“…projekt budowy meczetu w Warszawie powinien być dofinansowany przez polskie władze”. Nie, nie napisał tego Jacek Żakowski, Piotr Pacewicz, Wojciech Sadurski ani żaden inny tolerancjonista relatywista anty-katolicki multi-kulti. Zdanie to napisał Pan Tomasz Terlikowski w ostatnim „Wprost”, w artykule „Kalifat Polska” (26 października, str. 32-33).
Otóż z góry uprzedzam: nie za moje pieniądze. Ani grosza z moich podatków, jakie płacę w Polsce, nie dam na budowę żadnego meczetu, synagogi, kościoła albo pagody buddyjskiej. Jak będę chciał, to sam się dołożę. Ale z budżetu państwa ani złotówka nie może wycieknąć na przedsięwzięcie, mające charakter czysto religijny.
Mogę zrozumieć motywy, kierujące Panem Terlikowskim: jest zaniepokojony – pewno słusznie – groźbą dominacji nurtu radykalnego w polskim Islamie i chciałby, by państwo wspierało te nurty „które pozostają w zgodzie z polskimi tradycjami tatarskimi”. Ale metoda, jaką proponuje, jest fundamentalnie sprzeczna z zasadą państwa świeckiego. Państwo może i musi monitorować ruchy, które mogą stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa obywateli – a w razie czego – interweniować bezwzględnie, gdy realna jest groźba terroryzmu, wszystko jedno, religijnie motywowanego czy nie. Ale nie może przebierać w rywalizujących między sobą tendencjach w łonie jakiejś zorganizowanej religii i wspierać jedne a dyskryminować inne nurty. A już osobliwie – nie może wydawać pieniędzy podatnika dla budowy świątyń, by manipulować jednymi członkami jakiejś grupy wyznaniowej przeciw innym.
Dalszy ciąg zacytowanego na samym wstępie akapitu, po słowach o potrzebie dofinansowania meczetu w Warszawie, brzmi: „W ten sposób [polskie władze – przyp. WS] pokażą wyraźnie, że chcą wspierać tylko pewien model islamu i uznają go za integralną część polskiej kultury”. A co polskie władze mają do wspierania jednego modelu islamu – albo chrześcijaństwa, judaizmu, buddyzmu lub ateizmu?
Jedna z propozycji Pana Terlikowskiego jest taka: „wprowadzenie dla przyszłych imamów (szczególnie tych z zagranicy, choć nie jest to proste) konieczności zdawania egzaminów z kultury polskich Tatarów”. A co ma Pan Terlikowski (nie mówiąc już o władzach) do tego, jakie egzaminy mają zdać imamowie? Niech on od imamów trzyma się z daleka, jeśli chce, by imamowie nie mówili mu, kto może być wyświęcony na księdza.
Mamy w Polsce zasadniczy problem w rozdziałem państwa i religii: najwyższe władze interweniują w obsadę najwyższego stanowiska w polskim Kościele katolickim, pieniądze podatnika idą na budowę Świątyni Opatrzności i utrzymywanie wydziałów teologicznych, mających znaczenie przede wszystkim wewnątrz-religijne, a teraz proponuje się rozszerzenie owej zasady mieszania się państwa w sprawy wewnątrz-religijne na wyznania mniejszościowe w Polsce. To najlepsza droga do końca państwa świeckiego – choć fakt, nie będzie dyskryminowało. Wtrącało się będzie po równo we wszystkie religie.
Inne tematy w dziale Polityka