Kalam Mekhar Kalam Mekhar
40
BLOG

Oglądam, więc myślę. ODCINEK I.

Kalam Mekhar Kalam Mekhar Kultura Obserwuj notkę 2
PROFILE OSOBOWE BOHATERÓW

X - mężczyzna po trzydziestce. Rzucił prawo po I roku, potem przez kwartał studiował budowę maszyn. Pomyłka kompletna. W końcu stwierdził, że chce zostać protetykiem. Wytrzymał pół roku. Summa summarum jest absolwentem jakiejś tam, ponoć pierwszej w rankingach, Wyższej Szkoły Wodzirejów i Czarodziejów. Po latach opowiadał, że na wykładach w WS-WC był 4 razy przez 3 lata.

Ponadto gaduła nie z tej ziemi, pewny siebie jak cholera (zwłaszcza swojej wiedzy o świecie), do tego choleryk. Jest przekonany, że sukces osiąga się jedynie dzięki kombinatorstwie. Tadek-Niejadek, pije niedużo, za to często: dwa duże piwka 0,66 litra co wieczór, to rytuał. Nokaut techniczny w weekend, również rytualny. Co niedziela kacyk, leczony browarem.

Do tego menedżer średniego szczebla, nieźle zarabiający. Fura służbowa, komóra też. Niedowiarek w każdym calu. Jak czegoś nie usłyszy w TV, albo nie zobaczy w znanym portalu w necie, to dla niego nie istnieje.

Poglądy polityczne – BRAK. Wroć! Jak to brak?! W 99% ma poglądy zgodne z tym, co się przedstawia na kanałach tefauenopodobnych. Książek nie dotyka, z gazet czyta najchętniej reklamówki Media-Markt wsadzane masowo do skrzynek na listy. Jak usłyszał, że jego kumpel Z w jednym miesiącu wydał dwa tysiące złotych na książki, to po prostu potraktował to jako kolejną historyjkę fantasty, bo jak stwierdził: przecież jest niemożliwe, żeby człowiek wydał jedną trzecią swojej wypłaty na książki. I już. Mówiąc po ‘psychologicznemu’, X wyparł tę informację. Aha! Uwielbia rozmawiać o filmach typu SAW. Ciągle. Inne go nudzą. Oddałby życie za zespół Sisters of Mercy. O tym też gada ciągle.

 

Y – też chłopina, po 'elytarnej' uczelni, też nieźle zarabiający. Drobny przedsiębiorca; wesoły człowiek, bardzo sympatyczny, pogodnie nastawiony do życia. Do tego mieszczuch nie z tej ziemi. Mimo lat mieszkania w wielkim mieście, we krwi wciąż krąży drobnomiasteczkowość zaszyta w gorset kompleksów. Gadżeciaż do sześcianu (4 pen-drive'y; dwa laptopy; średniej klasy kino domowe; trzy prywatne telefony komórkowe plus dwa służbowe; aparat cyfrowy z serii NIE-DLA-IDIOTÓW; lustrzanka cyfrowa ciągle zapakowana, ale kiedyś jak się nauczy fotografować, na pewno się przyda; do tego walające się ładowarki do telefonu w niezliczonych ilościach i setki płyt CD i DVD).

Ciuchów innych niż brandowe (inaczej: bardzo znane większości) nie kupi, ani nie założy choćby go przypalali w genitalia rozżarzonym żelazem.

Najważniejszy dzień tygodnia, to ten, kiedy wspólnie z żoną wybierają się w ramach mszy do jednej z pobliskich świątyń (do wyboru: MACRO, IKEA, GIANT, MEDIAMARKT, PLAZA, GALERIA DOMINIKAŃSKA, TESCO). Żona (też mieszczuch) kocha te dni (piątek wieczór lub sobota przed południem). Trwają te zgromadzenia duchowe minimum cztery godziny.

Marszruta zakupowa dla żony:

