
Płyta wydana przed Gwiazdką (i stąd pewnie ten autoironiczny tytuł) 4 grudnia 1964 jako PCS 3062.

A
1. No Reply
2. I'm a Loser
3. Baby's in Black
4. Rock and Roll Music
5. I'll Follow the Sun
6. Mr. Moonlight
7. Medley (Kansas City,
& Hey, Hey, Hey, Hey)
|
B
1. Eight Days a Week
2. Words of Love
3. Honey Don't
4. Every Little Thing
5. I Don't Want to Spoil the Party
6. What You're Doing
7. Everybody's Trying to
Be My Baby
|
Po rewelacyjnej „A Hard Day's Night” wydawała się krokiem do tyłu. Beatlesi wykorzystując kilka dni w których akurat nie koncertowali w tempie zarejestrowali czternaście piosenek, by mogły się ukazać jeszcze przed świętami. Tak wspomina to Paul: Nagrywanie „Beatles for Sale” nie trwało długo. Oparte było na naszym repertuarze scenicznym z kilkoma nowymi piosenkami. Prawie połowa utworów na płycie to obce kompozycje pochodzące z klasyki rock'n'rolla. Własne produkcje prezentowały dość nierówny poziom od bardzo dobrego „Eight Days a Week” po niezbyt udane „What You're Doing”. Podobnie było zresztą z coverami.
Widoczny brak stylu również stanowi minus wydawnictwa: słyszymy mieszankę tradycyjnego rock'n'rolla, mniej lub bardziej melodyjnego popu i na dokładkę trochę rocka – jakby płytę nagrywały trzy różne zespoły. I nie byłoby się czemu dziwić – w końcu to płyta tworzona „z doskoku” – gdyby nie to, że na nagranie poprzedniej, jakże dobrej, nie poświęcili wcale więcej czasu.
Projekt graficzny
Co tu dużo mówić, zespół miał sporo szczęścia, jeśli chodzi o okładki płyt. Trafiali na plastyków, przez których nie musieli się wstydzić. Nawet nie najlepsza „Beatles For Sale” doczekała się wyjątkowego projektu graficznego.

Autorem zdjęć jest fotograf Robert Freeman. Robił je w londyńskim „Hyde Park” jesienią 1964. W sesji zdjęciowej wykorzystał soczyste jesienne kolory. Dwie fotki zawędrowały na okładkę, która nie zestarzała się zbytnio aż do dziś. Strona przednia i tylna, prawie pozbawiona liternictwa, z całą powierzchnią wypełnioną zdjęciem była bardzo nowoczesnym projektem. Dopiero na wewnętrznej stronie (bo okładka się rozkładała) umieszczono informacje o piosenkach.
A co w środku?
Zamieszczony materiał przypomina dokonania zespołu z roku 1963, jakby nie było po drodze „A Hard Day's Night”. Utwory brzmią nieco jak odrzuty z sesji do tamtego albumu. Zresztą takie „No Reply” było wtedy grane, ale na tamtą płytę nie weszło. Zmiana metrum z 3/4 na 4/4 niewiele tu pomogła – mimo, że to całkiem przyzwoita kompozycja nie została dopracowana aranżacyjnie.
W przypadku większości innych piosenek nie było lepiej: Paul, tak mówi na przykład o „What You're Doing”: Czasami zaczynasz piosenkę i masz nadzieję, że najlepsze przyjdzie jeszcze do ciebie, gdy zabierzesz się za refren, ale czasem właśnie, to wszystko co masz, i myślę, że to jeden z takich przypadków.
Ale dosyć narzekania. Są tu również kawałki całkiem, całkiem. Choćby „I'll Follow the Sun”, z którego Paul co prawda tak się tłumaczył: Napisałem to w salonie w domu przy Forthlin Road 20. Miałem tylko 16 lat. Pisałem różne takie „Thinking Of Linking”. (…) Byłem wtedy po grypie, mimo to nie można jej odmówić swoistego uroku.
Podobnie „I Don't Want to Spoil the Party”, która jest całkiem udaną próbą Johna w dziedzinie muzyki country. Piosenka ta doszła nawet do pierwszego miejsca na amerykańskiej liście przebojów country, tylko że w wykonaniu… Rosanne Cash w 1989.
Na tym tle świetnie wypadły covery – choć nie wszystkie, bo „Mr. Moonlight” została oceniona przez krytykę, jako coś najgorszego co do tej pory nagrali. Z tych dobrych koniecznie należy wymienić: „Rock and Roll Music”, połączone „Medley: Kansas City/Hey, Hey, Hey, Hey” czy „Everybody's Trying to Be My Baby”. Każdy z nich zagrany i zaśpiewany z ogniem i ekspresją.
I'm a Loser
Z własnych wytworów pozytywną uwagę zwraca „I'm a Loser”. Zagęszczenie rytmu w środkowej części piosenki brzmi już bardzo przekonująco. John napisał ją w trakcie trasy koncertowej, w czasie jego fascynacji Dylanem: To był u mnie okres dylanowski. Jedna część mnie oznajmiała mi, że jestem przegramy, druga myślała, że jestem wszechmogący jak Bóg☺. W tym tekście objawia się raczej ta pierwsza część jego osobowości.
The Beatles - I'm a Loser
Eight Days a Week
Najlepszy kawałek na płycie. Rytmiczny, bardzo melodyjny z przekonującym intro na gitarze. Tytuł jest jednym z kilku ringoizmów, które wymyślał perkusista zespołu. Tym razem miał powiedzieć: Pracujemy ciężko, pracujemy osiem dni w tygodniu.
The Beatles - Eight Days A Week
W przypadku tego utworu, zespół „przetestował” kilka aranżacji w studiu. W przeciągu kilku godzin nagrano aż siedem wersji utworu, znacząco różniących się rozpoczęciem i zakończeniem. Już niedługo zaczną eksperymentować na dobre.
Co by było gdyby…
Omawiana płyta ma do dziś kiepskie recenzje, ale trzeba powiedzieć, że niewiele brakuje, a byłoby zupełnie inaczej. Przede wszystkim należałoby z niej wyrzucić parę własnych kompozycji. Nad niektórymi coverami (np. „Words of Love”) również należałoby się zastanowić. Zamiast tego dołożyć zawartość EP „Long Tall Sally” czy „She's a Woman” z singla. Do tego parę dni pracy nad lepszą aranżacją kilku klasyków znanych z wykonań dla BBC i mielibyśmy oryginalną produkcję, gdzie słychać by było zapomniane źródło, z którego pochodziła ówczesna muzyka. Taki zestaw z pogranicza rock'n'rolla i nowoczesnego pop-rocka, miałaby szansę zostać czymś w rodzaju „Sierżanta Pieprza” pierwszej połowy lat 60-tych.
No dobra, przesadziłem.
No chyba, że do zdjęcia na okładce Epstein pozwoliłby założyć im skóry…
Na taki właśnie pomysł wpadł w latach 70-tych Lennon nagrywając swój wyjątkowy album „Rock'n'Roll”.
Inne tematy w dziale Kultura