Sąd zalegalizował coś , co ma formę znaku drogowego i może byc interpretowane jako zakaz stosunków homoseksualnych w miejscach publicznych, jak słyszę. Pytam, czy tylko homoseksualnych? Nie trzeba czytac kamasutry, aby odpowiedziec przecząco. Razem - to jest chore - ten znak i ci ludzie, ten znak firmujący.
Przed chwilą zobaczyłem w TV jakieś spotkanie, na którym Pan Macierewicz używając mojego (JUŻ) ulubionego zamorskiego profesora i jego 'odkryć' naukawych konstruował zdaje się nowe poselskie zbiegowisko, eksploatujące temat smolenski dla usprawiedliwienia swego pobytu W Sejmie i pobierania tam diet.
Może trzeba raczej pomyśleć o znaku , obowiązującym niech tylko w Sejmie, oznaczającym nie zakaz publicznego spółkowania , ale publicznego bredzenia o charakterze w gruncie rzeczy quasipornograficznym?