Xylomena Xylomena
140
BLOG

Poszukując usprawiedliwienia słów

Xylomena Xylomena Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Pamiętam swoje pierwsze rozczarowanie własnym pisaniem (wartościowaniem, poglądami), kiedy po latach sięgnęłam do młodzieńczego pamiętnika. Ostatecznie zostawiłam go sobie, ku przestrodze, żeby nigdy nie wbijać się w pychę mądrości, czy sprawiedliwości w oparciu o bieżące zadowolenie z siebie, z tego jak używam słów, jakie swoje poglądy i przemyślenia nimi pokazuję. Ale to nie znaczy, że do jakiś wielkich postępów w tym doszłam. Przeciwnie – dzisiaj czuję jeszcze większe zażenowanie podglądając folder z moimi tematami sprzed kilku lat (których ku mojemu zadowoleniu w internecie już nie ma).
W przypadku pamiętnika mogłam wszystko usprawiedliwić głupotą podlotka, która nawet jakiś urok ma, jako ta przeznaczona do przeminięcia, a tu okazuje się, że także z okresu dojrzałości nie mam niczego, czym byłabym w stanie zaimponować samej sobie, czy tylko nie wstydzić się za siebie.
Nie to, żebym  załamywała nad tym ręce, bo stan, w którym zostałoby mi już tylko podziwianie przeszłości – ależ ja kiedyś byłam mądra – mógłby mi się nie podobać jeszcze bardziej, żeby to nie wiem, ile osób podzielało i uznawało za osiągnięcie, tym niemniej jest to czynnik bardzo zmniejszający moją spontaniczność w wyrażaniu poglądów. Czy nie grozi mi zatem druga skrajność, z tą moją żądzą nieomylności i nieośmieszania się? Czy własne błędy można tak zwyczajnie przeczekać, biorąc za dobrą monetę, że milczenie jest złotem? Na czym się wówczas uczyć, w czym poprawiać, a nawet na co patrzeć i co widzieć?
Ilekroć mam zdanie w jakiejś sprawie, własny pogląd, to mam też skłonność do magazynowania danych w owym temacie, choćbym już dawno zapomniała, dlaczego on mnie obchodzi, dlaczego jest dla mnie ważny. A im silniejsze przeświadczenie, że coś jest takie lub siakie, tym szybciej te dane łapię i sprawniej je analizuję pomijając informacje nieprzydatne do danych rozstrzygnięć. Tak działa moja percepcja (nie chcę uogólniać, że każdego, bo każdego nie znam, ale z wyjątkiem od takiej reguły to już na pewno nic wspólnego nie mam, bo znam ludzi, którzy nawet zmiany umeblowania i przybywania sprzętów we własnym domu potrafią nie zauważać skupieni na innych sprawach).
Nie zmierzam do tego, że jestem w tym odkrywcza, bo to zarazem chyba jedna z najstarszych manipulacji człowieka człowiekiem, żeby się nakłaniać do zabrania głosu w jakiejś sprawie dla przekierowania uwagi, zainteresowań (szczególnie za nagrodą, jakąś oceną) albo podsuwanie pytań, na które ktoś sam by nie wpadł i odpowiedzi nie szukał, gdy ani go one ziębią, ani grzeją. Rozmyślam jedynie nad tą różnicą w wyrażaniu własnych poglądów, a ich przemilczaniem - czy zapobiegliwość przed omylnością nie powoduje wyłączania uczenia się, rozumienia w ogóle, dostrzegania tego, z czego można by wiedzę zaczerpnąć. Wszelkie dane mówią mi, że jak najbardziej i lepiej wyrzucić z siebie słowa, które z czasem mogą okazać się bzdurami, od których chciałoby się odciąć, żeby nie przynosiły wstydu, niż wstrzymać się przed mówieniem od siebie, gdy to ono jest najlepszym bodźcem do uczenia się, do zapamiętywania i selekcji informacji. 
Tak też, chociaż ze wszech miar pięknym się wydaje nie wydawać sądów o ludziach, nikogo i niczego w życiu nie skrytykować (mogę sobie wyobrazić taką miłość do ludzi, bo uważam, że taką właśnie miałam w dziecięctwie do czasu przekroczenia granicy nie bronienia się słowem – użycia asertywności, pretensji, dlaczego mnie nie kochacie tak, jak ja was kocham i nie umiecie znosić tego, co ja w was znoszę), to jest to zarazem odcięcie od determinizmu w poprawianiu czegokolwiek w samym sobie, szukaniu nauki i własnej roli w świecie. Takie swoiste niewyodrębnienie się jako jednostki, tylko pozostanie w tej bezgranicznej jedności, tożsamości z ludźmi. Tylko sądzący szuka, bo osądził i musi znaleźć usprawiedliwienie swego sądu, tytuł zabrania głosu, wyodrębnienia go. On już nie cofnie tego, co się stało przez odwołanie wyrażonej potrzeby, czy jakiegoś sprzeciwu, bo akt wyjścia z posłuszeństwa ludziom jest dokonany. Czy można się z powrotem wcielić w masę, czy łono matki? Jaką drogą mogłoby to się dokonać? Chyba, że czymś w rodzaju – to już mnie zabijcie, jak chciały wasze serca, bo mam dosyć zdania na własny rozum i wybory, dosyć widzenia tego jak wielką wagę odgrywają słowa i jak ważne jest kontrolowanie ich u siebie. Krzyża, który wbija mnie w ziemię. 
Tylko co to by miało wspólnego z tą ofiarą, od której się uciekło chwytając słów? Nie może być tym samym umieranie jako kochające dziecko, które wszystko znosi bez sprzeciwu, a jako wędrowiec utrudzony brakiem odpoczynku dla własnej głowy/własnym samosądem nad popełnionym grzechem, kto tej miłości do wszystkich już w sobie po prostu nie ma. I odróżnia - ten jest taki, a ten siaki, ten wierzy, tamten lubieży, czy w ogóle nie gada po mojemu, co wymaga orientacji, jak to się ma do interesów mojego państwa, rodziny itd. Nie jest to w ludzkiej mocy, żeby stać się na powrót dzieckiem, którym się było. Bo co w tej mierze może człowiek – postanowi sobie czegoś nie widzieć, gdy widzi, nie słyszeć, gdy ma uszy? Najwyżej zamknąć oczy lub zatkać uszy - nie wypowiedzieć słów swego sądu, którego i tak dokonuje w swym sercu oraz dać sobie napluć w twarz udając, że nie ma to dla niego znaczenia, nie zrozumiał, co słyszy. Udając, kogoś, kim nie jest...
No tak, może jeszcze zwariować, bo to całkiem pod umiejętności własne człowieka bym podciągnęła, patrząc na swoje doświadczenia. Ale o tym, to już może następnym razem.  

Xylomena
O mnie Xylomena

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości