Bawię właśnie w Polsce. No dobrze, słowo “bawię” nie jest tu zupełnie adekwatne, bo sugeruje ono, etymologicznie przynajmniej, jakąś „zabawę”, a tymczasem ja, swoim zwyczajem, już na dzień dobry spaskudzilem sobie, częściowo przynajmniej, pobyt w Kraju. Przydarza mi to się prawie zawsze, co dowodzi chyba jakieś głębokiej dysfunkcjonalności psychicznej, jakiegoś osobliwego masochizmu i pokusy samodręczenia się - wszystko, domagające się pilnie interpretacji ze strony naszego Salonowego psychologa i psychoanalityka, Pana Andrzeja Kleiny.
Oto jak zwykle, w pierwszym napotkanym na ziemi ojczystej kiosku, kupiłem nie tylko cały stos opiniotwórczych dziennikow (które, nota bene, wygladają teraz bardzo podobnie do siebie), ale także kilka, a może i kilkanaście, Pism Najosobliwszych. Bardzo proszę się nie obrażać, jeśli Państwo akurat są wiernymi czytelnikami owych pism, bo czytelnik Pisma Osobliwego wcale nie musi być sam osobliwy, on może mieć swe własne, znane tylko sobie motywacje, a zresztą by Państwa nie drażnić nie bedę tytułów tych pism tu wyliczał, poza wskazówką dla ułatwienia, że mają one zazwyczaj w tytule słowo Polska, już to jako rzeczownik, już to - przymiotnik.
I oto w jednym z takich pism przeczytałem felieton autora skądinąd znanego i popularnego, do tego stopnia będącego członkiem Salonu, że miał nawet (a może nawet dalej ma) prestiżowy komentarz w Jedynce Polskiego Radia, a poza tym jest autorem jednego z najbardziej odwiedzanych blogów - na tyle, że czytelnicy bloga zrzucają się dobrowolnie a hojnie na jego chleb z masłem. I otóż ten autor, syntetyzując swe refleksje już po-wyborcze, wydaje z siebie taką oto myśl na temat Unii Europejskiej: „Jak bowiem powszechnie wiadomo, Unia Europejska - gdy powstanie - bedzie nowym imperium, taki [sic] samym jak, dajmy na to, Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich czy Stany Zjednoczone Ameryki Północnej”. Owo porównanie Unii do ZSRR (i USA) dokonane jest w kontekście następującej konkluzji, wynikającej z analogii między Wojną Secesyjną w USA a perspektywą przyszłych ruchawek w Unii Europejskiej: „Ratowanie Unii zawsze jest przedsięwzięciem szlachetniejszym od jej rozrywania, dlatego też jestem pewien, że w razie czego wojska niemieckie też będą motywowane szlachetnie. Inna sprawa, że w takim przypadku również w Polsce odżyje na nowo tradycja romantyczna, która w naszej historii manifestowała się w narodowych powstaniach”.
No i dobrze, powiedzą Państwo, wygłup felietonisty, czy Pan, Panie Sadurski, nigdy się tu nie wygłupiałeś? Ale to nie tak, bo nic w tym felietonie Stanislawa Michalkiewicza nie wskazuje, że robi on sobie jaja i obśmiewa sposób myślenia, polegający na utożsamianiu UE z imperium takim jak ZSRR. I nic nie wskazuje na to., że on sobie drwi z powstań narodowych, co przecież byłoby niegodne: wprost przeciwnie, perspektywę (nieuchronną, jego zdaniem) takich powstań, uważa on za, cytuję „jedyną korzyść, jaką na dłuższą metę odniesiemy z przyjęcia przez Polskę traktatu reformującego Unię Europejską”.
Ale czym ja się właściwie denerwuję? Nie tym przecie, że w moim Kraju można wypowiadać takie idiotyzmy. W każdym kraju ktoś taki się znajdzie, w wielu krajach w gorszym zresztą natężeniu niż w Polsce; wiemy też, że nie ma takiej głupoty, by ktoś nie sformułował głupoty jeszcze gorszej, a miarą demokracji jest właśnie wolność słowa także dla ekstremistów i niszowców. Byłbym więc ostatnim, który nawoływałby do jakiejkolwiek cenzury czy represji. Dziwi mnie nie to, że ktoś coś takiego może napisać, ale to, że nie wzbudza to żadnego wzburzenia. Może ten brak wzburzenia wynika z całkowicie błędnego przekonania, że wszelka ostra krytyka jest formą naruszenia wolności słowa, jak to zresztą można czasem w naszym Salonie zaobserwować. Ale w takim razie - co z wolnością slowa krytyków?
A teraz, na koniec przechodząc od świata szału do swiata polityki: chyba tylko w oparach absurdu, unoszących się nad taką właśnie publicystyką, jakiej przykład tu przytoczylem, zalęgnąć się mogła w umyśle Pani Minister Spraw Zagranicznych myśl, że na podstawiie odniesienia się do „godności” w unijnej Karcie Praw Podstawowych, Niemcy przyjdą i zabiorą. Przedtem było, że Unia będzie narzucala nam małżeństwa homoseksualne; dziś, że niemieckie ziomkowstwa wrocą na Ziemie Odzyskane. Ale ta polityka już schodzi ze sceny. Niech zostanie tylko na kartach „Naszej Polski”.
Inne tematy w dziale Polityka