Naukowiec badający katastrofę nie zakłada z góry żadnej jej przyczyny. Bada dowody i na ich podstawie stara się dociec, co mogło być prawdziwym powodem wypadku. Nie odrzuca żadnej hipotezy i nie odrzuca żadnych dowodów, bo tylko na podstawie analizy całościowej może ustalić prawdziwą przyczynę.
Prof. Artymowicz z góry wie, że to błąd pilotów spowodował wypadek przez "kontrolowane" uderzenie w ziemię. Odrzuca wszystkie dowody i przesłanki, które mogą wskazywać na coś innego, bo nie potrafi (lub nie może) dopuścić żadnej innej hipotezy, niż z góry przyjęta. Nie neguję jego kompetencji w dziedzinie astrofizyki, natomiast widzę zupełnie podstawowe braki w metodologii naukowej i kulturze osobistej. Prawdziwi naukowcy są skromni i powściągliwi - nie będą się przerzucali indeksem-H, bo to, co kto sobą reprezentuje i tak widać w bezpośredniej dyskusji. Artymowiczowi nie zbywa na bucie, pewności siebi i przekonaniu o własnej omnipotencji. A najprędzej pomyli się ten, który nie dopuszcza do siebi myśli o pomyłce.
Nie lubię braku wychowania. Nawet gdy kogoś obrażam, to staram się to robić grzecznie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie