yassa yassa
1322
BLOG

Prezydencie, mój prezydencie...

yassa yassa Rozmaitości Obserwuj notkę 36

Prezydencie, mój prezydencie- witam Cię z wielką radością i satysfakcją,
że Polska naszych wspólnych marzeń i dążeń oddycha pełnią wolności i
optymizmu i ma powody do dumy.
Powodzenia w Twojej misji mój prezydencie i niech Bóg Cię prowadzi....

łkała w ekstazie krakowska mieszczka podczas zaprzysiężenia Bronisława
Komorowskiego.

Łzy szczęścia spływały po jej licu, takież kręciły się w oczach kota Rocha.
Pojawiły się nawet na wiszącym obok paprotki, nad nakastlikiem, świętym obrazie  Renata Goupila.

Gromko ryczał także puzon Kalinosia, chociaż... dziwna sprawa...ryczał sam z siebie. Albowiem jego właściciel, korzystając z sytuacji, właśnie rozwiązywał u siebie Jolkę - nad którą wcześniej,  zmagając się z podomką i posapując niemiłosiernie, spędził odrębną chwilę rozkoszy.

To był naprawdę sakramencko piękny dzień.  Dla wszystkich.

Dziś wszystko jest patetyczne: i rota przysięgi, i orędzie i składanie
kwiatów w miejscach pamięci narodowej, i Msza święta uroczysta w
Katedrze, i Zamek Królewski z nadawaniem uroczystym najwyższych
odznaczeń i objęcie Belwederu....
nie mogła pohamować swego uniesienia bogoojczyźnianie nastrojona kobieta. Doczekała się w końcu głowy państwa na swą miarę.

Trzeba przyznać, że po cierpieniach i katuszach, jakich doznała za prezydentury poprzednika, zasłużyła na ten moment euforii.

Żeby zrozumieć jej stan ducha trzeba wiedzieć kim był  ten niegodny uzurpator, pożal się Boże, prezydent czasów szczęśliwie minionych.
Po kolei więc.

Wiadomo od Felicjany z Pychowic, handlującej na Rynku Dębnickim jajcyma oraz jarzyną, że to pomiot komuszy.
Mający za ojca aparatczyka, wycierajacego korytarze KC PZPR.
Nic to, że ponoć Rajmund Kaczyński nigdy do partii nie należał, że był AK-owcem walczącym w Powstaniu Warszawskim, bo przecie UB-ecy umieli się kamuflować jak nikt.

Komu jak komu, ale Felicjanie można ufać.
Głosiła, że latoś 97 przyjdzie na miasto wielka woda. I przyszła...

Tego, że ta bezczelna pinda Marta, kręci z synalkiem jakiegoś sietnioka z SLD, można się było dowiedzieć od Marcowej spod 12, informację tę przekazała Jamrozowej, gdy ta kupowała wekę i funt kiszki na Szewskiej.
Zresztą, nawet telewizja o tym mówiła; widać ciągnie swój do swego, niedaleko pada jabłko od jabłoni.

Dobrze jest czasami wyjść na pole, gdzie wielu ciekawych rzeczy można się nasłuchać.

Kiedyś na tramwajce,  czujne uszy Pani Renaty wychwyciły, jak pewna Radczyni, z kresów się wywodząca, genealogię mająca w jednym palcu, tłumaczyła szewcowej Gotliebowej, że het... gdzieś na Ukrainie była wieś, a w niej mieszkała taka młoda maniurka, której sąsiadem był jeden z wąsem, nazwiska nie pomnę...
W każdym razie okazało się, że prawnuk maniurki został po wojnie ubekiem, a ten z wąsem, to praszczur Kaczyńskich. Czyli Kaczorowi zawsze blisko było do UB...bardzo zawsze.

Co tu dużo gadać, nazbierało się tego.

Na ten przykład; szwagra żony siostry wuj, co ma gospodę w drodze na Myślenice, zasłyszał od stołujących się u niego państwa, że carski pułkownik niejaki, Kaczyński, wieszatielem zwany, ze swymi Kozakami, skąpał Podlasie we krwi bratniej. W roku pańskim 1863.

Tfu... na całe Kacze plemnię! Zawsze byli przeciw Polsce.

I dziw się tu czytelniku pani Renacie...przecież to za jej sprawą w Krakowie farmacje nie nadążały ze sprowadzaniem prozacu. Nie mówiąc już o tym, jak nielichy majątek poszedł na ten lek kojący. W te cztery lata.
Przez ten wydatek na kampanię wojewody Kracika nie starczyło.

Aż tu niespodziewanie, dzień temu czy dwa wstecz, jak grom z jasnego nieba, media doniosły (doniosły - to najodpowiedniejsze słowo, tfu...), to czego donosić nie powinny.
Dla mnie, akurat ten paskudny donos nie był żadną nowiną.
A jako, że już zacząłem się niepokoić, iż Bron w końcu wyłoży się na tym swoim ściemnianiu, to struchlałem.

Kiedyś, skubnął sobie 170 tys. na komórę tłumacząc, że dużo rozmawia. Zwłaszcza z przyjaciółmi republikanami w USA, bo w partii jest odpowiedzialny za kontakty z zagranicą.  Chłe...chłe...chłe...
Przeszło...
Wówczas wiedząc, że on ani be, ani me w jakichkolwiek językach, nadziwić się nie mogłem jak on na migi gada przez ten telefon.

Zresztą w  chwilę potem sam się wysypał. Gdy począł się żalić, że jest non abla, ponieważ komuna go za granicę nie puszczała. Chłe...chłe...chłe...
OK.. Ciemny lud i to kupił.
Choć ja pamiętałem, że jednak przez kilka miesięcy komuny, udało mu się podnosić kwalifikacje na zmywaku w Tyrolu.
I tato woził go do Maroka, by się w świecie otrzaskał.

Trzeba przyznać, że komuna i jej biuro paszportowe, stanowi dzisiaj dla Bronka całkiem niezłe alibi.
Bo przecież nie każdy ma głowę do nauki?
Nieprawdaż?

Ostatnio, już jako Nasz Pan Prezydent Kochany, począł epatować wszystkich swą martyrologią. Swą własną, oraz bohaterstwem Pierwszej Damy, która przebijając się na tyły wroga, w śniegu i mrozie, gnana miłościa - siłą ducha przemogła okrutny los.  Ostatecznie jednocząc się w Jaworzu z umiłowanym.

Łaaał... zaniepokoiłem się nie na żarty, ale jazda. Jak się wyda, będą jaja.

Wiedziałem bowiem, że Ania pochodzi z UB-ckiej dynastii; jeden telefon tatki do starych kumpli wystarczył, żeby nic nie znaczący wówczas, Bronek, zamiast w kazamatach tajnej policji, wylądował w Ośrodku  Wypoczynkowym Lotników. Wsród dostojnej, znanej i ogólnie szanowanej elity solidarnościowej.

Trzeba też wiedzieć, to dla młodszych czytelników, że w stanie wojennym nie można było podróżować, ot tak.
Aby ruszyć się z miejsca należało, po wskazaniu i uzasadnieniu celu wyjazdu, uzyskać zezwolenie właściwej władzy.
Ale, jak się miało odpowiednio ustosunkowanego tatkę, to teraz,  w wolnej Polsce, nie jest  trudno wykazać się niezwykłym heroizmem.

Miałem świadomość, że u Bronka ubeckie koligacje, to nie jakaś tam ukraińska wieś sprzed wieku. Ulepiona  z jarmarcznych pogaduszek bajaków i przekupek. Że to coś znacznie bliższego i konkretniejszego.
Zastrzegam, żeby nie było nieporozumień: w tym przypadku, one w żaden sposób mnie nie rażą, bo dla mnie nie jest oczywiste, że jeśli ktoś kocha się w żonie, to w pakiecie miłuje teścia i teściową z całym ich ubeckim dorobkiem.

No, lecz ja, to nie pryncypialna i bezkompromisowa pani Renata.
Przekonany jestem, że o mało chlubnej historii familii dzisiejszej Pierwszej Damy pojęcia nie miała ani Felicja, ani Marcowa, ani pani Radczyni, ani szwagra żony siostry wuj.
A skoro oni nie mieli, to nie miała również pani Renata.

Oczyma wyobrażni zobaczyłem; kobietę zszokowaną, nieszczęsną, na skraju załamania nerwowego. Dojrzałem liniejącego nagle kota Rocha oraz gorejący ze wstydu konterfekt św. Renata...( Rama ocalała, będzie jak znalazł na św. Bronisława)

Zaniepokojony, nie zwlekając ni chwili,  wypadłem więc ze słowami otuchy, oraz solidarnym blogerskim wsparciem i....nadziałem się na Nożycoręką, która właśnie kończyła strzyc Brodę. Nie, nie własną. Profesora Brodę.

Uff...co za ulga.
Widać, że ta niewiarygodna wiadomość spłynęła po naszej koleżance, jak po... tfu...tfu...tfu... kaczce.
Chwała Najwyższemu! Niewzruszona jest potęga wiary prostego krakowskiego ludu!

Prezydencie, mój Prezydencie...

yassa
O mnie yassa

Chcesz wiedzieć kim jestem? Rozwiń, a całą skrytą prawdę o mnie, zaczerpniesz wprost z krynicy prawd wszelakich, tryskających spod klawiatury pani Renaty Rudeckiej - Kalinowskiej! Tako rzecze źródło; przestrzegając nierozważnych, nieświadomych lub zagubionych: Uważaj - to pisowiec! Nieuczciwy, wredny, głęboko niemoralny, ale inteligentny. I właśnie dlatego wyjątkowo odrażający. Uprawia propagandę pisowską usiłując kpić w sytuacjach, w których kpić z ludzi nie należy. To takie wykalkulowane chamstwo. Nie wiem, czy mu za to płacą, ale zachowuje się, jakby tak było. Nie zawaha się przed rzuceniem na kogoś oszczerstwa, kłamie. Dokarmia się podziwem, jaki czuje do samego siebie. Pieści się słowami i dosrywaniem. Straszliwie pretensjonalny. Prowadzi obronę pisowskiego tałatajstwa nie wprost, ale przez bezwzględny, cyniczny atak na przeciwników. Stosuje zmyły poprzez budzenie do siebie zaufania zwolenników ludzi, których chce niszczyć, zręcznie stwarzając pozory sympatii. Jest podstępny i zawistny. W sumie bardzo ciekawa postać - tak na dwa trzy komentarze. Potem wyłazi z niego całe pisowskie g... Zdemaskowany przyznaję; jestem kryjącym się w mrokach netu, destruktorem o imieniu Mefistofeles. Ich bin ein Teil von jener Kraft, die stets das Böse will und stets das Gute schafft. Z tego też powodu lojalnemu C.K. Żurnaliście - panu Jerzemu Skoczylasowi - zalecałbym daleko posuniętą wstrzemiężliwość przy próbie realizacji jego bufońskiego anonsu, cyt.; Jak cię spotkam na żywo, to obiję ci twój parszywy ryj! Sei reizend zu deinen Feinden, nichts ärgert sie mehr, Herr Redakteur!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (36)

Inne tematy w dziale Rozmaitości