
Jak już pisałem, popkultura nie przyswoiła sobie za bardzo nowatorskiej płyty „Revolver”. Do tego doszły kontrowersje wokół zespołu w Stanach i na Filipinach. Krytyka marudziła, że Beatlesi się kończą i co ciekawe członkowie zespołu zdawali się potwierdzać tę tezę. Jesienią 1966 urządzili sobie długi urlop „od siebie”, nie przejmując się marką „The Beatles”.
John wziął udział w pracach nad filmem „Jak wygrałem wojnę”. Biegał więc przebrany w mundur na planie filmowym w Niemczech i Hiszpanii. Reżyserem był znany z „A Hard Day’s Night” i „Help!”, Richard Lester. W tym to czasie Lennon poznał artystkę Yoko Ono, bo poszedł na jej wystawę „Unfinished Paintings And Objects”. Paul mający niejakie ambicje artystyczne, bywał na rozmaitych imprezach tego typu, sam próbował kręcić filmy i udzielał się w studiu: oprócz udziału w nagraniach kolegów, skomponował muzykę do filmu „The Family Way”. Jest to, zdaje się pierwszy muzyczny skok w bok Beatlesa. George z żoną udał się do Indii, by z pierwszej ręki poznawać filozofię Wschodu. Najmniej ambitny był Ringo, który po prostu korzystał z życia i pieniędzy, bywając to tu, to tam.
Zespół powoli szykował się do nagrywania nowego materiału. Do studia wszedł dopiero pod koniec listopada. Tym razem nikt się nie śpieszył, pomimo że nastał świąteczny czas zakupów. Z braku nowego materiału wytwórnia skleciła składankę „Collection Of Beatles Oldies (But Goldies)”. Płyta miała kiepską popularność i potwierdzała tezę o kryzysie twórczym Beatlesów.
Ale wróćmy do studia. Przez półtora miesiąca nagrali trzy utwory. Dwa z nich zdecydowali się wydać na singlu. Oba miały być nostalgiczną wyprawą w kraj lat dziecinnych. Jedną skomponował John, drugą Paul. Płytka w Anglii ukazała się 13 lutego 1967 i pokazuje nową twarz grupy.
A Strawberry Fields Forever
A Penny Lane |
 |
Strawberry Fields Forever
„Truskawkowe Pola” to dom dziecka prowadzony przez „Armię Zbawienia”[1] z dużym parkiem. John lubił tam chodzić, bo może czuł więź z innymi dziećmi opuszczonymi przez rodziców (jego wychowywała wszak ciotka). Prawdę powiedziawszy, trudno doszukać się bezpośrednich związków tekstu ze wspomnianymi dziecięcymi zabawami. Słowa piosenki są na tyle wieloznaczne, że równie dobrze można uznać iż są „o życiu i samotności”, jak i zapisem LSD-owych wizji.
W wydanej na płycie piosence wykorzystano dwa różne wykonania w stylu „acid rock” i „orkiestrowym”. Tak wspomina to George Martin: Po nagraniu pierwszej wersji miałem wprawdzie jak najlepsze wrażenie, ale jednocześnie uważałem, że utwór jest trochę za „ciężki”. Gdy John zaprezentował mi tę piosenkę po raz pierwszy, grał na gitarze akustycznej i utwór był bardzo delikatny. Nie byłem zaskoczony, kiedy przyszedł do mnie tydzień później i powiedział, żeby nagrać to ponownie. Zapytałem co chciałby w nim zmienić. A on na to, że chciałby, abym stworzył coś w rodzaju partytury używając smyczków i instrumentów dętych. I tak też zrobiliśmy. Zmieniłem tonację, ponieważ chciałem uzyskać dolne C na wiolonczeli, a nie mogłem tego zrobić w poprzedniej. Odrobinę ją podniosłem i mieliśmy drugą wersję piosenki. I kolejny problem – Johnowi spodobały się obie. Zdecydował, że chce mieć początek z pierwszej, a koniec z drugiej. Powiedziałem mu, że to niemożliwe, bo przecież każda jest w innej tonacji i tempie. Odparł: „Jestem pewien, że sobie z tym poradzisz”. I poradziłem sobie, ale było to naprawdę trudne. Jak sobie z tym poradzono? Szczęśliwie wolniejsza wersja była również grana niżej i po dopasowaniu tempa okazało się, że da się również zniwelować różnice w tonacji. A gdzie jest moment połączenia? Jak się o nim wie, to od razu go słychać (troszkę psuje to przyjemność ze słuchania utworu): W drugim refrenie, zaraz po linijce „Let me take you down” pomiędzy „cause I'm” a „going to, Strawberry Fields”.
Utwór wzbogacono zapętlonymi i poodwracanymi taśmami, dołożono „transową” partię perkusji – jednym słowem korzystano z możliwości jakie daje studio nagraniowe. Dużo czasu zajęło uzyskanie brzmienia organów parowych, słyszanych we wstępie utworu. Zagrał je mellotron, polecony przez Lennona do studia przy Abbey Road[2]. Mellotron to instrument klawiszowy odtwarzający dźwięki nagrane na zapętloną taśmę, z każdym klawiszem skojarzona była głowica magnetofonowa. Dzięki manipulacjom można było „w locie” zmieniać brzmienie – głowica mogła odczytywać trzy różne ścieżki. Normalnie używano go do „symulowania” instrumentów dętych i smyczkowych.
The Beatles - Strawberry Fields Forever
Penny Lane
„Penny Lane” to ulica[3] w Liverpoolu wzięła swoją nazwę od postaci Jamesa Penny'ego, bogatego XVIII-wiecznego właściciela statku sprowadzającego niewolników. Rozważano nawet w czasach poprawności politycznej (2006) zmianę jej nazwy, by nie kojarzyła się z handlem niewolnikami. Do zmiany nie doszło i chyba dobrze, bo gdzie pielgrzymowaliby fani? ☺
Tekst utworu to zlepek kilku obrazków: zakład fryzjerski, straż pożarna, pracownik banku. Akcja dzieje się „kiedyś”: mamy i deszcz, i słoneczną pogodę (lato? „fish and finger pie” jest sprzedawane właśnie w lecie), mamy też pielęgniarkę sprzedająca maki 11 listopada, w święto kiedy wspomina się weteranów wojennych. W finale wszyscy bohaterowie i tak lądują u fryzjera.
Piosenka nagrana została z udziałem bogatego instrumentarium, gdzie solo na trąbce picollo zagrał David Mason z London Symphony Orchestra. Solo na dzwonku ręcznym (imitującym ten strażacki) gra George.
The Beatles - Penny Lane
Singiel wszechczasów?
Pomimo, że o obu piosenkach napisano morze rozpraw[4], paradoksalnie, to właśnie ten singiel, nazywany przez niektórych singlem wszechczasów, nie dotarł do pierwszego miejsca brytyjskiej listy przebojów. To pierwszy taki przypadek od 1963. Na początku 1967 najpopularniejszym utworem był bowiem „Release Me” Engelberta Humperdincka.
Engelbert Humperdinck - Release Me
Pomijając zwykłą arytmetykę sprzedaży płyt, można się zastanawiać czy artystycznie płytka była numerem jeden na świecie. No i z tym też byłyby problemy, bo w kategorii pop-rocka Beach Boysi bardzo wysoko umieścili poprzeczkę w październiku 1966 roku piosenką „Good Vibrations”. Szczęśliwie odmierzanie sztuki linijką nie ma sensu, więc i powyższym porównaniem nie musimy się przejmować.
Beach Boys - Good Vibrations
[1] Jeśli chodzi o dzieje sierocińca, to John Lennon przeznaczył w testamencie 70 tysięcy funtów na utrzymanie „Strawberry Fields”. W 1984 roku pieniądze przekazała Yoko Ono. Na początku 2005 roku podjęto decyzję o zamknięciu domu dziecka, ze względu na zmianę systemu wychowywania, który promuje oddawanie sierot rodzinom zastępczym.
[2] Nie było to pierwsze użycie mellotronu w muzyce pop: Pierwszy wykorzystał go zespół The Moody Blues, choć rozsławienie go w środowisku przynależy raczej piosence „Strawberry Fields”. Nie będzie więc dużej przesady w stwierdzeniu, że to dzięki Beatlesom mellotron trafił pod „psychodeliczne strzechy” i stał się jednym z symboli tej epoki muzycznej.
[3] Fani Beatlesów kradli tabliczki z nazwą ulicy. W końcu zdecydowano, że nazwa ulicy będzie po prostu namalowana farbą.
[4] Tak na przykład wypowiadał się Lech Janerka: Beatlesi bardziej rozwinęli moją wyobraźnię niż ktokolwiek. (…) Weźmy takie „Strawberry Fields”. Tu nawet bęben robi muzykę. Mozaikowa aranżacja, potężne instrumentarium. Całość wyrafinowana, trochę perfidna, ale dzięki temu mogli mówić o bardziej skomplikowanych sprawach. Właściwie każdym numerem Beatlesów mogę się zachwycać, bo w każdym coś jest. I to mnie intryguje, chociaż pewnie bardziej jest zasługą George'a Martina, niż ich samych.
Inne tematy w dziale Kultura