Zofia Pawłowska Zofia Pawłowska
1154
BLOG

5.2 - Orszak pogrzebowy

Zofia Pawłowska Zofia Pawłowska Kultura Obserwuj notkę 12
Kiedy przyszłyśmy do ogrodu było tam już bardzo dużo ludzi. Makabryczna wiadomość szybko się rozeszła. Cały ogród został doszczętnie zdeptany. Wojsko lub milicja również znajdowało się przy ognisku. Dopadli półżywą, nieszczęśliwą ofiarę i bili, popychali, kopali, a ona nie odezwała się ani słowem. Leżała na ziemi, a ciałem jej wstrząsał dreszcz. Ona chyba była w agonii.

Co odczuwała? Czy bardzo cierpiała? Jak bardzo musiała być głodna!? Woskowo-żółta twarz bez kropli krwi nie wyrażała nic.

Żołnierze postawili ją na nogi i przywiązali do pleców resztki martwego dziecka. Nie miała siły poruszać się, ciągle upadała, a oni znowu i znowu stawiali ją na nogi. Dlaczego nie rozumieli, że ona umierała? W końcu pociągnęli ją za ręce, które wydały mi się bardzo długie. Bose, chude i owrzodzone nogi zamiatały uliczny kurz. Palce krwawiły, ale ona pewnie nie czuła już nic.

Dziwiłam się, że ta nędzna istota, ten kościotrup ma w sobie jeszcze krew. Pamiętam wyraz jej wielkich niebieskich oczu. Na twarzy żółtej jak wosk tylko rozwarte oczy błyszczały martwym niesamowitym blaskiem. Starszą córeczkę niósł milicjant w cywilnym ubraniu, a może był to jakiś dobry, litościwy człowiek. Nie znałam go. Nie był z naszej wioski.

My - ludność z wioski szliśmy z tyłu. Był to niezwykły orszak pogrzebowy. Z początku szliśmy milcząc. Panowała ciężka cisza. Słychać było jedynie kroki mundurowych, stukot ich ciężkich butów. Przygniatająca cisza była nie do zniesienia.

Ktoś w tłumie zaintonował pobożną, smutną pieśń pogrzebową, a cały orszak natychmiast podchwycił śpiew. Niosło się wołanie, płynęła pieśń nad sadami, chatami i gdzieś daleko odbijała się jękiem i echem. Wygłodzeni i bezsilni nie mogliśmy nadążyć za milicją. Zostaliśmy kawałek z tyłu. Kiedy dowlekliśmy się pod dom posterunku milicji, drzwi były już zamknięte i kobiety z dzieckiem już nie widzieliśmy.

Nie wróciliśmy do domów. Staliśmy pod drzwiami, a ludzi przybywało coraz więcej. Nikt nas nie przeganiał. Śpiew i odmawianie różańca nie przeszkadzało towarzyszom. Ale skoro tylko słowa modlitwy przemieniły się w wołanie „chleba, chleba” i „nie chcemy zdychać” - drzwi posterunku natychmiast się otworzyły. Wyszła władza uzbrojona po zęby. Rozległ się brutalny, ostry krzyk: „Won, bo będziemy strzelać”.

Nie odczuwałam lęku, a może nie zdawałam sobie sprawy czym to grozi. Stałam razem z grupką dzieci w pierwszym szeregu. Dorośli stali za nami i chyba zlękli się, bo wołanie „chleba” ustało. Zapanowała cisza. Czekałam na wystrzały. Tym razem jednak nie strzelano. Tłum stopniowo topniał. Kiedy obejrzałam się, zobaczyłam, że dorośli już odeszli. Na placu pozostały dzieci. Moja babcia stała tuż za mną.
- Już jest po pogrzebie. Chodź do domu - powiedziała cicho.

Wracając do domu nie rozmawiałyśmy. Cóż mogłyśmy mówić. Nie było takich słów, które by choć w części oddawały stan naszego samopoczucia: żałobę, smutek i beznadziejność. Całe ciało drżało. Czułam bicie serca w każdej cząsteczce ciała oraz ogromne zmęczenie.

Ciężki jesienny i jeszcze gorący dzień trwał nieskończenie. Zdawało się, że już nigdy nie będzie miał końca. W domu nerwy całkowicie odmówiły mi posłuszeństwa. Doszłam do łóżka, a dalej pamięć się urwała.

Gdy w nocy otworzyłam oczy, zobaczyłam babcię czuwającą przy mnie. W domu pachniało zupą. Piłyśmy odżywczy płyn i rozmawiałyśmy o minionym dniu, o życiu i śmierci.

Owa kobieta - sprawczyni tragicznego czynu, już nie żyła. Nawet umierając nie miała spokoju. Ona konała, podczas gdy milicjanci ciągnęli ją na posterunek. Zaledwie przed kilku laty była piękna, młoda, szczęśliwa i bogata. Pochodziła z Płoskirowa, z rodziny zamożnych mieszczan. Jej rodzice i rodzeństwo zginęli pierwsi jako „pomieszczyki” - wyzyskiwacze, czy jakoś w tym rodzaju. Ocalała wtedy, tylko dlatego, że wyszła za mąż na wsi i zapomniano o niej. Czy warto było męczyć się jeszcze kilka lat i umrzeć śmiercią głodową?

Jej teść, bogaty gospodarz z naszej wsi, nawet nasz niedaleki sąsiad, pan Łoza był bardzo zamożny. Miał nawet młyn wodny. On również zginął wraz z synami jako kułak. Synowa z Płoskirowa znów ocalała z tego rodzinnego pogromu. Opiekowała się chorą teściową i dwojgiem własnych dzieci. Po śmierci teściowej wyrzucono ją na bruk. Oprócz dwóch małych dziewczynek nie miała już nikogo i nic. Bez dachu nad głową, bez środków do życia tułała się po cudzych kątach. Żyła na łasce całej wsi. Opiekowaliśmy się nią dopóki sami nie staliśmy się nędzarzami. Kiedy nadeszła wiosna, a ludzie zaczęli umierać z głodu - zniknęła. Prawdopodobnie żebrała po innych miastach i wsiach. W końcu wróciła do nas i umarła razem z młodszym dzieckiem. To dziecko już nie żyło, kiedy ona je gotowała. Przeżyła piekło na ziemi...

Mój Boże, już tyle lat minęło, a ja pamiętam to tak dokładnie jakby działo się wczoraj. Noc pogodna, pełnia księżyca, a my obie - ja z babcią, siedzimy na progu mieszkania i rozmawiamy. Cała wieś zastygła wtedy w wielkiej ciszy.

Autorka Kim jestem? Polką, ur. 1921 r., żyjącą do 1945 r. na terenie ZSRR. Przeżyłam głód, czystki, zesłania, II wojnę i PRL. Teraz chcę o tym opowiedzieć, bo pamięć jest najważniejsza. Elektroniczną wersję pamiętnika prowadzi mój wnuk. Wszystkie zapiski pamiętnika zrobione zostały ręcznie, w szkolnych zeszytach. On je przepisuje. Redaktor Całość strony redaguje ja, od autorki pochodzi jeno tekst. Wspomnienia będę umieszczał w częściach co dwa dni, czasami może codziennie. Księga pierwsza ma ok. 100 stron A4, więc jest co dzielić. Jeżeli ktoś ma jakieś pytania do Zofii Pawłowskiej to proszę śmiało pytać, postaram się uzyskać na nie odpowiedź. Aktualny kontakt e-mail (wnuk): jediloop@tlen.pl Spis treści: - Wstęp - 1.1 - Piękne Podole i komunizm - 1.2 - Arużje jest? - pierwsze tortury - 2.1 - Rozkułaczanie - 2.2 - Zabili konie - 3.1 - Pani nie przyszła na lekcje - 3.2 - Msza pożegnalna - 3.3 - Rabunek do ostatniego ziarnka - 3.4 - Kot przy zamkniętej komórce - 4.1 - Ojciec ucieka - 4.2 - Rok 1933 - 4.3 - Głód - 4.4 - Śmierć (i życie) w mieście - 5.1 - Pora żniw - 5.2 - Orszak pogrzebowy - 5.3 - Dlaczego ocalałam? - 5.4 - Ojciec wraca - 6.1 - Błogosławieństwo pracy - 6.2 - Portret Pawlika Morozowa - 7.1 - Zepchani do bydlęcych wagonów - 7.2 - Ognisko w cerkwii - 7.3 - Nowy "dom" - 7.4 - Szukając szkoły - 7.5 - Nowa zabawka - 8.1 - Wiosenna odwilż - 8.2 - Kolejna ucieczka - 8.3 - Mijając wymarłe wsie - 8.4 - Pociągiem do Połtawy - 9.1 - Machina terroru - 9.2 - Duch pod oknem - 9.3 - Umrzeć aby życ - 10.1 - Znowu chce się żyć! - 10.2 - Wrzesień 1939 roku - 10.3 - Niewłaściwa narodowość - 11.1 - Bombowce nad miastem - 11.2 - Pakunki z chlebem - 11.3 - W niemieckiej niewoli - 11.4 - Na rodzinnej ziemi - 12.1 - Śmierć z honorem - 12.2 - Wracają "swoi", a z nimi strach - 12.3 - "Dobrowolne" zesłania - 12.4 - Pociąg z polskim wojskiem - 12.5 - W wojsku "polskim" - 13.1 - Końce i początki - 13.2 - Powroty - Epilog ... - Stare zdjęcia ... - Interludium

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura