Zofia Pawłowska Zofia Pawłowska
1079
BLOG

4.4 - Śmierć (i życie) w mieście

Zofia Pawłowska Zofia Pawłowska Kultura Obserwuj notkę 11
W tym czasie prawie codziennie miałyśmy po małym kawałeczku chleba, ale ani ja, ani babcia nie odczuwałyśmy poprawy i nie byłyśmy silniejsze. Nasze organizmy były już tak bardzo wycieńczone, że tak małe kromki były niewystarczające. Było z nami nadal bardzo źle, ale śmierć oddaliła się nieco.

Moje handlowanie było tragiczną szkołą życia. Siedziałam przy swoim towarze na gorącym, wygrzanym przez słońce bruku i patrzyłam na życie i na śmierć, które były ciągle obok siebie, splatały się ze sobą. Śmierć niestety była silniejsza.

Widziałam tyle śmierci, tyle okropności, że jest aż nie do uwierzenia. Na wsi ludzie umierali w swoim domu, w pościeli lub na podwórzu i nikt ich nie oglądał. W mieście było dużo przyjezdnych, szukających ratunku w obcym mieście. To oni właśnie umierali na jezdniach i chodnikach. Widziałam mnóstwo konających. Widziałam dzieci osierocone, dzieci porzucone przez rodziców - już nieżywe - i nieco starsze, żebrzące, proszące o okruszynę chleba. A dawać nie było komu.

Nikt nie opiekował się nimi. Były samotne i opuszczone. Czy ja czułam się inaczej? Przecież oprócz babci nie miałam właściwie nikogo, a babcia przestawała walczyć, załamywała się. Każdy mógł się załamać. Dużo ludzi popełniało samobójstwa. Matka, która traciła dzieci, a męża zabili towarzysze, nie chciała żyć.

Zwłoki ludzkie leżały wszędzie. Jeździł duży, drabiniasty wóz, na który ludzie wyglądający jak trupy, wrzucali zmarłych. Na wozie zwłoki zastygłe w różnych pozach wyglądały jak ścięte konary, których nie udało się równo ułożyć. Nikogo już nie przerażała śmierć. Wszyscy jakby nagle zastygli w obojętności, pozbawieni ludzkich odruchów i odczuć. Jedynie głód był wszechobecny i żywy.

Patrząc na śmierć myślałam o Bogu. Gdzie On teraz jest? Czy to wszystko widzi? A może i Bóg umarł z głodu?

Ja również zobojętniałam. Będąc ciągle wśród umarłych przestałam się ich bać! Brzydziłam się. Ohydny zapach rozkładających się ciał przyprawiał o mdłości! Nie myślałam o jutrze. Żyłam dniem dzisiejszym. Czasami myślałam o własnej śmierci. Nie chciałam umierać na ulicy. Gdyby jeszcze pochowano mnie w trumnie, to nawet bym była szczęśliwa. Dziadek to miał szczęście!

Jakoś nie przypominam sobie czy padały deszcze. Pamiętam tylko gorące, suche powietrze i roje czarnych, spasionych, tłustych much i białe robactwo pełzające po chodnikach. Myślę, że ludzie umierali nie tylko z głodu, ale również od chorób. Od upału, a może z wycieńczenia, moje ciało pokryło się wrzodami. Nawet nie pamiętam czy te wrzody mnie bolały. Widziałam wiele zwłok pokrytych właśnie takimi czyrakami.

Byłam świadoma, że śmierć chodzi za mną krok w krok, że czeka tylko na odpowiednią chwilę. Zżyłam się z nią chyba, bo przestałam drżeć na myśl o śmierci. Do wszystkiego można się przyzwyczaić i zacząć myśleć, że tak powinno być. Czasami buntowałam się! Ohydne muchy doprowadzały mnie do rozpaczy. Biedni ludzie umierali z krwawą pianą na ustach, na brudnym zaśmieconym chodniku, a muchy bezczelnie, jeszcze za życia, żywiły się ich nędznymi resztkami ciała.

Takie widoki wzbudzające litość i współczucie, a jednocześnie odrazę towarzyszyły mi zawsze. Nie mogłam się od nich uwolnić. Nawet we śnie widziałam umierających - muchy były wielkie, kosmate i ogromnymi kłami odrywały ciało od kości. Budziłam się zlana potem, brakowało mi tchu. Czułam się jak bezpański kot, niepotrzebny nikomu, który niedługo padnie z głodu. Załamywałam się stopniowo i w końcu nie miałam ani sił, ani ochoty by móc chodzić na targ. Babcia była fizycznie silniejsza ode mnie i ona zajęła się handlowaniem.

Nagle wszystko odmieniło się. Pewnego razu jakiś sympatyczny człowiek kupił u niej cały zapas wiązeczek drzewa. Cicho powiedział, że ma do sprzedania bardzo dobre mięso. Stał się cud! Po raz drugi ratunek nadszedł w samą porę. Już w tym samym dniu jadłyśmy mięso i piłyśmy rosół.

Bóg jeden wiedział co to było za mięso. Kolorem trochę przypominało wołowinę, ale było trochę ciemniejsze. Czy to było ważne? Zupy z mięsem i młodymi warzywami smakowały jak za dobrych czasów. Po mięsie tak samo jak po rybnej diecie trochę odżyłam. W ogrodzie podrosła marchew, wczesna kapusta, a nawet ogórki. Życie znowu nabierało sensu.

Znowu chodziłam na targ. Na słupie energetycznym w samym centrum miasta wisiał od pewnego czasu wielki, czarny głośnik zamontowany w czasie mojej nieobecności. Rozlegała się z niego bardzo głośna i wesoła muzyka i śpiew tak, że ludzie z trudem porozumiewali się między sobą. Przeważnie były to „czastuszki” (przyśpiewki).

Żyć stało łutsze, żyć stało wieselej - rozlegał się potężny głos z tuby. Zatykałam uszy, broniłam się, ale to było niemożliwe. Musieliśmy się przyzwyczaić do hałasu, zobojętnieć nań tak jak na głód i śmierć.

W mieście był to najgorszy okres. Śmierć zbierała wielkie żniwo, a wozy drabiniaste bez przerwy jeździły po mieście i wsi wywożąc zmarłych do dołów. Tam ludzie za kromkę chleba spełniali smutny obrządek. Władza bała się epidemii. Oprócz smrodu rozkładających się ciał w powietrzu unosił się ostry zapach chlorowanego wapna.

Dygnitarze, ludzie partii, nie cierpieli głodu. Oni mieli swój sklep, w którym można było kupić dosłownie wszystko, ale nie za ruble, a za złoto i dolary. Tylko elita miała prawo kupować za ruble, to biedni musieli płacić dolarami lub złotem. Osobiście widziałam jak ludzie dostatnio ubrani, czyści i dobrze odżywieni wynosili ze sklepu duże pakunki w szarym papierze.

Często dzieci stawały przy oknie wystawowym i patrzały na rozmaite pyszności: szynki, kiełbasy, słodycze. Głodne, wynędzniałe, słaniające się na nogach stałyśmy przy oknie i wzrokiem syciłyśmy głód. Od patrzenia na nieosiągalne jadło robiło się słabo i jeszcze bardziej głodno. Kiedy gromadka dzieci zwiększała się, wychodziła pani z miotłą i goniła nas.

- A kysz, a kysz śmierdziuchy i głodomory - krzyczała wymachując miotłą.

Byłyśmy rzeczywiście brudne i śmierdzące. Nie pamiętam żebym się kąpała w ciągu całego gorącego lata. Myłam jedynie wychudzoną twarz, a i to nie codziennie. Owrzodzone ciało na pewno wyglądało odrażająco, ale mnie to nie wzruszało. Czy komukolwiek na mnie zależało? Już jako dziecko czułam ogromną samotność. Bardzo pragnęłam miłości, matczynej miłości!

Autorka Kim jestem? Polką, ur. 1921 r., żyjącą do 1945 r. na terenie ZSRR. Przeżyłam głód, czystki, zesłania, II wojnę i PRL. Teraz chcę o tym opowiedzieć, bo pamięć jest najważniejsza. Elektroniczną wersję pamiętnika prowadzi mój wnuk. Wszystkie zapiski pamiętnika zrobione zostały ręcznie, w szkolnych zeszytach. On je przepisuje. Redaktor Całość strony redaguje ja, od autorki pochodzi jeno tekst. Wspomnienia będę umieszczał w częściach co dwa dni, czasami może codziennie. Księga pierwsza ma ok. 100 stron A4, więc jest co dzielić. Jeżeli ktoś ma jakieś pytania do Zofii Pawłowskiej to proszę śmiało pytać, postaram się uzyskać na nie odpowiedź. Aktualny kontakt e-mail (wnuk): jediloop@tlen.pl Spis treści: - Wstęp - 1.1 - Piękne Podole i komunizm - 1.2 - Arużje jest? - pierwsze tortury - 2.1 - Rozkułaczanie - 2.2 - Zabili konie - 3.1 - Pani nie przyszła na lekcje - 3.2 - Msza pożegnalna - 3.3 - Rabunek do ostatniego ziarnka - 3.4 - Kot przy zamkniętej komórce - 4.1 - Ojciec ucieka - 4.2 - Rok 1933 - 4.3 - Głód - 4.4 - Śmierć (i życie) w mieście - 5.1 - Pora żniw - 5.2 - Orszak pogrzebowy - 5.3 - Dlaczego ocalałam? - 5.4 - Ojciec wraca - 6.1 - Błogosławieństwo pracy - 6.2 - Portret Pawlika Morozowa - 7.1 - Zepchani do bydlęcych wagonów - 7.2 - Ognisko w cerkwii - 7.3 - Nowy "dom" - 7.4 - Szukając szkoły - 7.5 - Nowa zabawka - 8.1 - Wiosenna odwilż - 8.2 - Kolejna ucieczka - 8.3 - Mijając wymarłe wsie - 8.4 - Pociągiem do Połtawy - 9.1 - Machina terroru - 9.2 - Duch pod oknem - 9.3 - Umrzeć aby życ - 10.1 - Znowu chce się żyć! - 10.2 - Wrzesień 1939 roku - 10.3 - Niewłaściwa narodowość - 11.1 - Bombowce nad miastem - 11.2 - Pakunki z chlebem - 11.3 - W niemieckiej niewoli - 11.4 - Na rodzinnej ziemi - 12.1 - Śmierć z honorem - 12.2 - Wracają "swoi", a z nimi strach - 12.3 - "Dobrowolne" zesłania - 12.4 - Pociąg z polskim wojskiem - 12.5 - W wojsku "polskim" - 13.1 - Końce i początki - 13.2 - Powroty - Epilog ... - Stare zdjęcia ... - Interludium

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura