WYDARZENIA DNIA WYDARZENIA DNIA
781
BLOG

TOMASZ LIS:Ilu pacjentów ma zabić lekarz, by orzec przestępstwo?

WYDARZENIA DNIA WYDARZENIA DNIA Społeczeństwo Obserwuj notkę 0

image

 

Chcesz zagłosować?

Wyślij SMS o treści T11741 na numer 7122

 

W roku 2012 prokurator Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie skontrolował dwa śledztwa. Był to słynny polski prokurator Andrzej Witkowski, ten który w śledztwie dotyczącym zabójstwa ks. Popiełuszki chciał posadzić na ławie oskarżonych gen. Kiszczaka i mu nie pozwolono odsuwając od śledztwa. Śledztwa, które skontrolował w Siedlcach dotyczyły błędu medycznego, podrabiania dokumentów medycznych i fałszywych zeznań lekarza. Prok. Witkowski zdecydował sam, że je skontroluje. Nie było wniosku o kontrolę poszkodowanego pacjenta. Prok. Witkowski znał posunięcia prokuratury przeciwko pacjentowi i oskarżanie go o nękanie lekarza i groźby karalne. Lekarz inicjował procesy także oparte na fałszywych zeznaniach pielęgniarki. Nie wiadomo czy ją do tego namówił czy jej zapłacił czy ona tak sama z siebie kłamała. Lekarz zeznawał nawet, że bał sie o swoje zdrowie i zycie. Wprawdzie pacjent nie chciał jechać do jego gabinetu, gdy ten go nakłaniał ale bał się i zatrudniał sobie ochronę. W te strachy prokuratura już nie uwierzyła. Owe groźby karalne miały polegać na straszeniu lekarza spowodowania postępowania karnego w celu zmuszenia go do wydania dokumentów medycznych. Szwindel opisała "Gazeta Wyborcza".  Wyskakując z takim aktem oskarżenia prok. Klimiuk nie zabezpieczyła dokumentów o których mowa a przecież w sądzie musi je pokazać. Zamierza je w ogóle pokazać sądowi i pacjentowi czy nie? Pacjent nie ma dostępu do dokumentów do dziś. Minęło trzy lata starań o dostęp do nich. Wedle siedleckiej prokuratury lekarz ich nie podrobił, choć nikt nie sprawdził autentyczności materialnej. Nie składał fałszywych zeznań, choć producent oprogramowania medycznego dowiódł że składał. Nie popełnił błędu medycznego, choć żaden biegły się nie wypowiedział. Lekarz nie ukrywa dokumentów, choć nie wydał ich ani pacjentowi ani PZU SA ani samemu sądowi, co zresztą sąd ukrywał przed jednym z posłów i jedna sędzia posła okłamała. Zresztą i sam Seremet nie powiadomił posła o złożonym zawiadomieniu dotyczącym ukrywania dokumentów medycznych. Pewnie mu podwładni nie powiedzieli, że takie było w grudniu 2012 roku i do dziś nie ma postanowienia. Seremet pyatł Tańcułe i zapewne Pogodę. To prokuratorzy apelacyjnu w Białymstoku i w Lublinie. Tak powstały aksjomaty prokuratury i tak powstała anomalia w wymiarze sprawiedliwości. Cel? Wybronić lekarzy ze wszystkiego. 

W trakcie kontroli śledztw prowadzonych w Prokuraturze w Siedlcach prok. Witkowski doszedł do wniosku, że zostały oba umorzone przedwcześnie tzn. w drugim wypadku odmowa wszczęcia śledztwa nie była zasadna. Nie było opinii biegłych sadowych z medycyny, nie było ekspertyz dot. podrobienia materialnego dokumentów medycznych, nie zabezpieczono dokumentów medycznych, nie ustalono, gdzie był pacjent, gdy lekarz wpisał wizytę lekarską w jego gabinecie, na której pacjenta nie było. Zalecił podjęcie na nowo postępowań. Cóż mógł innego zrobić, gdy sama sędzia - sędzia Banasiuk - pisała, że przedmiotem sprawy nie było błędne leczenie pacjenta. Pacjent pytał później to co było przedmiotem sprawy i czy było nim tuszowanie błędnego leczenia? 

