Od dnia ogloszenia wyborow, a w szczegolnosci od dnia kiedy PO wygralo wybory, w mediach pojawiaja sie wiadomosci o nominacjach dokonywanych przez jeszcze dzialajacy Rzad na Ambasadorow czy Sekretarzy Stanow. Musze sie przyznac, ze z perspektywy australijskiej sa to dzialania mowiac delikatnie conajmniej dziwne.
W Australii w momencie ogloszenia wyborow Rzad staje sie organem czysto administracyjnym (caretaker) do chwili zaprzysiezenia nowego Rzadu. Oznacza to, ze wszelkie powazne decyzje o znaczeniu strategicznym sa odwlekane na 'po wyborach'. W przypadkach nie cierpiacych zwloki decyzje sa podejmowane wspolnie z opozycja (zdarza sie to bardzo rzadko).
Nie wyobrazam sobie (a jestesmy w okresie wyborczym), zeby Premier Howard po przegranych wyborach (wszystkie badania opinii publicznej na to wskazuja) odwazyl sie na mianowanie kogokolwiek na jakiekolwiek powazne stanowisko.
Dlatego dziwi mnie, ze media w Polsce niemal nie komentuja dzialan JK i jego wspolpracownikow. Wydaje mi sie rowniez, Sejm powinien podjac uchwale zabraniajaca odchodzacemu rzadowi takich praktyk. Utrudnianie dzialania nastepcom nie moze byc korzystne dla Kraju.