zwyczajna kobieta zwyczajna kobieta
709
BLOG

Hymn o kobiecie niepracującej

zwyczajna kobieta zwyczajna kobieta Polityka Obserwuj notkę 12

Jej postać w nas, już dorosłych, z każdym mijającym od jej śmierci rokiem rosła w chwałę i wielkość.

To dzięki niej był dom i była ojczyzna. Za jej sprawą pracująca mama miała siły wieczorami czytać nam Sienkiewicza i wyśpiewywać „Polesia czar” i „Za Niemen hen precz”, dlatego że ona była, tata miał czas brać nas na długie spacery po lasach, w poczuciu bezpieczeństwa i swobody, w bliskości z naturą – o ileż barwniejszą od powojennej codzienności, pełnej jeszcze gruzów na ulicach noszących nienawistne imiona.

Dzięki babci nie wiedzieliśmy wtedy, że czworo dzieci to szaleństwo, za które płaci się nędzą.

Latem w kuchni pływały w naczyniach z wodą płatki róż na konfiturę i suszył się kwiat lipy. W spiżarni stały butelki z malinowym sokiem i słoje borówek smażonych z gruszkami. Na komodzie w sypialni wino nabierało koloru i klarowności, które należało podziwiać „pod światło”.

To ona rozstrzygała nasze pierwsze światopoglądowe rozterki, czy należy uczciwą pracą wspomagać komunistów, prostym stwierdzeniem, że to przecież jednak jest Polska.

Do naszych przyjaciół zwracała się w trzeciej osobie: Niech się Kasiunia poczęstuje… Było w tym i ciepło, i dystans równocześnie. I wdzięk. Dyskretny, prowincjonalny wdzięk pierwszej amantki z amatorskiego teatru Macierzy Szkolnej, teatru, który wystawiał Fredrę i sztukę patriotyczną – „X Pawilon”.

Od niej dowiedziałam się więc o Macierzy Szkolnej, o tajnym za cara nauczaniu dziewcząt w Żytomierzu, które prowadziła siostra jej matki, o X Pawilonie i o POW-ie.

Ona uczyła mnie rozróżniać gatunki jedwabiu i rozpoznawać „dobrą krew” – po tym, że nie pozwala upaść na duchu i że w ciężkich sytuacjach każe „po prostu wziąć się w garść”.

Dzięki niej wiem, że w życiu trzeba umieć zaczynać od początku, i to nie raz.

Jako młoda panienka w czasie I wojny światowej ukończyła kursy medyczne i opatrywała rannych w walkach na bagnety.

Jako młoda mężatka zaraz po porodzie została wraz z pierworodnym ułożona na wozie i w taborze okolicznych rodzin polskich koczowała po lasach przez kilka tygodni, uciekając przed bolszewikami. Kiedy wróciła, znalazła z posażnych mebli drzwi od szafy na barykadzie.

Jako matka żołnierza w niemieckiej niewoli jechała sześć tygodni pociągiem repatriacyjnym w nieznane, zaczynać jeszcze raz od początku.

Moja babcia. Babcia, której zgubionego w drodze na bal pantofelka szukali panowie konno przy pochodniach i która burakami wyrwanymi pospiesznie z ogrodu przysypała znajdującą się w domu broń, kiedy oczekiwała rewizji, bo męża zabrało NKWD. Która nauczyła mnie, że wtorek jest dniem świętego Antoniego, pomocnego w każdej sprawie.

Cerowała nasze skarpetki, lepiła pierogi, które układała w dziesiątki, wstawała pierwsza i kładła się najpóźniej. Skromną rentę dokładała do życia, kiedy brakowało do pierwszego. Emerytury nie miała, była niepracująca.

Życie traktowała jak krzyż dany od Boga i niesiony z miłością.

Moja babcia. Dała nam więcej niż mitry i miliony. Dała nam posag na całe życie.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Polityka