Po wyroku sądu administracyjnego na Prokuratora Okręgowego w Siedlcach, który wygrał pacjent z organem Państwa zrobiła sie zadyma. Obudził się prok. Pogoda., Prokurator Apelacyjny w Lublinie i w trybie ekspresowym zwrócił sie do prok. Andrzeja Seremeta, by ten zabrał dwa śledztwa z Siedlec. Zadyma była taka, że w tydzień czasu Seremet śledztwa zabrał. Pacjent sie starał o to długo wcześniej ale wnioski leżały. Dopiero wyrok na prokuraturę sprawił, że prok. Pogoda nabrał sam biegu i wziął wniosek, który leżał u niego właśnie bez biegu. Seremet faktycznie podjął decyzję o przeniesieniu śledztw. Przejął je prok. Andrzej Tańcula. Dał je do Łomży. Tu przerwano dalsze przesłuchiwanie pacjenta, nie rozpatrzono żadnych jego wniosków dowodowych, połączono odrębne śledztwa dotyczące różnych czynów innych sprawców w jedno. Bez rozszerzenia formalnego zakresu śledztwa zawieszono je. Śledztwo w sprawie błędu medycznego, fałszowania dokumentów medycznych, niedbalstwa w prowadzeniu dokumentacji w szpitalu wyparowało. Zniknęło po prostu. Tak apelacja Tańcuły ukręciła łeb śledztwu dot. przestępstwu dokonanemu w szpitalu: fałszerstwa dokumentów, podkładania ich i niszczenia. Prok. Andrzej Witkowski wskazał bowiem, że należy przeanalizować całość leczenia urologicznego pacjenta w tym także w szpitalu. Lekarz bowiem w leczeniu prywatnym wskazał mianowicie zabieg wykonany w szpitalu jako możliwe źródło komplikacji i schorzenia. Przy dokładnych analizach przebiegu leczenia operacyjnego powstała kwestia błędu diagnozy. U pacjenta nastąpił bowiem nawrót choroby w tempie błyskawicznym. Powstała druga torbiel. Ta okoliczność spowodowała pytanie: czy w czasie operacji były już dwie torbiele, przy czym jedna nie została rozpoznana i rozrosła się, gdy uzyskała miejsce w nerce, po usunięciu dużej torbieli? Powstało drugie zagadnienie, czy właściwe było zastosowanie od razu operacji otwartej bez podjęcia próby leczenia laparoskopowego? Dwa proste pytania do biegłych z medycyny. Żeby jednak na nie odpowiediec lekarz prokuratura musiałaby meic zapis z badania USG w gabinecie prywtanym u lekarza wykonanego po opercji. Można by porównac zdjecia nerek przed i po operacji i zobaczyc czy była druga torbiel i sprawe rozstrzygnąc. Nie zabezpieczyła tych badań USG. Kserówkę sobie zrobila z opisu badania a zdjęc cyfrowych nawet nie zażądała. Zażądał PZU ale mu lekarz nie wydał. Na nic sie zdała zmiana właściwości miejscowej i przeniesienie dochodzenia. Apelacja Tańcuły ukreciła od razu łeb śledztwu dot. szpitala. Nie będzie odpowiedzi na te pytania szczegółowe. Tak Apelacja Tańcuły stara sie by pacjent nie mógł wykazac szkody i otrzymac odszkodowania.

