www1 www1
517
BLOG

Spóźniona opowieść wigilijna... Śmierć z głodu

www1 www1 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 1


Tym którzy nie chcą pamiętać przeszłości

Z dziennika 15 chłopca (późniejszego profesora historii)
 

Nadeszła wigilia. Siedzieliśmy pod piecem i paliliśmy słomę w piecu. Smutno i głodno było. Nie nie mieliśmy prócz kaszy do jedzenia.

* * *

 

Wraz z chorującym ojcem i młodszym bratem w połowie września 1944 r. zostali wysiedleni przez Niemców z rodzinnego domu w Augustowie.

"Wpadło dwóch Niemców z rewolwerami z wrzaskiem i w ciągu dwóch minut wyrzucili [z domu] nie dają nic prócz kołdry i poduszki wziąść. Tatusia chorego, leżącego w łóżku, o mało nie zastrzelili. Jeden z nich, jak zaraz potem dowiedziałem się, zastrzelił przed chwilą kilka osób. Ładujemy pościel i trochę żywności na rozklekotany wózek i wleczemy się w stronę Janówki. Piasek straszny, ręce bolą, żyły o mało nie pękną, a oczy nie wyskoczą ze swych orbit. "

Niemcy pędzili ich przez dłuższy czas, po drodze wykorzystując do różnych prac, często ponad siły młodych i wygłodzonych chłopaków oraz ich chorego ojca. Nocowali po pustych zimnych stodołach. Po pewnym czasie udało im się uciec i dotarli do Szczuczyna.

Tam w grudniu 1944 r. dzięki znajomościom udało się znaleźć miejsce na nocleg pod dachem.

Zamieszkali w pokoju, gdzie wprawdzie był piec, ale nie mieli czym, poza słomą, palić. "Zimne noc były dla męką" - spali na słomie przykryci płachtą. Przymierali z głodu, zywnością czasem wspierali ich miejscowi.
 

"Na młynku od kawy mleliśmy ziarno pszenicy na kaszę, którą jedliśmy. Potem trochę mieliśmy kartofli i słoniny. Tak że coś lepiej było przez pewien czas"
 

* * *

Nadeszła wigilia. Siedzieliśmy pod piecem i paliliśmy słomę w piecu. Smutno i głodno było. Nie nie mieliśmy prócz kaszy do jedzenia.

W pewnej chwili pukanie przerwało naszą smutną ciszę. Po chwili weszła mała dziewczynka z koszykiem w ręku. Koszyk postawiła na ziemi i powiedziała: "To dla państwa" i uciekła.

Byliśmy zdziwieni, podeszliśmy do koszyka i zobaczyliśmy w nim ciasto, jajka itp. Jednym słowem to,co stoi na stole wigilijnym. Spojrzeliśmy na siebie i nic nie mogliśmy rzec.

Wzruszenie ścinęło nam gardła, że nie mogliśmy wydusić zeń żadnego słowa. Mieliśmy wszyscy trzej łzy w oczach. Jak potem dowiedziałem się, to tak wzruszającą niespodziankę zrobiła jedna pani, córka p. Kalinowskich, których jak i jej nie znaliśmy.

Po Świętach Tatuś chodził kilkakrotnie do magistratu, by uzyskać jakieś kartki [na żywność]. Stawał kilkakrotnie w długich kolejkach, w dobrze opalanym korytarzu, a potem wychodził w zimne powietrze.

Coraz gorzej znowu z żywnością.

My z Wieśkiem młodsi znosiliśmy głód, ale Tatuś nie, coraz bardziej słabł aż raz położył się i by już więcej nie wstać.

Sprowadziliśmy doktora, który wzruszył tylko ramionami.

Kręciłem się jak w ukropie, żeby coś dać Tatusiowi. Wykombinowałem trochę mleka, tłuszczu i prawdziwej kaszy, ale to nic już nie pomagało.

Osłabiony głodem organizm zamierał. Może gdyby było więcej jedzenia, by może jeszcze wyżył?

Zmarł 30 stycznia 1945 r. w wieku 59 lat.

Jego syn, autor powyższych zapisków, zmarł jeszcze wcześniej - w wieku 55 lat, na co taka jak opisana młodość miała wielki wpływ.

Również jego brat zmarł przedwcześnie.
 

www1
O mnie www1

2731

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura