Nie mam specjalnego pędu na szkło, w każdym razie telewizyjne. W TV wystąpiłem raptem kilkanaście razy w życiu i jakoś tak się składa, że za każdym razem miałem potem poczucie niedosytu czy wręcz frustracji (w czym, nie taję, wydatnie pomogli mi moi komentatorzy w Salonie24). Człowiek dorosły, a za takiego uchodzę, wyciągnąłby stąd jedyny słuszny wniosek i powiedział sobie krótkim, żołnierskim tekstem: Chłopie, to nie dla ciebie! – i raz na zawsze zamknął przed sobą drzwi do tego medium. Nie wykluczam zresztą, że tak zrobię.
Wszakże na użytek czytelników, których kiedyś w przyszłości dobry los, Jan Pospieszalski albo Igor Janke zechce wezwać do studia telewizyjnego, pozwalam sobie zamieścić kilka krótkich porad, jak uniknąć totalnej i żałosnej klęski, takiej, jaka już mi się parę razy przydarzyła. (Mógłby ktoś oczywiście powiedzieć, że właśnie dlatego jestem ostatnią osobą, która ma kwalifikacje, by komukolwiek takie rady dawać – no ale przecież nikt nie ma obowiązku mnie czytać, a jak już przeczyta, to stosować się do moich rad).
Oto one:
- Przed programem, obmyślić sobie jeden, maksimum dwa (ale jednak lepiej jeden) ważny komunikat, jaki chce się przekazać telewidzom – i bez względu na pytania, ten właśnie komunikat wygłosić. Najczęściej zna się, w zarysie, tematykę programu. Ale nawet jak pytanie jest kompletnie niezwiązane z tym przygotowanym komunikatem, zawsze można znaleźć sposób na jego wygłoszenie. Wystarczy powiedzieć: „Naprawdę nieważne jest, czy… [tu treść pytania]. Prawdziwie istotną kwestią jest to, że [tu swój komunikat]”.
- Najważniejszą rzecz, jaką ma się do powiedzenia, wygłosić w pierwszym zdaniu. Bo drugiego zdania już może nie być.
- Nie dać sobie przerwać. Nie mówić: „Ja Panu(i) nie przerywałem” – bo to przejaw klęski, ale po prostu kontynuować bez względu na przerywacza. Jest przynajmniej 50 procent szansy, że uwaga zostanie przy Tobie. Przerywacz liczy na to, że Cię weźmie przez zaskoczenie – bądź przygotowany na to, że Ci przerwą i nie daj sobie odebrać głosu. Ale generalnie mów krótko i rób kropki.
- Nigdy nie mówić: „Z jednej strony…, z drugiej strony…” – bo nawet jeśli masz rację i sprawa ma dwa odmienne aspekty – wezmą Cię za krętacza.
- Nie zaczynaj od słów: „Sprawa jest bardzo skomplikowana” – bo nikt tego nie lubi i już na starcie tracisz słuchaczy. Nawet jeśli jest skomplikowana, udawaj że jest prosta. Wśród większości ludzi panuje (błędne) przekonanie, że wszystkie sprawy dadzą się wyłożyć prosto i jasno.
- Nie wprowadzaj trudnych definicji i nie używaj słów znanych tylko w Twojej dyscyplinie. (Niedawno pewien komentator zarzucił mi w Salonie24, że w programie Warto Rozmawiać nie powołałem się, a następnie nie wyjaśniłem, pojęcia „kontratypu” w prawie karnym. No już ja widzę, jak by mnie za takie profesorskie gadanie obsmarowano).
- Traktuj swych partnerów w dyskusji z szacunkiem, przynajmniej udawanym. Nie jest to łatwe, bo nie wszyscy zawsze na to zasługują. Ale efekt okazywanego lekceważenia czy protekcjonalnego stosunku do innych jest fatalny (wiem coś o tym, bom sam nie bez winy…).
Miał z tego być dekalog, ale jak na razie numery 8 i 9 nie przychodzą mi do głowy; może ktoś uzupełni, ja na razie wpiszę od razu…
10. W ogóle nie zwracaj uwagi na publiczność w studio. Jest duża szansa, że są oni tak dobrani, że mocno sprzyjają jednej stronie – i niekoniecznie Tobie. Ta dekoracja nie powinna Cię rozstroić.
Inne tematy w dziale Polityka