Zajtenberg Zajtenberg
444
BLOG

Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band – LP (36)

Zajtenberg Zajtenberg Kultura Obserwuj notkę 0

the beatles 36

W 1964 roku to płytka „I Want To Hold Your Hand” zaprowadziła Beatlesów na szczyt. 3 lata później singiel nie wystarczył, konieczna była duża płyta. Pigułka z „Strawberry Fields” i „Penny Lane” okazała się zbyt mała, ale dawka w większym pakiecie, zwróciła na siebie uwagę świata. 1 czerwca 1967 ukazał się longplay „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band” i od razu ustawił zespół na szczycie wszelkich zestawień. I to nie tylko tych komercyjnych[1].

OKŁADKA

A   
1. Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band
2. With a Little Help From My Friends
3. Lucy in the Sky with Diamonds
4. Getting Better
5. Fixing a Hole
6. She's Leaving Home
7. Being for the Benefit of Mr Kite
    B
1. Within You Without You
2. When I'm Sixty-Four
3. Lovely Rita
4. Good Morning, Good Morning
5. Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band
    (Reprise)
6. A Day in the Life

Skąd taka popularność? Przede wszystkim album był inny od wszystkiego. Do dziś pisze się: pierwsza odsłona muzyki psychodelicznej, pierwszy koncept-album, pierwsze nagrania w których wykorzystano studio jako jeszcze jeden instrument, pierwszy… Takiej percepcji płyty nie przeszkadza to, że owe „pierwsze” nie są do końca prawdziwe. Historycy muzyki popularnej stwierdzą, że pierwszymi zespołami psychodelicznymi są The Charlatans i 13th Floor Elevators. Podobnie powiedzą, że jak chodzi o płyty koncepcyjne to palmę pierwszeństwa należy przyznać Zappie i jego „Freak Out!”, a może nawet trzeba się cofnąć o pięć lat do płyt Johnny’ego Casha. Nawet jeśli to prawda, to i tak „Sierżant Pieprz” przyćmił te próby, opanowując główny nurt popkultury.

Charakter płyty

Na początku 1967 roku faktycznym liderem zespołu stał się Paul. To on zaproponował główną ideę płyty: Wpadłem na ten pomysł, gdy leciałem gdzieś z Los Angeles. Wymyśliłem, że byłoby miło porzucić nasze tożsamości, by przeistoczyć się w członków wymyślonej grupy. Chcieliśmy zrobić całą otoczkę kulturową i zgromadzić wszystkich naszych bohaterów w jednym miejscu. Pomyślałem też, że zamiast głupio brzmiącej nazwy w rodzaju „Dr. Hook's Medicine Show and Traveling Circus” lepiej być „Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band”. To naprawdę gra słów. I rzeczywiście tytułowy utwór przedstawia fikcyjną orkiestrę i fikcyjnego wokalistę Billy Shearsa, potem jednak kolejne utwory nie mają już związku z „głównym” tematem orkiestry.

Mimo to krążek posiada mocny rys „fabularny”. Tematem piosenek nie są tradycyjne opowieści o miłości chłopaka i dziewczyny. Teksty (w dużej części) opowiadają jakieś historie, najczęściej o kimś fikcyjnym lub kimś innym. Taki był właśnie wspomniany utwór tytułowy połączony z autoprezentacją Billyego. Na krążku znajdziemy portret pani od parkometrów („Lovely Rita”), list do ukochanej („When I'm Sixty-Four”), dziewiętnastowieczne przedstawienie cyrkowe („Being For The Benefit Of Me, Kite!”) czy przegląd prasy („A Day in the Life”). Artykuł z gazety był również bezpośrednią inspiracją „She's Leaving Home”: wszystko zaczęło się od tego, że pewnego lutowego dnia, siedemnastoletnia Melanie Coe uciekła z domu. Cała ta historia najpierw opisana została przez gazetę „Daily Mail”, a potem przez Paula. W czasach późniejszych John dystansował się ot tego rodzaju twórczości: To opowiadanie o nudnych ludziach robiących nudne rzeczy (…). Nie byłem zainteresowany pisaniem piosenek o obcych osobach. Lubię pisać o sobie, bo siebie znam.

