monarchicznego, a nie biurokratycznego. Ponadto, wbrew podejrzeniom antyklerykałów, Kościół cierpi nadal ograniczenia, przede wszystkim przez to, że z powodu barier finansowych nie może rozwijać swego szkolnictwa. Rzecz jasna, wielu księży w jakiejś mierze ulega argumentom systemu biurokratycznego (rzekomo niezbędnego i opiekuńczego) – podobnie zresztą jak wielu przedsiębiorców czy dziennikarzy. Są nawet próby podwiązania się pod ów system w postaci projektów podatku kościelnego. Kościół jednak nigdy na związkach z państwem dobrze nie wychodził i wie, że rozrost biurokracji ogranicza jego pole działania.
Cel w postaci osłabienia i obalenia biurokracji podzielić można na pewne cele cząstkowe. Bon oświatowy (obejmujący na równi szkoły niepubliczne) może wyrwać spod jej nadzoru wychowywanie przyszłych pokoleń. Hamulcem dla biurokracji jest wzmacnianie sądów, policji i wojska, ograniczanie liczby posłów i radnych, większa jawność działań władzy, niezależna od rządu polityka monetarna oraz większościowa ordynacja wyborcza. Do tych celów powinni dążyć przeciwnicy ustroju biurokratycznego.
Źródło: „Rzeczpospolita” z 29 XII 1999, powtórzone w moich zbiorach publicystyki: "Wiara - cywilizacja - polityka" oraz "W ustroju biurokratycznym".
A o cesarzu Auguście i aktualnych myślach starożytnych zob. wpis:
http://www.wojciechowski.salon24.pl/291097,cesarz-august-o-polskich-autostradach
Pamiętam, że o prawdę i Polskę trzeba się bić. Nie lubię Warszawy i odwracania kota ogonem. Lubię rodzinę i przyrodę.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka