yarc yarc
930
BLOG

Anne Applebaum demaskuje Węgry

yarc yarc Rozmaitości Obserwuj notkę 3

To nie przelewki  - sama Anne Applebaum – (prywatnie żona Radosława Sikorskiego, który z zawodu jest ministrem kolejnych rządów RP, służbowo zaś osoba, która z Radosławem Sikorskim nie utrzymuje żadnych kontaktów), zdemaskowała bezprawie, które zapanowało na Węgrzech. W sobotnim „Plus-Minus”, dodatku „Rzeczypospolitej” objawiła czytelnikom, że na Węgrzech nie ma definicji przestępstwa, a mimo to nie wolno będzie poświęcić więcej niż 20% czasu antenowego tematyce związanej z przestępczością.

Rozumieją Państwo? Jeżeli program telewizji trwa 10 godzin, to tylko przez 2 godziny będzie można mówić o przestępczości. To zamach jest podobno na wolność słowa. Muszę wierzyć, bo skoro Anne Applebaum daje mi do zrozumienia, że w ten sposób będzie się ukrywało korupcję urzędników państwowych, to na pewno tak jest.
Co do braku definicji przestępstwa w prawie – rozumiem, że węgierskie sądy skazują od czasu, gdy tyran Orban tam rządzi, według swego "widzimisię”, bo skoro nie mają tam ustaw definiujących, czym jest przestępstwo, inaczej być nie może (swoją drogą, ciekawe, czy ktoś zna dobrą definicję np. przedmiotu?).
Kiedy jeszcze panowała na Węgrzech demokracja i wolność słowa, przestępstwem było użycie broni gładkolufowej do rozpędzania demonstracji w 2007 roku. Ale broni użyto, a węgierska telewizja i prasa nie poinformowały, że cztery osoby straciły w wyniku postrzału wzrok, nie zająknęły się też o zakazie używania tej broni od 2002 roku. Jak mogły informować, skoro to postawiłoby w niekorzystnym świetle ówczesne władze? Trzeba było przecież zachować minimum odpowiedzialności i nie publikować takich rzeczy – ostatecznie wystarczająco dużo było kłopotów, kiedy ujawniono, że premier Gyurcsany nazwał swój kraj „kurvaorszag” (orszag to kraj), w którym to kurvaorszagu nie da się rządzić bez oszustw. Wtedy każda ustawa pozwalała cały czas antenowy poświęcić korupcji, ale pewnie nie było materiału.
Węgierski kolega pani Applebaum opisał jej niedawne zebranie kolegium redakcyjnego, które przypomniało mu stalinowskie czasy, tyle że obecne było śmieszne i nikogo potem nie torturowano (co było podobnego, wnikliwy czytelnik musi sam wymyślić). Ciekawe, jakież zdrowie mają dziennikarze na Węgrzech – kolega pani Applebaum musi już mieć po 80, a pamięć wciąż mu dopisuje. Wtedy pewnie też protestowałby, gdyby władze ingerowały w wolność prasy. Ale pewnie nie musiał – wtedy takiej ingerencji nie widział.
Ja sobie żartuję, ale że ów kolega naprawdę pracował za Rakosiego jest całkiem możliwe - zachodnie koncerny, które wykupiły węgierskie tytuły nie miały prawa zwolnić dziennikarza bez zgody redakcji - tak sformułowano umowy. Zgadnijcie Państwo, co z tego może wynikać.
 
Wszystkie powyższe  informacje zaczerpnąłem  z Rzeczypospolitej (domniemania są moje własne):
O mediach na Węgrzech:
Cena „historycznego kompromisu”
Grzegorz Górny , Orsolya Zsuzsanna Kovacs 16-02-2008
O zwalczaniu kolegów Anne Applebaum:
Orbanie, nie idź tą drogą
Anne Applebaum  08-01-2011
yarc
O mnie yarc

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Rozmaitości