Jak już się Państwu kiedyś z tego zwierzyłem, mam taki zwyczaj, że za każdym razem gdy przyjeżdżam do Polski, kupuję sobie całe naręcze periodykόw ze słowem Polska w tytule, jako to: Myśl Polską, Naszą Polskę, Gazetę Polską, Niezależną Gazetę Polską itp. (Jest teraz także „Polska Ditajms” ale ona nie daje mi takiej radości). Zwłaszcza dwie ostatnie wymienione gazety dostarczają mi dużo uciechy, choćby dlatego, że mogę z emocjami obserwować tragicznie skazane na porażkę zmagania mojego ulubieńca, Pana Jacka Kwiecińskiego, z polszczyzną.
Nie przypominam też sobie, bym kiedykolwiek w przeszłości kupił Gazetę Polską i nie natrafił na mroczne przepowiednie redaktora naczelnego GP, Pana Tomasza Sakiewicza, dotyczące rychłego i nieuchronnego kataklizmu, jaki – w wyniku rozmaitych knowań sił wrogich Jego pismu – pogrąży raz na zawsze GP w niebycie. To już pewna tradycja, dość osobliwa zresztą, bo rzadko na świecie zdarza się, by szef jakiejś gazety stale wieścił jej nadchodzącą klęskę. Tym kasandrycznym przepowiedniom towarzyszą też nieodmiennie misterne plany kontr-działania na wypadek upadku Gazety: otόż natychmiast na jej miejsce pojawić ma się magazyn, niewykluczone że właśnie NGP, ale może jakiś inny. To wszystko szalenie skomplikowany plan, ale trzeba docenić dobroduszność – choć może także pewną naiwność - Pana Sakiewicza, ktόry tak otwarcie uprzedza wrogόw o swych planach, mających przecież skutecznie pokrzyżować im szyki.
Pan Sakiewicz jest szczery nie tylko co do planόw na wypadek upadku Gazety („jeżeli jednak obecne kłopoty prawne naszego pisma się nie skończą, już wkrόtce zaczniemy wydawać nowy magazyn” – co jest dość osobliwym biznesplanem, no ale nie będę się wtrącał), ale także co do przyczyn owej posępnej sytuacji. W NGP wylicza mianowicie, z rozbrajającą szczerością, przyczyny ponurej sytuacji Gazety Polskiej: „krach w gospodarce, krach na rynku prasy, nieżyczliwość władzy, ktόra owocuje spadkiem zyskόw z reklam, oraz fatalne decyzje sądόw, przy niejasnym stanie prawnym obecnego tygodnika”. Nie jest to, przyznajmy, wesoła sytuacja, choć zastanawia nieco fakt, że tygodnik afirmujący – jak się zdaje – kapitalizm i wolny rynek, za „spadek zyskόw z reklam” obwinia „nieżyczliwość władzy”. Wszak, gdyby zadeklarowany śmiało nakład Gazety (59 tysięcy) był zbliżony do realnego, reklamodawcy by jednak lgnęli do owego tytułu, nie bacząc na życzliwość lub nieżyczliwość władzy. A nie lgną, bo jedyne ogłoszenia, jakie znalazłem w Gazecie Polskiej, dotyczą jej samej lub zaprzyjaźnionych podmiotόw, takich jak blog Ryszarda Czarneckiego, wydawnictwo specjalizujące się w dziełach Stanisława Michalkiewicza, tudzież ogłoszenie samej GP zawierające przeprosiny pod adresem Janusza Kaczmarka itp.
Tak czy inaczej, jeśli istotnie wrogowie Gazety Polskiej planują na nią zamach, to jak na razie jeszcze się nie zamachnęli, co umożliwiło mi zapoznanie się (w numerze z 14 stycznia) z artykułem Pana Tomasza P. Terlikowskiego pod tytułem „Wrogowie Izraela – wrogowie Zachodu”, a zrobiłem to głόwnie dlatego, że moje wyćwiczone oko błyskawicznie wyłapało w owym tekście moje własne nazwisko, pojawiające się tam dwukrotnie. Pan Terlikowski nawiązuje do moich wypowiedzi w blogu, więc właśnie tu jest miejsce, by Mu odpowiedzieć. (Wysłałbym polemikę do GP, no ale jak widać, nie zna ona dnia ani godziny, więc bezpieczniej jest uczynić to tutaj).
Pierwszy raz moje nazwisko pojawia się w związku z moim zdaniem, że nie każdy przeciwnik polityki państwa Izrael jest automatycznie antysemitą i że „straszak antysemityzmu jest prymitywnym szantażem, mającym uciszyć krytykόw obecnej polityki państwa Izrael”. Na to moje piękne zdanie Pan Terlikowski odpowiada tak:
„Problem polega tylko na tym, że choć rzeczywiście trudno w opiniach publicystycznych doszukać się realnych wzorcόw międzywojennego antysemityzmu, to niekiedy, i to wśród ludzi wykształconych, przyjmuje on rasistowski i promujący zbiorową odpowiedzialność sposób działania. Przykładem mogą być zachowania uczelnianych kolegόw Szewacha Weissa, ktόrzy przestali mu podawać rękę na znak protestu przeciw wojnie w Strefie Gazy. O ile niechęć do polityki izraelskiej można jeszcze zrozumieć, o tyle bojkot towarzyski człowieka tylko dlatego, że jest obywatelem kraju, z którego polityką się nie zgadzamy, jest już klasycznym przykładem szowinizmu, by nie powiedzieć – w tym konkretnym przypadku - antysemityzmu”.
O nieszczęściu, jakie spotkało Pana Weissa, ktόremu ktoś nie podał ręki, słyszałem już dawniej: najpierw chyba wyszlochał się on na ten temat w Telewizji, a potem zagrzmiał na temat jego gehenny Maciej Rybiński. Ja sam muszę powiedzieć, rękę Panu Weissowi – ktόry wygląda mi na człowieka miłego i inteligentnego – na pewno bym podał, nie bacząc na moją opinię o wojnie w Gazie, choćby przez wzgląd na dobre wychowanie. Pragnę jednak zauważyć pewną nieprzystawalność tragedii, jaka spotkała Pana Weissa z przykrościami, doświadczanymi przez tych licznych palestyńskich mieszkańcόw Gazy, ktόrzy rąk – a także innych członkόw – zostali pozbawieni, więc nikt już nigdy nie będzie miał okazji im podać lub nie podać własnych. Co ważniejsze jednak to fakt, że chyba owi dręczyciele Pana Weissa nie uczynili owego gestu wyłącznie przez wzgląd na politykę jego państwa, ale także dlatego, że on się z tą polityką zgadza. Można rzecz jasna dyskutować, czy to mądra forma protestu (choć zauważam, że Pan Terlikowski łaskawie przyzwala na odczuwanie „niechęci do polityki izraelskiej”), niemniej fakt ten całkowicie unieważnia tezę Pana Terlikowskioego, że nie-podawacze rąk winni są rasizmu, promowania odpowiedzialności zbiorowej, szowinizmu i antysemityzmu.
Drugi passus, w ktόrym moje nazwisko pada w tekście Pana Terlikowskiego, jest następujący: „Liderzy i przywódcy protestόw, a także błyskotliwi krytycy „terroryzmu państwowego” (by znόw posłużyć się określeniem propagowanym przez Wojciech Sadurskiego) mają za złe Żydom, że z otwartą przyłbicą bronią wartości demokracji i Zachodu w świecie, w ktόrym ani jedno ani drugie nie cieszy się specjalną popularnością”. Proszę wczytać się w to zdanie: jego treść sugeruje, że właśnie dlatego niektόrzy (tacy jak ja) krytykują Izrael, bo nie podoba im się “demokracja i Zachόd”, ktόrych obecnie Izrael w Strefie Gazy broni. I ten pogląd wydaje mi się cokolwiek kontrowersyjny. Nie tylko dlatego, że można dyskutować, czy istotnie to, co w tej chwili Izrael robi w Gazie jej mieszkańcom, po latach skutecznej blokady gospodarczej, to jest właśnie „obrona demokracji i Zachodu”. (Tytuł z wczorajszej „Polski The Times”: "Polowali na terrorystę, zabili matkę i piątkę dzieci”. A to feler…) Mόj głόwny problem z tezą Pana Terlikowskiego polega na tym, że stając po stronie Izraela w imię wartości demokracji i Zachodu (a także, jak pisze w poprzedzającym όw passus zdaniu, „cywilizacji zachodniej”), sugeruje on, że istnieje jednoznaczny wzorzec cywilizacji zachodniej, do której Pan Terlikowski dumnie przynależy, ale ja już nie (skoro mam za złe Izraelowi, że on jej broni).
Otόż w jednym muszę przyznać Panu Terlikowskiemu rację: ponad wszelką wątpliwość nie należymy do tego samego nurtu cywilizacji zachodniej – i myślę, że przynajmniej z tym stwierdzeniem On się zgodzi. Oto np. Pan Terlikowski z czułym wzruszeniem i serdeczną troską pochyla się publicystycznie nad każdym plemnikiem, jajem i zarodkiem, ale nad urodzonymi dziećmi palestyńskimi, ktόre chłodno spisuje na straty jako nieuchronne koszty wojny – już raczej nie. Być może dzieje się tak, że owi smarkacze mają marną – w oczach Pana Terlikowskiego – religię, a brak chrztu powoduje, że nie są całkowicie „nasze”. Być może όw chłόd wynika z innych przyczyn – w każdym razie upieram się, że w cywilizacji zachodniej istnieje także potężny nurt uniwersalistyczny, domagający się szacunku i empatii dla wszystkich ludzi, bez względu na ich kolor skόry, wyznanie lub język; nurt wyrażający się przekonaniem, że „pod słońcem naszym / nie masz Greczyna ani Żyda” (a ja bym jeszcze dodał – Araba). Nie jest to zresztą wyłącznie nurt laicki, bo uniwersalizm jest także potężną tradycją w myśli i praktyce chrześcijańskiej. W każdym razie, nie jest tak, że krytykom polityki Izraela można bezapelacyjnie przypisać niechęć do demokracji i cywilizacji zachodniej, choćby właśnie dlatego, że istotą owej cywilizacji jest jej pluralizm, wyrażający się np. w tym, że jest w niej miejsce zarówno dla moralistycznie nadpobudliwego Pana Terlikowskiego jak i dla takiego zgniłego liberała-tolerancjonisty, jak ja.
Inne tematy w dziale Polityka