Właśnie skończył się program red. Ziemkiewicza o Jaruzelskim. Mniejsza o Jaruzelskiego. Jaki jest koń, każdy widzi. Znacznie ciekawsza była dyskusja po filmie, bo nagle zrozumiałam, skąd bierze się ta zaciekłość obrony ICH okopów.
Oni się po prostu boją. Boją się, że jeżeli ustąpią na milimetr, to stracą kontrolę. Skończy się SALON i skończy się TOWARZYSTWO, skończy się UKŁAD, tak przemyślnie, tak precyzyjnie, tak konsekwentnie zaplanowany, skonstruowany, przyklepany i podpisany. Boją się, że nie zapanują nad oszołomami, neardentalczykami, jednym słowem NARODEM.
W napastliwych, agresywnych, nerwowych reakcjach panów Żakowskiego i Mazowieckiego było widać zwyczajnie strach. Przed kim? Nie przed red. Ziemkiewiczem przecież, ale przed publicznością, przed tymi, którzy ten film oglądali. To ich przecież usiłowali zakrzyczeć i przekonać, nie red. Ziemkiewicza. Boją się zwyczajnych ludzi, jak ja, którym ten film może zmienić poglądy nie tylko na bohaterskiego Generała, ale i na tych, którzy z nim jako symbolem od ćwierćwiecza urządzają nam dzień codzienny i odświętny.
I jakoś ten ich strach dowartościował moją nadzieję, że jednak jeszcze może być inaczej.
Inne tematy w dziale Polityka