Sto pięćdziesiąt straconych okazji, by siedzieć cicho; sto pięćdziesiąt nawiązanych (z różnym skutkiem) rozmów ze swoim Krajem; sto pięćdziesiąt zmagań z materią komputerowo-internetową; sto pięćdziesiąt prowokacji intelektualnych, które nieuchronnie przez kogoś zostaną źle zrozumiane; sto pięćdziesiąt mizernych dowcipów; sto pięćdziesiąt razy niepewności, czy ja jeszcze umiem pisać po polsku; sto pięćdziesiąt transferów z wyszukanego Salonu do gnojowiska Interii; sto pięćdziesiąt wahań, czy tym razem nie przesadziłem i co pomyślą znajomi; sto pięćdziesiąt powrotów do mojej Warszawy; sto pięćdziesiąt poranków, w ktorych - między kawą a przyjazdem do pracy - wykluwa się w mózgownicy nowy wpis; sto pięćdziesiąt straconych okazji do szybkiego wykończenia wreszcie tej książki, którą co prawda przeczyta piętnaście osób w branży, ale za to która nieodwołalnie umieści mnie w panteonie myśli światowej, między Arystotelesem a Ryszardem Legutko; sto pięćdziesiąt powodów do pytań ze strony przyjaciół: „Czy ty jesteś masochistą?”; sto pięćdziesiąt uspokojeń sumienia, że jednak - mimo cygańskiego życia - jestem przynajmniej mentalnie w tym jedynym Kraju, który mnie naprawdę interesuje; sto pięćdziesiąt wyłomów w konwencjonalnej profesorskości; sto pięćdziesiąt pomysłow, które tak zmarniały między urodzeniem się a realizacją; sto pięćdziesiąt zdumień moich studentów, czy ten WS naprawdę nie ma niczego lepszego do roboty; sto pięćdziesiąt przypadków samo-zakucia się w dyby i wystawienia na razy; sto pięćdziesiąt gestów otwarcia ramion do jeszcze mi nieznanych przyjaciół; sto pięćdziesiąt gestów Kozakiewicza do pętaków i chuliganów; sto pięćdziesiąt artykulacji nieznośnego egocentryzmu i miłości własnej; sto pięćdziesiąt niepotrzebnych zaczepek; sto pięćdziesiąt razy „dziękuję”.
Inne tematy w dziale Kultura