Zbliżało się południe. Upał, a mimo to na deptaku tłum ludzi; falujący, rozedrgany, podobny do gorącego powietrza. Nagle coś się zaczęło dziać, coś niewątpliwie dramatycznego, bo ludzie zaczęli się rozstępować, jak gdyby chcieli czegoś uniknąć, czegoś, co stało im na drodze i stanowiło zagrożenie. A że udawałem się właśnie w tym kierunku, to lekki dreszcz niepokoju mną wstrząsnął, jakbym szedł naprzeciw czemuś niewiadomemu, czemuś równie pierwotnemu, jak na przykład ciemność katakumb.
Tłum się wreszcie zupełnie rozstąpił i go zobaczyłem. Jak bezpański pies tkwił na środku ulicy wyłożonej kostką brukową z Niecieczy. Miał długie rude włosy, częściowo spięte gumką, na szyi aparat fotograficzny, a w kieszeni koszulki polo zatknięte były okulary przeciwsłoneczne. Między owłosionymi nogami mężczyzny spoczywał nieduży plecak. Gość mógł mieć ze 25 lat, więc pewnie tyle miał. W chwili, kiedy go dostrzegłem, już nie próbował z nikim się komunikować, bo zrozumiał, jak bezowocne są jego działania; ludzie wszakże unikali go jak ognia, jak niedotykalnego czy wręcz zadżumionego. Ileż było bezradności w jego oczach! Na ten czas nasze spojrzenia się skrzyżowały i nastąpiło coś z zakresu psychotroniki czyli niepojęte, niewypowiedziane porozumienie mentalne: ja zrozumiałem jego bezradność, a on zrozumiał moją chęć niesienia pomocy, już wiedział, że czekał na mnie, bo ja byłem jego ocaleniem. Rozwarł ramiona niczym ojciec witający marnotrawnego syna. Uśmiechnąłem się do niego, a on do mnie.
Wtedy wszystko zepsuł:
- Do you speak english? - spytał.
Uległem psychozie tłumu i zwiałem.
Byłem cieciem na budowie, statystą filmowym, ratownikiem wodnym, ogrodnikiem, dziennikarzem itp. Obecnie "robię w sztuce". Nie oczekuję, że zmienię świat; problem w tym, że on sam, zupełnie bez mojego wpływu, zmienia się na gorsze. Mrożek pisał: "Kiedy myślałem, że jestem na dnie, usłyszałem pukanie od spodu". To ja pukałem! Poprzedni blog: http://blogi.przeglad.olkuski.pl/nakrzywyryj/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo