niktt niktt
383
BLOG

Cisza na dzień przed 11.09.2001 r.

niktt niktt Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

9 września 2001 r. niedziela prom Express Skopielitis godz. 11.30 

Prom jest mały, chyba najmniejszy z tych wszystkich jakimi dotychczas płynęliśmy.

Nazywa się Express Skopielitisi zabiera na pokład jedynie 3 samochody i nie więcej jak 100 pasażerów. Siedzimy na górnym pokładzie, z którego widać skąd i dokąd płyniemy.

Świeci słońce, plecaki stoją obok nas, ja już zdjąłem koszulę, a Grażynka jeszcze nie – ona czyta.

Płyniemy na Shinoussę- jedną z tzw. Wysp Dalekich.

Rano była - jak zresztą spodziewaliśmy się - ostra pogoń - najpierw nerwowe oczekiwanie, by seejetodpłynął o czasie. A odpłynął 5 minut spóźniony.

Następnie, kiedy pozostało nam na Mykonosiedokładnie 30 minut, trzeba było zdążyć do dosyć odległej travel agencyi zakupić tam bilety na Express Skpielitisa, oraz zdążyć wrócić na przystań promową.

W przeciwnym wypadku, aby popłynąć na Wyspy Dalekiemusielibyśmy czekać do wtorku, albo zmienić plany. Ani jedno, ani drugie nie było dobrym rozwiązaniem. Wiele zatem zależało od tych trzydziestu minut!

Poszło dobrze. Grażyna, jako sprytniejsza, pobiegła do agency, a ja pilnowałem plecaków.

Teraz siedzimy na Skopielitisiew pełnym słońcu, wieje lekki wiatr, delikatne krople wody osiadają na naszych ciałach, a my płyniemy w kierunku Shinoussy, omijając po drodze inne wyspy, które z oddali wyglądają niepozornie i bezludnie.

Prom jest kameralny, większość pasażerów z plecakami czyta, opala się lub wypisuje kartki. Wszyscy milczą – w przeciwieństwie do dotychczasowych promów, gdzie był straszny rozgardiasz czyniony przede wszystkim przez Włochów.

W oddali majaczą dwie wyspy – Grażyna z pewnością wie co to za wyspy.

Ja tylko podejrzewam, że to Naxos i Paros. Obie odwiedzimy, bo na Shineoussędopłyniemy po 4 godzinach i po zawinięciu na trzy, czy nawet na cztery inne wyspy.

Dzisiejszą noc, podobnie jak poprzednie, spędziliśmy z małym kotem. Przyszedł do nas jak zwykle późnym wieczorem, trochę przed zaśnięciem porozrabiał, a potem wtulił się w nasze prześcieradła, które służą tutaj za kołdry i zapadł w głęboki sen.

Koty w Grecji to jeden z elementów tutejszego krajobrazu.

To taki „grecki smaczek”, jak to określa Grażyna. One są wszędzie. Wyłaniają się z najbardziej niespodziewanych miejsc. I zachowują się różnie, tak jak i Grecy różnie zachowują się wobec nich. Jedne nie reagują na przechodnia i z godnością przechodzą, w ogóle go nie zauważając, inne natychmiast uciekają, chowając się w jakąś dziurę. Jeszcze inne czekają na pieszczotę lub choćby zainteresowanie. Niektóre żyją w pobliżu restauracji, inne w pobliżu hurtowni ryb czy po prostu w porcie. Często żyją w doskonałej komitywie z psami, trzymane przez jednego właściciela w większej ilości. Śpią w kwiatach, pod drzewami i pod samochodami, na progu domu i na wygrzanych kamieniach chodnika, w słońcu i w cieniu. Widzieliśmy trzy koty wylegujące się na kracie wywietrznika klimatyzacji, który mimo panującej dookoła temperatury 40 stopni jeszcze dodatkowo wytwarzał ciepło. Było to w samo południe w pełnym słońcu!!!

Takie są koty. Niekonwencjonalne!

10 września 2001 r. Shinoussa, Hotel Sun Set, godz.23.00, poniedziałek

Wczoraj zamieszkaliśmy na prawie bezludnej wyspie w jedynym, lecz za to doskonałym hotelu. Tę wyspę trzeba polubić – cała jest nieco przykurzona, surowa, o niewielkiej ilości zieleni, o dużej ilości zaoranych pól ogrodzonych kamiennymi murkami.

Mieszkamy w doskonałych warunkach, w hotelu Sun Set. Mamy duży pokój z łazienką, tarasem i oczywiście z widokiem na zachód słońca. Można nawet powiedzieć, że jest ekskluzywnie.

Koszt to 10.000 Drh tj. 100 zł za dobę. Zamierzamy tu spędzić kilka dni na absolutnym relaksie. Chcemy zobaczyć wszystkie plaże na wyspie, a jest ich ponoć 13. Dziś byliśmy na jednej – trzeba było pokonać wiele kamiennych murków i otworzyć wiele drucianych drzwiczek. Ale za to byliśmy zupełnie sami. Shinoussato zupełnie inna wyspa niż wszystkie widziane dotychczas. Turystów aktualnie na niej przebywających można by z powodzeniem zmieścić w jednym autobusie.

Mapa, którą kupiłem w sklepiku spożywczym za 300 Drh to odbitka ksero ręcznego rysuneczku urzekającego naiwnością. On wiele mówi o charakterze tej wyspy.

Jest kilka tu dróg, w tym 1 (słownie: jeden) kilometr asfaltu.

Reszta to drogi ziemne przechodzące zaraz w kamienne ścieżki. Dużo kóz i trochę krów, no i osły jako podstawa transportu. Wszystko przysypane kurzem. Wokół przedziwne kamienie z okrągłymi otworami, które przy stuknięciu wydają charakterystyczny metaliczny dźwięk.

Powalający upał, chociaż dziś morze było wzburzone i wiał silny wiatr. Oboje z Grażyną jesteśmy spaleni na brąz, a włosy mamy koloru pszenicy. Dużo chodzimy, bo tutaj żadnego pojazdu oczywiście nie można wypożyczyć - zresztą nie ma gdzie jechać, bo przecież nie ma tu dróg.

No i cisza! Obejmująca wszystko cisza.

W nocy słychać tylko iskry przeskakujące na pobliskim transformatorze. W dzień czasem kozy, czasem krowy, a czasem blachę stanowiącą fragment pobliskiego płotu, szarpaną wiatrem i uderzającą o kamień murku i niczego więcej. Żadnych warkotów, żadnych wrzasków.

A w oddali słychać morze.

Stanowi to kontrast z trzema poprzednimi wyspami Paros, Mykonos i Tinos.

Tam wszystko w aż wibrowało hałasem. W Mykonos, patrząc z naszego hotelowego tarasu, widzieliśmy w dole dudniącą warkotem silników, krzykami ludzi oraz pulsującą światłami, chorę. Wyglądało to tak jak gar gotujący się w piekle z grzesznikami wewnątrz, a my siedzący na tarasie nad tym garem, niczym dwa diabły, obserwowaliśmy cały ten galimatias.

Tu jest inaczej – tu jest tylko szum morza, szum wiatru i cisza!


 

niktt
O mnie niktt

mam wątpliwości

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Rozmaitości