Zofia Pawłowska Zofia Pawłowska
1255
BLOG

1.2 - Arużje jest? - pierwsze tortury

Zofia Pawłowska Zofia Pawłowska Kultura Obserwuj notkę 6
Zaczęło się wyniszczanie tego co zostało odbudowane po wojnie i rewolucji. Okres „NEPU”.

Lata dwudzieste nie były takie niszczycielskie jak późniejsze. W okresie tej odwilży mieliśmy nawet polską szkołę, do której uczęszczałam. Rodzice moi wybudowali nową chatę murowaną i obszerniejszą niż stara. Wkrótce wszystko zostało zniszczone.

Bardzo chytrze - za pomocą „ruskiej smykałki” zaczynała się kolektywizacja. Jak spowodować dobrowolne oddanie przez ludzi do kołchozu swojego mienia - nieraz dorobku kilku pokoleń? Najskuteczniejszy okazał się głód. Dalej wszystko odbywało się jak w upiornej bajce...

Pamiętam niedzielne popołudnie wczesnej jesieni. Do naszego domu wtargnęli tak zwani aktywiści, w asyście uzbrojonych po zęby milicjantów.

- Arużje u was jest? - rozległ się brutalny okrzyk.

Towarzysze przyszli po broń. Szukali jej wszędzie, chociaż dobrze wiedzieli, że broni nie mamy. Niszczyli piece, wybijali okna, burzyli ściany. Po ich odejściu mieszkanie wyglądało jak po bombardowaniu, czy trzęsieniu ziemi. Pierze z podartych poduszek, pył ze zrujnowanych pieców i ścian fruwały po całym mieszkaniu i tamowały oddech.

Okazało się, że moi rodzice mieli szczęście, ponieważ broni u nas nie znaleziono - oczywiście tej sprytnie podrzuconej przez aktywistów. Oznaczało to chwilowe odroczenie śmierci. W przeciwnym wypadku nie było już ratunku. Wtedy zginęli dwaj najstarsi bracia mojego ojca - Józef i Michał. Nigdy rodzina nie dowiedziała się jaką śmierć im zgotowano. Nie wiedzieliśmy czy byli torturowani, czy bardzo cierpieli, czy może od razu zostali rozstrzelani? Zwłok rodzinie nie oddano.

Tej pierwszej rewizji nie zapomnę do śmierci. Będąc dzieckiem bita byłam jak osoba dorosła. Nie było dla mnie taryfy ulgowej. Co myśleli ci obcy ludzie, którzy tak znęcali się nad nami? Nigdy przedtem ich nie widzieliśmy. Zażądali od ojca długiego sznura. On pewnie myślał, że go powieszą, ale nie nadszedł jeszcze jego czas. Sznurem zbiry związały ojca i dziadka (razem). Leżeli teraz obaj na podłodze. Byli bardzo dobrym celem do kopania i bicia. My - kobiety klęczałyśmy twarzą do ściany. Starałam się nie płakać, ale moje wysiłki były bezskuteczne. Im boleśniej byłam bita tym głośniej płakałam. Może siepacze pragnęli bym straciła przytomność, bo moje jęki denerwowały ich. W końcu wywlekli nas z domu i zamknęli w kurniku.

Dopiero głęboką nocą przyszedł sąsiad, który uniknął rewizji, rozwiązał ojca i dziadka, a nas wypuścił. Przy świetle zobaczyłyśmy jak zmasakrowani byli nasi panowie. Niszcząca rewizja, po której mieszkanie wymagało gruntownego remontu, była tylko „małą” próbą tego, co czekało nas w niedalekiej przyszłości.

Sytuacja była niepewna i groźna. Nic nie wskazywało, że nastąpi uspokojenie, że ludzie poczują się choć odrobinę bezpieczniejsi. Strach i niepewność jutra były ciągle naszym udziałem. Najrozmaitszych rewizji było więcej. Aktywiści poszukiwali złota, biżuterii, obcej waluty. Wydrukowano ogromne arkusze obligacji państwowych. To był rzekomo bardzo „szlachetny cel”. Pieniądze miały być przeznaczone na uprzemysłowienie i elektryfikację kraju. Jeżeli ktoś nie był w stanie wykupić owych obligacji automatycznie stawał się wrogiem ludu, a los jego był przesądzony.

Wieśniacy sprzedawali inwentarz żywy i martwy, ale to na nic. Pieniędzy bowiem było wciąż mało. Ilość papierów rosła tak długo, aż nie pogrążyła biedaka w lochach GRU. Aresztowanych wywożono do miasta i ślad za nimi ginął. W tamtych ciężkich czasach sądów nie było. Ludzie ginęli, a upominać się o nich nie było u kogo. Jeżeli ktoś miał szczęście i został zwolniony lub uniknął aresztu to zyskiwał kilka dni życia, ale dług za niewykupione obligacje figurował w aktach miejscowych dygnitarzy.

Oprócz obligacji nakładano rozmaite podatki i sztrafy o tak wysokich kwotach, że uregulowanie ich stawało się fizyczną niemożliwością. Długi rosły w błyskawicznym tempie i w nieskończoność. Przeważnie przekraczały wartość całego mienia razem z gruntami.

Autorka Kim jestem? Polką, ur. 1921 r., żyjącą do 1945 r. na terenie ZSRR. Przeżyłam głód, czystki, zesłania, II wojnę i PRL. Teraz chcę o tym opowiedzieć, bo pamięć jest najważniejsza. Elektroniczną wersję pamiętnika prowadzi mój wnuk. Wszystkie zapiski pamiętnika zrobione zostały ręcznie, w szkolnych zeszytach. On je przepisuje. Redaktor Całość strony redaguje ja, od autorki pochodzi jeno tekst. Wspomnienia będę umieszczał w częściach co dwa dni, czasami może codziennie. Księga pierwsza ma ok. 100 stron A4, więc jest co dzielić. Jeżeli ktoś ma jakieś pytania do Zofii Pawłowskiej to proszę śmiało pytać, postaram się uzyskać na nie odpowiedź. Aktualny kontakt e-mail (wnuk): jediloop@tlen.pl Spis treści: - Wstęp - 1.1 - Piękne Podole i komunizm - 1.2 - Arużje jest? - pierwsze tortury - 2.1 - Rozkułaczanie - 2.2 - Zabili konie - 3.1 - Pani nie przyszła na lekcje - 3.2 - Msza pożegnalna - 3.3 - Rabunek do ostatniego ziarnka - 3.4 - Kot przy zamkniętej komórce - 4.1 - Ojciec ucieka - 4.2 - Rok 1933 - 4.3 - Głód - 4.4 - Śmierć (i życie) w mieście - 5.1 - Pora żniw - 5.2 - Orszak pogrzebowy - 5.3 - Dlaczego ocalałam? - 5.4 - Ojciec wraca - 6.1 - Błogosławieństwo pracy - 6.2 - Portret Pawlika Morozowa - 7.1 - Zepchani do bydlęcych wagonów - 7.2 - Ognisko w cerkwii - 7.3 - Nowy "dom" - 7.4 - Szukając szkoły - 7.5 - Nowa zabawka - 8.1 - Wiosenna odwilż - 8.2 - Kolejna ucieczka - 8.3 - Mijając wymarłe wsie - 8.4 - Pociągiem do Połtawy - 9.1 - Machina terroru - 9.2 - Duch pod oknem - 9.3 - Umrzeć aby życ - 10.1 - Znowu chce się żyć! - 10.2 - Wrzesień 1939 roku - 10.3 - Niewłaściwa narodowość - 11.1 - Bombowce nad miastem - 11.2 - Pakunki z chlebem - 11.3 - W niemieckiej niewoli - 11.4 - Na rodzinnej ziemi - 12.1 - Śmierć z honorem - 12.2 - Wracają "swoi", a z nimi strach - 12.3 - "Dobrowolne" zesłania - 12.4 - Pociąg z polskim wojskiem - 12.5 - W wojsku "polskim" - 13.1 - Końce i początki - 13.2 - Powroty - Epilog ... - Stare zdjęcia ... - Interludium

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura