Taki oto koncept, by Josepha Conrada przeciwstawić Witoldowi Gombrowiczowi, a tego ostatniego postawić tam gdzie stał PRL, jest nadto już absurdalny, nawet na pierwszy rzut oka. Zresztą nie tylko na pierwszy: także drugi, trzeci i kolejne rzuty (oka) owej absurdalności nie łagodzą, a wręcz przeciwnie, konsolidują.
Nie mam siły streszczać całego artykułu Rafała Ziemkiewicza „Wygonić Gombrowicza Conradem” w ostatnim Plusie-Minusie; kto ciekaw niech przeczyta; w każdym razie Conradowi, który ustawiony jest po stronie Dobra (z czym pełna zgoda), przeciwstawiony jest Gombrowicz jako pisarz PRL (którą to myśl Ziemkiewicz zaczerpnął i twórczo rozwinął od innego geniusza, pisarza Andrzeja Horubały). Owa PRL-owskość Gombrowicza polegać ma na jego zafascynowaniu Formą, którą – jak streszcza Ziemkiewicz rzekomą myśl Gombrowicza – powinno się skruszyć, bo „krępuje [ona] i niszczy w człowieku ukrytą tam anielską istotę”. Tymczasem Conrad, zdaniem Ziemkiewicza, ową Formę akceptuje i wielbi, słusznie zresztą, bo stanowi ona „powinność wobec innych, więzy społeczne, obyczaj…”.
http://www.rp.pl/artykul/61991,209771_Wygonic_Gombrowicza_Conradem.html
Jest to, oczywiście, rzadki nonsens. Ani dla Gombrowicza Forma nie jest zasługującym na obalenie „obyczajem”, ani dla Conrada obyczaje i powinności moralne (dodajmy, związane kluczowo z ideałem honoru i wierności) nie są przejawianiem się Formy, w takim w każdym razie sensie, jak pojmował ją Gombrowicz. Przeciwstawienie Gombrowicza Conradowi jest więc nonsensem z gatunku tych, które proroczo przewidział właśnie Gombrowicz, któremu dziś Ziemkiewicz nieporadnie stara się przyprawić PRL-owską gębę, pouczając nas jednocześnie, dlaczego Conrad wielkim pisarzem był.
O tym, że postawienie Gombrowicza w kącie z napisem PRL (co jest głównym wątkiem artykułu Ziemkiewicza) jest intelektualnym Borucem, świadczy los dzieł Gombrowicza w PRL-u: pisarza władze nienawidziły nie tylko dlatego, że Gombrowicz nie znosił PRL-u, ale przede wszystkim, bo dostrzegły – całkiem słusznie zresztą – głęboko dywersyjny charakter filozofii Gombrowicza, wyłaniającej się z jego pisarstwa: życie publiczne PRL ufundowane było wszak na rytualnej, pustej Formie i kłamstwie, w którym aparatczycy walczyli na „miny” przyprawiając sobie samym i całemu społeczeństwu „gębę”.
Jest więc niejaką zagadką, dlaczego publicysta w końcu niegłupi i sprawny sięga po tak karkołomne przeciwstawienie dwóch wielkich pisarzy, z różnych pokoleń i narracji. Proste rozwiązanie tej zagadki przychodzi pod sam koniec artykułu. Oto Ziemkiewicz wyznaje, że spisał „tych kilka myśli – korzystając z okazji, dla mnie osobiście istotnej, jaką jest publikacja powieści. Powieści, która chce być za dojrzałością, a przeciwko chłopięctwu, a nade wszystko – za kształtem, a przeciwko przytłaczającemu nas Bezkształtowi. Bo to Conrad, a nie Gombrowicz, miał w fundamentalnej sprawie rację”… itp.
To nie było tak od razu pisać? O nowej powieści Ziemkiewicza już w Salonie24 entuzjastycznie pisał Pan Tomasz Terlikowski, nie wątpię, że wkrótce na łamach Rzepy, a także Gazety Polskiej, Wprost itp. pojawią się kolejne recenzje, obwieszczające owo wydarzenie literackie i uświetniające jeszcze bardziej ową „okazję, osobiście istotną” dla Ziemkiewicza. Nie wykluczam zupełnie, że usłyszymy coś od Bronisława Wildsteina, tak będzie w każdy razie, jeśli o „Dolinie nicości” Wildsteina pisał już był Ziemkiewicz, no bo przecież jakaś równowaga w przyrodzie musi być. Niewykluczone jednak, że nie będzie aż tak prosto, a łańcuch wzajemnych literackich fascynacji będzie dłuższy, np.: o Wildsteinie pisze Ziemkiewicz, o Ziemkiewiczu – Terlikowski, a o Terlikowskim – Wildstein. I w ten sposób Wielkie Koło Życia zostanie zamknięte.
Kształt, ucieleśniony w postaci ukontentowanego osobiście redaktora Ziemkiewicza, zwycięży bezapelacyjnie i definitywnie nad Bezkształtem. A ten szmer, który Państwo właśnie słyszą, to chichot ducha Gombrowicza, który to wszystko przewidział i cudnie opisał.
Inne tematy w dziale Polityka