Xylomena Xylomena
48
BLOG

Gdy owoców nie widać

Xylomena Xylomena Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Co ja robię, komu służę, czy jest z tego pożytek - to pytania z samoobserwacji, zbierane przez człowieka do samooceny. Przez każdego, czy nie przez każdego, wydaje mi się jałowe do rozważania, bo tego nie zaliczyłabym do kwestii wyboru, a tylko, że jest mu tak dane - "tak ma". Natomiast kryteria/miary brane pod uwagę muszą być bardzo ważne, skoro istnieje droga właściwa, a błądzenie, sens i bezsens ludzkiego życia.
Aczkolwiek pod pewnymi względami uważam za właściwe bicie się z myślami, czy człowiek przez przyglądanie się sobie nie wpada w sidła zła bardziej, niż by tego nie robił wcale (żył jak dziecko?). Raz dlatego, że kryteria zadowolenia z siebie, a - nie, zdają się nie mieć znamion stabilności - są to zmienne. Zatem nie ma powodu przypuszczać, że w momencie, w którym jestem, mam je nieomylne. Raczej są z gruntu złe, do odrzucenia. Na przykład do jakiegoś momentu w życiu było mi ważne, jaką ocenę postawi mi ukochana wychowawczyni/nauczycielka w szkole, czy będzie ze mnie zadowolona, a od jakiegoś zdarzenia, czy jej słów (upadku autorytetu), bez wartości itd. Zasadniczo jednak jest coś przerażającego w tym, jak łatwym kluczem do manipulacji człowiekiem jest znajomość jego kryteriów samooceny i gwałcenie ich - podsuwanie fałszywych danych o sprawnościach i ułomnościach odznaczeniami, awansami, popularnością, wynagrodzeniem, władzą.  Sugerowanie z czego ma odczuwać satysfakcję, dumę, a czego się wstydzić, z czym kryć, kiedy uważać za pełnowartościowego dla otoczenia i świata. Całe "wychowywanie" człowieka. Czy nie bezpieczniej temu, który na siebie nie patrzy wcale? Włamywacze nie mają przystępu do takiego.
Gdyby nie ewangeliczne "po owocach ich poznacie" moja pewność, że człowiekowi wolno widzieć dobro i zło, i pilnować siebie - co czyni, czy żyje dobrze - byłaby mocno zachwiana. Ale i tak widzenie owego owocowania człowieczego jest bardziej zagadką, niż wiedzą dla mnie. Przyjmuję za pewnik, że może być dobre, lub złe, ale nie jestem w stanie nabyć pewności, czy właśnie takie u kogoś, czy siebie widzę lub nie.
Weźmy rozmnażanie czegoś, co uważam za dobry uczynek z własnego punktu widzenia. Jeżeli go nie ma/nie widać, to jest on dobry, czy nie jest? Mnie najłatwiej wówczas dopadają zwątpienia i jestem skłonna zanegować własne postępowanie, wycofać z niego jako błędnego. Bo jakże miło widzieć by było rodzenie, że przytulany człowiek umie przytulać, obdarowany obdarowywać, a taki na rzecz którego się pracuje i czyje zachcianki spełnia, pracować dla innych, interesować potrzebami ludzi, daje im wolność spełniania marzeń, jaką sam jest obdarowywany. Jakże prosto i spektakularnie mogłoby wyglądać wówczas naprawianie świata, wyzwalanie z chciwości i egoizmów. Dlaczego to tak nie działa i właśnie dobro zdaje się rodzić samo zło, zaślepienia i próżność, a dopiero na widok złego, ktoś się wzdryga, czy sam taki nie jest? W każdym razie owocowanie własne jakoś nie działa w takim tempie, żeby dało się ujrzeć siebie, jako tego udanego, który jest na tyle pociągający, że ktoś zaczyna go naśladować. Nie daje pewności siebie w żadnym momencie. Przeciwnie.
I może dzięki Bogu? Bo, czy to nie jest szczyt próżności i pułapka nad pułapkami, kiedy się pragnie zostać świadkiem własnego dzieła, wypatrzeć potwierdzenie, że było na pewno dobre/piękne i nie podlega już negacji, osądowi (lub zniszczeniu w przypadku dzieł materialnych)? Więcej nawet - cóż znaczy, że "tylko jeden jest dobry - Bóg", gdy praktykować wypatrywanie dobroci w sobie i kolekcjonowanie świadectw o tym - ci mnie uznali za dobrego przewodnika, bo czekają moich poleceń, a tamci przystali na mój majątek, więc jest mi należny?
Jakże ciężkie są uczynki bezowocne - odbierające nadzieję, a z kolei zbieranie owoców - zwodnicze. Jak w takim rygorze rozumieć metę, skończenie dzieła? Pamiętam taką historię sprzed lat o budowaniu domu, którą ktoś mi opowiedział w dobrzej wierze, dla wyżalenia się, a ja nie poczułam współczucia ani na jotę. Przeciwnie.
Młode małżeństwa katolickie zawiązały wspólnotę w celu materialnego wspomagania się. Dokładnie chodziło o wzajemne budowanie domów - każdy dom siłą rąk wszystkich, żeby nie wynajmować robotników. Tak budowany dom (dobudówka na bazie domu rodziców) rósł w moim sąsiedztwie. Kiedy miał powstać dach, wszyscy chętni już się zniechęcili, wykręcali pracą zawodową i obowiązkami rodzinnymi. Z tymi nie miałam okazji rozmawiać - dlaczego. Ale opowiadała mi o nich sąsiadka - jaka to dla niej krzywda, że dach musi teraz wraz z mężem pobudować z własnych pieniędzy i jacy źli i niesłowni ludzie podjęli się tego zadania. Jeszcze pod auspicjami wspólnoty katolickiej - jak im nie wstyd. Nie wiem, czy cokolwiek wybudowała komukolwiek, bo o tym nie usłyszałam ani słowa. A wszystko co zrozumiałam, to tylko tyle, że nie umie poczuć wdzięczności za to, co dostała od tych zaprzyjaźnionych małżeństw, bo w jej marzeniach/oczekiwaniach, było coś większego - całość...  
Czy to od tej historii, czy bardziej jakiś własnych, spełnianie marzeń, jestem w stanie widzieć jako szkodę, zło. Może nie dla każdego, ale - tak. Tym samym jestem w stanie znosić niespełnianie się marzeń, wyłączać planowanie, chcenie, żeby nie uruchamiać żądzy dopięcia czegoś, tak jak ja chcę, kosztem ślepnięcia na ludzi, na ich wyrzeczenia, trudy.
Tylko że taka metoda na rezygnację z siebie bez dojścia do szaleństwa ma ważny warunek - czyja wola się spełnia zamiast mojej. Bo nie wydaje mi się, że jest to obojętne - czyja. Moje doświadczenia i intuicje mówią, że i w tym można pobłądzić i żałować, czyim naciskom, oczekiwaniom, czy tylko zachciankom się uległo. Jakie szkody wyrządziło się taką postawą, choćby dzieciom. Ale i rodzicom, władcom, urzędnikom, partnerom, czy komukolwiek, gdy miało się w polu widzenia czyjeś złe intencje, próżność, bezrozumność. Dostało jasność widzenia, czytelność, że niczemu dobremu to służyć nie będzie, a użyło bierności w fałszywej pokorze, czy wytrenowanym odruchu zgody i potakiwania. 

Xylomena
O mnie Xylomena

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości