399
BLOG
Nie martwcie się tak, wołowina z Argentyny nie będzie tańsza od polskiej.
BLOG
Oczywiście, kiedy zgodnie z życzeniem Brukseli polskiej hodowli już nie będzie, będziecie za wołowinę płacić tyle, ile importer z pośrednikiem zażądają, a jak nie, to będziecie jeść białko ze świerszczy.
" target="_blank" style="background-color: rgb(255, 255, 255);">https://twitter.com/Rybitzky/status/1978527923637203175[/twitter-tweet]
Bo i dlaczego miałaby być tańsza?
Australia i Argentyna to są ostatnie na świecie ostoje prawdziwej wołowiny
z naturalnego chowu, gdzie półdzikie bydło lata luzem po farmach wielkości Belgii i je naturalną roślinność.
Wynalazek obory jest tam nieznany.
Kiedy przychodzi czas odstawić krowy do rzeźni,
trzeba je najpierw znaleźć przy pomocy helikopterów,
a póżniej ekipa na motocyklach crossowych i koniach
musi je zegnać do kupy i przegonić
kilkadziesiąt kilometrów do najbliższej drogi bitej,
choć bez asfaltu, gdzie mogą podjechać ciężarówki.


Rezultat jest spektakularny jakościowo,
ale ze względu na koszt robocizny uganiania się za tym bydłem,
a potem transportu paręset km do rzeźni,
ta bardzo dobra jakościowo, chuda i zdrowa wołowina nie jest tania nawet w swojej ojczyźnie.
W Australii, trzy czwarte tej produkcji idzie na eksport, w Argentynie zapewne tyle samo.
W Australii lokalna wołowina kosztuje w detalu od AUD20 (~50 PLN) do AUD70 (~165 PLN)
i więcej za kilogram, zależnie od tego z której części krowy pochodzi.
W eksporcie do Azji (Malezja, Singapur, Chiny, Japonia, Korea Pd.) - nawet dwa razy tyle.

W Polsce ta wołowina będzie droższa od krajowej,
bo trzeba ją przewieźć z Argentyny na drugi koniec świata.
Kogo nie stać, dostanie koncentrat białkowy z mielonych robali.