  • Obejrzeć ulubioną markę butów (niedostępnych cenowo w najśmielszych marzeniach).
  • Kupić nowe majtki koronkowe (sześćdziesiąte czwarte do kolekcji).
  • Kupić w EMPIKU płytę z najnowszą składanką hitów Radia IKSIGREKZET.
  • Kupić jakąś książkę z serii "Jak czuć się całe życie młodym, pięknym, szczęśliwym i zabawnym i mieć to za darmo?" (PODPOWIEDŹ: znaleźć bogatego i naiwnego męża) autorstwa najnowszej amerykańskiej gwiazdy spychologii społecznej (ciekawe, że sami światowcy w tych poradnikach dworcowych dla akwizytorów, dla znudzonych życiem gospodyń domowych, dla leniów intelektualnych i dla frustratów szukających prostych i gotowych przepisów na sukces).
  • Potem żona dołącza do męża w czasie jego rajdu po Media Markcie ew. Mega Avansie, podczas którego to rajdu, mąż po raz trzydziesty szósty w tym roku ogląda najnowszy zestaw kina domowego za jedyne 43 tys. zł. (Ma wprawdzie w domu już ‘telewizorek’ prawie 40 cali ustawiony (celowo) na długiej ścianie pokoju, tak że siedząc w fotelu i oglądając swoje ulubione wiadomości, popijając przy tym piwo marki 'NIEWAŻNE', czuje się jak widz siedzący w pierwszym rzędzie mulitpleksu).
  • Potem w końcu sedno – zakupy spożywcze. Ulubione serki pleśniowe i mandaryneczki i ulubione masełko dla żonci – OBOWIĄZKOWO. Inaczej nie ma zakupów i jest kłótnia, nawet jak akurat nie było kochanego francuskiego masełeczka. Potem mąż: potem dwa sześciopaki 'nieważnego' piwa; ulubione mięsko i wędlinki prawie zielone od Ludwika (jak to ujął genialny Pan Wojciech Mann w roli Kierownika Gastronomii – PO IRLANDZKU), albo lekko fioletowe od nadmanganianu potasu. Do tego jeszcze kubek na kawę dla żonci (dwudziesty siódmy w kolekcji) i powoli można się zbierać.


Z – Dziwak. Mężczyzna po trzydziestce, absolwent ponoć elitarnej uczelni ekonomicznej, całkiem wygadany, pewny siebie, nieźle zarabiający, sprawia z wyglądu (mylne) wrażenie żołnierza mafii (łysa głowa i ponad sto kg cielska), choć w rzeczywistości jest (ponoć) niezłym nauczycielem. Sceptycznie patrzy na wszystko. Zwłaszcza na wszelkie niusy. Można odnieść wrażenie, że myśli o ludziach to, co Daniel Day-Lewis w ‘There Will Be Blood’. Przesada. Na pewno nienawidzi chodzić po sklepach, zwłaszcza centrach handlowych. Naprawdę dziwny facet. Ma fioła na punkcie dobrego jedzenia. Jedzie całe miasto, żeby kupić autentycznie smaczną dziczyznę, specjalnie zamawianą kilka tygodni wcześniej. W sklepach masowych nie kupuje wędlin i mięsa. Nie je w ogóle pieczywa.

Dwa, trzy razy do roku wywiewa go na koniec świata, choć nie jest bogaczem. Pieniądze wydaje na książki, dobre jadło, dobre wino (czerwone), podróże. Partnerka życiowa jest niezależna finansowo - i jemu, i jej to pasuje. Znajomych – prawie brak. Poza X i Y, nie więcej niż kilka osób. Lubi zarówno samotność, jak i dobre towarzystwo. Najczęściej siedzi jednak sam, bo z porządnym towarzystwem, w jego aroganckim mniemaniu, jest kiepsko. Nie ma już o czym pogadać, chyba że się chce w ramach pogawędki, bezmyślnie i bezkrytycznie powtarzać jak idiota frazy zasłyszane w radiu czy telewizji.

Lubi X i Y bardzo. W duchu, z jednej strony im współczuje nudnego życia konsumenckiego i zachłystywania się medialną rzeczywistością, z drugiej jednak strony zazdrości im tych ciągłych roześmianych buziek i szczęścia, jakie czerpią ze swojego życia siedząc przed telewizorem. Samego Z dopada czasem poczucie braku szczęścia. Rzadko, bo rzadko, ale dopada. Głupota ludzka go przytłacza. Dlatego dużo podróżuje. Chyba jako wyraz buntu i nieumiejętności (niechęci?) w pogodzeniu się z debilizmem ludzkim.

CDN.

Niezależny w poglądach (staram się być), otwarty na ciekawe opinie również. Kocham prawdę, nie znoszę obłudy. Szanuję rzetelną wiedzę i fachowość. Od lat denerwuje mnie nawet wyłączony odbiornik telewizyjny. Nie czytam dzienników ani tygodników (maks. raz, dwa razy/m-c The Economist). Od miesięcznika wzwyż się zaczyna zainteresowanie. Mam alergię na 'niusy'. Szanuję i rozumiem Adasia Miauczyńskiego, jednocześnie mu współczuję. Daję kredyt zaufania, ale raz nadużytego nie udzielam po raz drugi. Ustępuję, ale do czasu, potem już tylko prawy prosty w podbródek (ew. poprawka lewym hakiem). Irytuje mnie odmóżdżenie powszechne.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Kultura