O wczorajszym tekście Andrzeja Zybertowicza w Rzeczpospolitej, zatytułowanym wdzięcznie „Michnik ma prawo być hipokrytą” – nie pisałem i pisać nie zamierzam, z dwóch powodów. Raz, bo jestem akurat w Warszawie, napawam się jej urokami, a do analizy tego tekstu potrzeba czasu. Dwa – bo nie jest to artykuł jako taki ale oświadczenie, jakie Zybertowicz zamierzał wygłosić przed Sądem Apelacyjnym w sprawie, wytoczonej mu przez Adama Michnika. Jest to więc dokument o charakterze sądowym bardziej niż publicystycznym; od orzeczenia – które przyznało rację Adamowi Michnikowi – Zybertowicz może się jeszcze chyba odwoływać, więc nie ma co sprawy wałkować na forum publicystycznym.
Dziwi mnie decyzja Sądu, który dał podobno Zybertowiczowi tylko pięć minut na wygłoszenie oświadczenia – o wiele za mało na przeczytanie przez niego owego długiego tekstu, kończącego się dramatycznym wyznaniem, że jeśli sąd postąpi nie po myśli Zybertowicza to „wątpić musimy nie tylko w podstawy demokratycznego państwa prawa – wtedy nasze wątpienie sięga pytania o wartość Polski i polskości”. Jest to zdanie nie socjologa czy publicysty, ale dość chyba zdesperowanego człowieka, któremu puściły nerwy– więc pozostawiam je bez komentarza. Co o zarzutach Zybertowicza pod adresem Michnika myślę – o tym już tu pisałem, zdania nie zmieniłem, a powtarzać się nie zamierzam.
Wszelako dziś przy śniadaniu przeczytałem w Rzepie list od Pana Andrzeja Dąbrówki z Warszawy (niewykluczone, że dostępny także w wersji elektronicznej gazety) dowodzący, że Zybertowicz w swym zarzucie pod adresem Michnika (uznanym przez sąd za bezprawne) posłużył się po prostu figurą retoryczną „pozornego cytatu” (nic nie zmyślam), opisaną przez teoretyków retoryki jako prozopopeja (jestem pewny, że nasz Chevalier wszystko o tym wie), polegająca na tym, „że autor lub mówca oddaje głos nieobecnemu bohaterowi swojej opowieści, tak jakby ów był obecny”.
Jako przykład takich figur Pan Dąbrówka podaje wypowiedzi materaca Casanovy lub obrusa ze stołu Adama Michnika. Wszystko to bardzo ciekawe i pouczające, co prawda Adam Michnik swojego stołu nie nakrywa nigdy obrusem bo jest on (stół, a nie Michnik ani obrus) zawsze przykryty górami książek, ale dla mnie istotny jest wniosek praktyczny uznania jakiegoś zarzutu za niewinną prozopopeję. Otóż autor listu z oburzeniem konkluduje, że w dzisiejszej Polsce „Ludzie płacą słone grzywny za stosowanie prozopopei. Przewracają się w grobie: Cyceron, Kwintylian i Gotfryd de Vinosalvo” (Cyceron to ten od Galii, co jest podzielona na trzy?) .
Otóż kto się przewraca ten się przewraca, zostawmy wielkich zmarłych w spokoju; jedyne co się liczy, to że socjolog mówił nie o obrusie Michnika ale o Michniku właściwym. Gdyby powiedział: „obrus Michnika zeznaje, że Michnik przechwalal się swą przeszłością więzienną” – ludzie być może uznaliby tę relację za osobliwą, ale bardziej świadczącą o stanie ducha mówcy niż o kolejnej nikczemności Mich*ika. „Cytat pozorny” to tak jak demokracja socjalistyczna, gdzie przymiotnik zaprzecza rzeczownikowi; jeśli ja powiem „Igor Janke przechwala się, że dzięki wpływom z Salonu24 kupił sobie Maybacha” – po czym dodam, że to cytat pozorny, równoznaczny ze stwierdzeniem, że to stara Skoda Igora tak mówi – to być może będę jednak musiał beknąć, no chyba że Igor po raz kolejny mi takie pomówienie wybaczy.
Sprawa niby zabawna, ale tak naprawdę bardzo poważna, bo sięga fundamentów wolności słowa i odpowiedzialności za wypowiedzi publiczne. Jak daleko możemy posunąć się, przypisując innym ludziom słowa, których oni nigdy w rzeczywistości nie wypowiedzieli, ale które uważamy, dobrze oddają istotę ich postawy. Jak wiadomo, dla oceny zaistnienia zniesławienia kluczowe jest rozróżnienie między stwierdzeniem faktu a oceną: z grubsza rzecz biorąc, oceny są prawnie chronione, ale stwierdzenia faktu, jeśli fałszywe – już nie. Czy przypisanie komuś, w cudzysłowie i w kontekście wskazującym, że to dosłowna relacja, słów, których on nigdy nie wypowiedział, da się obronić argumentem, że to tylko ocena zachowania tej osoby? Moim zdaniem – nie. Tak czy inaczej, nie sądzę, by lepszą obroną takiego mówcy była konstrukcja cytatu pozornego, a już zwłaszcza przypisywanie takich słów obrusowi czy materacowi nielubianej przez siebie osoby publicznej.
A tak na marginesie: dzisiejsza Rzepa w wielkiej formie. Już na drugiej stronie Wildstein oburza się z powodu samego tytułu jakiejś konferencji na rzecz praw człowieka i równości w Londynie: „Równość absolutna staje się nowym wcieleniem starej ideologii, a jej rzecznicy usiłują wyrugować ze świata ludzkiego jakiekolwiek różnice…”. No proszę – tak prosto, a jednocześnie tak mądrze. Potem informacja (na str. 4), że prezydent miasta Opole odmówił udzielenia sali w miejskim ratuszu (bądź co bądź, miejscu oficjalnym) na spotkanie z historykiem IPN Cenckiewiczem, promującym (jak podaje Rz) swą książkę „Sprawa Lecha Wałęsy”. Tytuł relacji: „Opole nie wpuszcza Cenckiewicza”, a zajawka na pierwszej stronie ma tytuł: „Cenckiewicz autor zakazany?” Proszę, jak adekwatnie i opisowo.
Z tego wszystkiego nie doszedłem już do wywiadu z Panem Markiem Jurkiem, ale przyznaję, tytuł rewelacyjny: „Wyznaniowy charakter tabliczki mnożenia”. Odkładam sobie na deser, cieszę się na wiele doznań, czego i Państwu życzę.
Inne tematy w dziale Polityka