Buranowskie Babuszki jadą na Eurowizję

Buranowskie Babuszki, zespół folklorystyczny z małej wioski Buranowo w Udmurcji, został niespodziewanym zwycięzcą rosyjskich eliminacji do tegorocznego festiwalu Eurowizji (finał w Baku 22 maja). W pokonanym polu dzielne babcie pozostawiły 24 konkurentów, w tym m.in. zwycięzcę jednego z poprzednich festiwali Eurowizji Dimę Bilana (w duecie z Julią Wołkową, śpiewajacą kiedyś w znanym zespole Tatu).

Zespół Buranowskie Babuszki tworzą babcie w wieku od 50 do 76 lat. Sławę zyskały, śpiewając po udmurcku słynne światowe szlagiery, takie jak "Hotel California", "We are the champions", "Yesterday" czy "Let it be". Eliminacje do Eurowizji wygrały piosenką "Party for Everybody". Podkreślają, że ich celem nie jest sława, lecz zgromadzenie funduszy na budowę cerkwi w ich rodzinnej wiosce Buranowo.

Czy ten, dość ekscentryczny trzeba przyznać, wybór rosyjskiej piosenki na Eurowizję, spodoba się w Europie? Trudno powiedzieć, choć szanse pewnie są spore. Mając choćby w pamięci wielką popularność, jaką w Europie zyskały dziadki z Hawany, tworzące słynny Buena Vista Social Club. Choć tam występowali raczej profesjonalni muzycy. Tyle, że mocno zaawansowani wiekowo.

Tymczasem Telewizja Polska, po latach niepowodzeń, zrezygnowała z udziału w tegorocznym finale Eurowizji. Może i słusznie, bo jakoś brakowało pomysłu, kogo tam wysłać, aby nie ponieść kolejnej sromotnej klęski. A trzeba chyba tylko trochę pomyślunku. Taki mieli chociażby Niemcy, robiąc casting na wykonawcę piosenki, napisanej specjalnie na festiwal Eurowizji. Mieli też nawet Azerowie, kopiując (w zasadzie) ten pomysł na ubiegłorocznym festiwalu. Z dużym sukcesem.

Wycofanie się z festiwalu to jest kapitulacja TVP i przyznanie się do własnej indolencji i bezradności. Braku weny twórczej. To trochę tak, jakby PKOl wycofał reprezentację Polski z udziału w igrzyskach olimpijskich w Londynie. Poddał się bez walki, oddał zwycięstwo walkowerem.

Buranowskie Babuszki - Party for Everybody