Oświadczenie polskiego MSZ, odcinające się od lamentu posła Artura Górskiego nad zwycięstwem Baracka Obamy jako „końcem cywilizacji białego człowieka”, uważam za nieprzemyślane i nierozsądne. Od teraz, za każdym razem, gdy jakiś biały człowiek w Sejmie powie coś głu*iego lub rasistowskiego na tematy międzynarodowe, MSZ będzie zmuszony do składania podobnych deklaracji. Znając skład polskiego Sejmu, takich epizodów w przyszłości nie można wykluczyć: jest tam wielu innych białych ludzi, którzy mogą chcieć zdobyć popularność wśród głu*ców i rasistów.
I chyba w sumie dobrze. Skoro takie poglądy w Polsce istnieją, to niech mają też swoją sejmową reprezentację. Mamy oto bowiem do czynienia z pytaniem dość fundamentalnym, z zakresu teorii demokracji: czy parlamentarne przedstawicielstwo Narodu powinno być emanacją tego, co w nas najlepsze, najszlachetniejsze, najbardziej godne pochwały, czy raczej reprezentacją wszystkiego, co się rusza – także tego, co w społeczeństwie głu*ie, haniebne i paskudne.
Jestem zwolennikiem tego drugiego podejścia. Pierwsze – nazwijmy je „elitarną koncepcją demokracji” - zakłada jakieś filtrowanie reprezentantów w oparciu o kryteria mądrości, szlachetności itp. Kto miałby to robić? I czy możemy im zaufać? Drugie podejście – nazwijmy je „zwierciadlaną koncepcją demokracji” (przedstawicielstwo jako zwierciadło społeczeństwa) - jest bardziej autentyczne, zdrowe. Mamy w parlamencie głu*ców? No dobrze, ale w społeczeństwie również, i to niemało. Zresztą oni o tym nie wiedzą, zgodnie z maksymą bodajże Kartezjusza, że rozum jest najlepiej rozdzielonym dobrem na tym świecie, bo nikt nie narzeka, że ma go za mało. Więc, by strawestować pewnego hierarchę, który zalecał swego czasu, by Polacy głosowali na Polaków a Żydzi na Żydów, niech mądrzy głosują na mądrych, a pokręceni na pokręconych itp. I nie ma co przepraszać za niczyje wypowiedzi, bo to ustami Posła wypowiada się jakaś część Narodu.
Chyba nie taka znowu mała, choć nie jestem w tej kwestii pesymistą i uważam, że stopień rasistowskiej głu*oty w Polsce nie jest tak wysoki. Z drugiej strony, w jakim innym kraju mogłaby ukazać się książka – chyba w sporym nakładzie, bo widziałem ją w kilku porządnych księgarniach – zatytułowana „Malarstwo białego człowieka”? Idea, że można dzieje malarstwa analizować i klasyfikować przez pryzmat koloru skóry twórców, jest oryginalnym wkładem polskim do światowej historii sztuki. Tylko czekać, jak ktoś opublikuje „Historię aryjskiej architektury”.
Pan poseł Artur Górski nazwał wybór Baracka Obamy „grymasem demokracji” – i tu, bezwiednie chyba, dotknął czegoś ważnego. Demokracja bowiem nie tylko prawi mądrze i rządzi szlachetnie: demokracja grymasi, a także chichocze, kwęka, kicha a czasem nawet smarka – i niewykluczone, że poseł Górski znalazł się w polskim Sejmie w wyniku takiego właśnie, albo jeszcze mniej eleganckiego, aktu fizjologicznego demokracji. Lepsze to, niż gdyby wraz ze swoimi koleżkami miał na wieki wieków utyskiwać, jak to demokracja gnębi i knebluje prawdziwych patriotów. PiS zaś ma za swoje: widziały gały co brały – i tak dobrze, że nie wzięli na swoje listy całej reszty tego towarzystwa, które przecież przebierało nogami przy PiS-ie przy ustalaniu list wyborczych.
Cywilizacja człowieka białego, choć głu*iego, ma w konsekwencji swoją reprezentację parlamentarną; mamy demokrację zwierciadlaną, a nie elitarną, więc z jej grymasami musimy się oswoić, a MSZ niech nikogo za nic nie przeprasza: Artur Górski to sól i pieprz tej ziemi: kość z kości, łydka z łydki, móżdżek z móżdżku nas, czyli Suwerena.
PS: O wypowiedzi posła Górskiego przeczytałem w czasie pobytu w USA: w swoim wystąpieniu sejmowym poseł powoływał się kilka razy na poglądy amerykańskich Republikanów. To może powiem mu, że już po ogłoszeniu wyników wyborów, czołowi politycy amerykańscy wyrażali wielki szacunek dla Prezydenta-elekta. Np. członkini Izby Reprezentantów z Minnesoty Michele Bachmann, która wcześniej publicznie podejrzewała Obamę o „anty-amerykańskie poglądy”, powiedziała, że jest „ogromnie wdzięczna, że mamy Afro-Amerykanina, który wygrał w tym roku” i nazwała to „wspaniałym sygnałem, jaki wysłaliśmy”. Pani gubernator Sarah Palin wezwała, by małe polityczne gierki nie przesłoniły „uznania historycznego momentu, w którym jesteśmy”. John McCain wyraził się o „historycznych wyborach” i o „specjalnej dumie”, jaką czują dziś Afro-Amerykanie. Prezydent Bush powiedział, że przybycie Obamy do Białego Domu będzie „wzruszającym widokiem”. Rzecznik senatora Liebermana (ostrego krytyka Obamy w czasie kampanii) powiedział, że senator uważa Obamę za „prawdziwego patriotę, który kocha swój kraj”. To wszystko są biali ludzie, którzy jakoś nie utyskują nad końcem swojej cywilizacji (podobnie jak nie zauważyłem, by tu oznajmiono „zwycięstwo cywilizacji śmierci”, ogłoszone już w Salonie24). Ale wiadomo, Amerykanie mają poprawność polityczną, która użądliła już nawet czołowych Republikanów. U nas za to można powiedzieć wszystko – poza tym, że ktoś jest głu*i.
Inne tematy w dziale Polityka