Dlaczego posunieto się do liwkwidacji formalnej śledztwa? Pacjent poszukiwał i sam chiał wiedziec kto jest winny błędnemu leczeniu. Przypuszczał na przykład, że lekarz podjął próbę w leczeniu prywtanym leczenia skutków błędnego zabiegu. Czynił to tak, że podał lek bez podstaw medycznych ku temu. Taką opinie otrzymał od trzech lekarzy na piśmie. Wyszły fałszerstwa w dokumentach medycznych. Dokumenty w szpitalu zniknęły w trakcie trwania śledztwa.  Szpital kłamał na prawo i lewo. Podawał raz jednych lekarzy raz drugich. Prokuratura dokumentów nie zabezpieczyła. Pracowała tak na odwl, że żądając dokumentów medycznych z leczenia pacjenta zadowoliła się dokumentami z oddziału urologii a już z przychodni urologicznej nie potrzebowała, gdzie odbywało sie leczenie przed i pooperacyjne. A to jest jeden i ten sam szpital! Nie sprawdzili nawet jaka jest struktura tego podmiotu medycznego i że działa on w ramach różnych wydzielonych przedsiębiorstw medycznych: szpitala w ścisłym sensie i zespołu przychodni specjalistycznych. Tu szpital głupi nie był i nie dawał nikomu dokumentacji z przychodni: jeden dokument w niej zniknął, nie wiadomo też gdzie jest wizyta lekarska, gdy wydawano pacjentowi badania diagnostyczne. Pacjent urografię ma a nie ma wizyty, podczas której ją mu wydano. Nie ma zapisu, że mu je wydano, choc można mu było wydac tylko podczas wizyty w przychodni szpitala. Także w roku 2005 pacjent ma innych lekarzy w dokumenatach w szpitalu. Podmieniano dokumenty, by usunąc nazwiska? Czy po prostu łamanie bezpieczeństwa leczenia - niebotyczne niedbalstwo w dokumentowaniu leczenia - było systemową patologią na tym oddziale? Ujawnił podrabianie podpisów w dokumentach. Są na to dowody a szpital ciągle zmienia wersje. Prokuratura nie reaguje. Nie reaguje też Tańcula informowany o wszystkim. 

Eksperci prywtani wskazali na niebotyczne niedbalstwo w dokumentowaniu leczenia. Pacjent miał operację nerek otwartą wykonaną wedle protokołu tylko przez jednego lekarza. Biegli sądowi i learze sądowi, do których się pacjent zwróciło o ocenę leczenia nie mogli pojąc jak taką operacje otwartą mógł wykonac jeden lekarz. To technicznie jest niemożliwe. Tego nie robi jeden lekarz, bo dwie ręce to za mało do tej operacji. Technicznie za mało w jej przebiegu. Jest bowiem taki moment w tej operacji, że muszą byc przynajmniej trzy ręce. Dwie sobie nie poradzą. Tak wedle lekarzy, których pacjent pytał. Jest taki moment w operacji, że dwie ręce operują a trzecia musi coś przytrzymac. I to jest właśnie drugi lekarz asystujący, kórego dokumenty nie podają, by taki był. Szpital nie podał na wezwanie pacjenta skaldu zespołu operacyjnego. Powód? gdyby podał jednego obecnie da dowód na zlamanie zasad świadczenia usług medycznych operacją otwarta nerek przez jednego lekarza. Gdy poda dwóch albo trzech też udowodni łamanie tych samych zasad niedbalstwem w dokumentowaniu leczenia. W protokole jest jeden lekarz... Cóż... pacjent miał narkozę, wiec nie widział kto go operował tak naprawdę. Ma tylko dokumenty. Ale nie zdjęli mu też szwów pooperacyjnych do dziś. Przynajmniej wedle dokumentów.

Prok. Tańcula był i jest informowany o wszystkim, co tylko nowego ustali pacjent. Był informowany także pork. Pogoda. Czy cokolwiek z tego stwierdzi Apelacja Tańcuły? Co takiego? Żeby pacjent otrzymał odskodowanie? Jeszcze czego! Nie po to się śledztwo rozpłynęło żeby odpowiedzi dawac i ustalenia robic. Czynów zabronionych nie było i tyle. Nie bez powodu jeden prokurator-idealista się już u Tańcuły zabijał. Tańcula nie widział w tym szczególnego problemu. Ot idealista samobójca był. Kiedyś Tomasz Lis pytał szefa Izby Lekarskiej ilu pacjentów musi zabic lekarz, by stracic prawo wykonywania zawodu? Czy spytałby Tańcułę "Ilu pacjentow musi zabic lekarz, by Tańcuła stwierdził czyn zabroniony?"? I ciekawe co by odpowiedział Tańcula. 

Relacjonujemy najważniejsze wydarzenia pominięte przez media elektroniczne i prasę. Kontakt: WydarzeniaDnia@gmail.com

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo