Proszę wyobrazić sobie taką oto wymyśloną historyjkę. Dzwoni dziennikarz i pyta: Czy jest Pan zwolennikiem, tego, by kawiarnie i restauracje mogły wystawiać stoliki na chodnikach? Odpowiadam: jak najbardziej, to świetny pomysł, popularny na całym świecie, choć trzeba dodać, że ma też swoje złe strony, ale te dobre przeważają zdecydowanie nad złymi. - A jakie są te złe strony? – pyta dociekliwie dziennikarz. Ano takie, że zajmuje się przechodniom miejsce na chodnikach, ale - dodaję - dobre strony przeważają: ludzie mogą jeść i pić na świeżym powietrzu, atmosfera ulicy jest weselsza, napędza się lokalom klientów, w ogόle jest wesoło. Następnego dnia ukazuje się mόj wywiad pod tytułem: „Sadurski: kawiarniane stoliki zabierają przestrzeń przechodniom”.
To właśnie wydarzyło mi się w Dzienniku, ktόremu udzieliłem krόtkiego wywiadu na temat anonimowości w sieci, przekonując, że pozytywy anonimowości przeważają nad negatywami. Cały wywiad jest głόwnie argumentem na rzecz prawa do anonimowości, zresztą niech Państwo sobie sprawdzą:
http://www.dziennik.pl/opinie/article385256/Anonimowosc_sprzyja_nieodpowiedzialnosci.html
No i ukazał się z tytułem (w każdym razie w wersji internetowej, bo jak było na papierze – nie wiem): „Anonimowość sprzyja nieodpowiedzialności”. Czyli tytuł, ktόry ma być streszczeniem albo podjęciem głównej myśli tekstu, jest dokładnie odwrotny od zamierzonego wydźwięku mojego wywiadu.
Było tak. Zadzwonił na komórkę Redaktor z Dziennika, prosząc mnie o wywiad. Od razu mu go udzieliłem, zastrzegając wszelako autoryzację. Potem zadzwonił do mnie, gdy już biesiadowałem w doborowym towarzystwie, jako że był piątek po południu. W knajpie panował hałas i byłem zajęty działalnością rozrywkowo-konsumpcyjną – mimo to, wyszedłem z restauracji w cichsze miejsce, a jako że byłem jeszcze całkiem trzeźwy, bo była dopiero trzecia po południu, przedyktowałem mu spokojnie i wyraźnie korektę. Przy okazji zadał jakieś dodatkowe pytanie, ja mu na to coś opowiedziałem, znόw zastrzegając kolejną autoryzację – ale na tym się skończyło.
No i następnego dnia czytam mόj wywiad z tytułem sugerującym, że jestem przeciw anonimowości.
Ktoś się mnie potem zapytał: a po co udzieliłem wywiadu Dziennikowi? No to odpowiadam: bo ja udzielę wywiadu każdemu, kto mnie o coś pyta. Taka moja profesja, taka moja misja, takie moje zasady. Ja robię w ideach, a ponieważ traktuję je poważnie – chcę by jak najwięcej osόb je poznało, a jeszcze lepiej – przyjęło za swoje. Ja mόwienie o sprawach publicznych traktuję jako sprawę poważną, a nie kłapanie dziobem dla przyjemności gadania. I dlatego jeśli zgłosi się do mnie Nasz Dziennik – udzielę wywiadu; jeśli zapyta Radio Maryja – odpowiem; jeśli zadzwoni Telewizja Trwam – tak samo. Taki już jestem. Więc dlaczego miałbym odmawiać Dziennikowi?
Fakt, że z nazwiskiem Springer w tytule firmy mam doświadczenia mieszane. Moją przedostatnią książkę naukową, zresztą obiektywnie muszę ocenić: doskonałą, wydałem w wydawnictwie Springer Scientific, i z firmą tą miałem jak najlepsze doświadczenia: wydali szybko, sprawnie i ładnie, honoraria od sprzedanych egzemplarzy płacą na czas i chyba nie oszukują, prawa autorskie do tłumaczenia na polski odstąpili albo odsprzedali Wydawnictwu Sejmowemu za przystępną sumę – słowem: kłaniam się Springerowi Scientific beretem do ziemi. Z drugiej strony, ze springerowską prasą w Polsce miałem doświadczenia gorsze: swojego czasu para dziennikarzy Faktu najpierw długo zabiegała o wywiad, spotkałem się z nimi w kawiarni w Warszawie, straciłem na to cenne dwie godziny mojego życia (a czas w Warszawie liczę podwόjnie, bo mam go tak mało, więc to tak jak cztery godziny), po czym nie opublikowali go, tylko na pocieszenie zamieścili w swym blogu w Salonie24, więc straciłem szansę na umieszczenie mych opinii o prawie tuż obok wiadomości o wielorybie płynącym Wisłą, w kierunku jeziora wypełnionego wόdką, w ktόrym kąpie się goła Paulina C. (23 l.). Przedwczoraj jakaś Pani z Dziennika przepytała mnie na okoliczność orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego na temat sporu kompetencyjnego i znόw, chyba nie ukazała się ta moja wypowiedź, w każdym razie nie ma jej raczej na stronie internetowej Dziennika, jeśli była na papierze to zwracam honor. No i teraz ten tytuł… Już sam nie wiem, w końcu pewno poskarżę się Axelowi.