Inną cechą wyraźnie wyróżniającą „Sierżanta” od reszty produkcji było intensywne użycie wszelkich efektów, które dostarcza studio. Nie na darmo nagrania zajęły aż 700 godzin pracy! Nie tylko poszerzano instrumentarium o instrumenty nietypowe dla poprocka, zresztą robiono to już wcześniej, ale zmieniano tradycyjne brzmienia korzystając z możliwości drzemiącym w studiu. W „Getting Better” Martin gra na strunach… fortepianu a Harrison na tampurze. W „Good Morning Good Morning” „sprasowano” brzmienie gitary z saksofonami. Kawałek ten znany jest również z tego, że realizatorzy pobawili się stereo wgrywając odgłosy zwierząt. Opowieść o naprawianiu dachu czyli „Fixing A Hole” brzmieniowo oparte jest o klawesyn. W „Lovely Rita” oprócz barowego pianina (tzw. honky-tonk) usłyszeliśmy choćby  „werbel” zrobiony z dwóch perkusyjnych talerzy czy grę na grzebieniu w wykonaniu Paula, Johna i George’a. „She’s Leaving Home” z instrumentów słyszymy jedynie harfę i kwartet smyczkowy. Żadnej gitary nie znajdziemy również w kolejnym hinduskim kawałku „Within You Without You”, będą tam za to dilruba, tabla, swordmandel i sekcja smyczków.

Chyba najbardziej osobliwym kawałkiem jest „Being For The Benefit Of Me, Kite!”. John zobaczył w antykwariacie plakat reklamujący występ cyrku niejakiego Williama Kite’a. No i napisał piosenkę, która miała być właśnie „cyrkowa”. Dlatego katarynki symulują organy Wurlitzera, harmonijki ustne i organy Hammonda. Dograno również losowo posklejane taśmy z nagranymi prawdziwymi organami parowymi.

Oprócz czterech muzyków, na głównych aktorów przedsięwzięcia wyrastają Martin i technicy studyjni czyli Geoff Emerick i jego pomocnicy. Eksperymentowano z przesterem, filtrowaniem częstotliwości, kompresowaniem dźwięku. Być może po kilkudziesięciu latach wspomniane zabiegi niekoniecznie muszą się podobać: W takim „Good Morning Good Morning” interwencje (według mnie) nie przysłużyły się – pierwotna rockowa wersja (dostępna na „Antologii”) wydaje mi się lepsza.

Jeszcze jedna sprawa, która nadała wydawnictwu dwuznaczny kontekst: narkotyki. W 1967 roku widziano je wszędzie: „Fixin a Hole” to niby dawanie sobie w żyłę; mccartneyowski sztach przed lekcjami („A Day in the Life”) miał niby być skrętem z marihuaną; w „Benefisie” występował niejaki Henry the Horse, że niby slangowa nazwa heroiny. Nie mówiąc już o „Lucy in the Sky with Diamonds”… Na dodatek19 czerwca McCartney publicznie rozprawiał o swoich doświadczeniach z narkotykami. Sprytny chwyt marketingowy.

Okładka…

…jest wyjątkowa: nieodmiennie od lat wygrywa wszelkie plebiscyty i konkursy rodzaju „najlepszy projekt okładki”. A wymyslił ją, jak i całą płytę Paul. Poznał on szefa jednej z galerii Roberta Frasera[2], który poradził mu zawodowego plastyka Petera Blake’a. Po dyskusjach z Paulem stanęło na tym, że na okładce pojawi się tytułowa „Orkiestra sierżanta Pieprza” wraz ze swoją publicznością. Owa publiczność miała się składać ze znanych postaci – zdjęcia osób powiększono do naturalnych rozmiarów i naklejono na sztywny karton. Wyboru dokonał głównie McCartney – są to mniej lub bardziej znani aktorzy, pisarze, muzycy… George zaproponował kilku hinduskich guru. Ringo i John nie byli zainteresowani[3]. Taki pomysł nie spodobał się Brianowi, ale zespół tym razem zignorował swojego menadżera.

Żeby nie było później problemów prawnych, wysłano do żyjących „modeli” prośbę o użyczenie wizerunku. Jedynie aktorka, kontrowersyjna seksbomba lat trzydziestych, Mae West odmówiła. Paul napisał więc do niej osobisty list i ładnie poprosił. Zawsze mówiono, że z całej czwórki to on ma największy urok osobisty ☺

Sesję zorganizowano w studiu Michaela Coopera. 30 marca po dwóch tygodniach przygotowań sceneria była gotowa. Dostawiono jeszcze trochę roślinek, figury woskowe Beatlesów z galerii Madame Tussaud, palmę, wąsatą rzeźbę z ogrodu Lennona, bęben orkiestry i kilka innych drobiazgów. Kostiumy Beatlesów zaprojektowała Jann Haworth. Trzy godziny fotografowania i było po wszystkim.

Na okładce najwięcej zarobił… wspomniany handlarz sztuką – Robert Fraser, który zgłosił prawa autorskie do projektu. „Prawdziwy” autor Peter Blake dostał jedynie 200 funtów.

Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band/
With a Little Help From My Friends

Dosyć już tej pisaniny, posłuchajmy w końcu muzyki. Zaczynamy od strojenia instrumentów (ileż to to płyt będzie od tej podobnie zaczynać!), by po chwili usłyszeć ostry, gitarowy kawałek o tym, że „20 lat temu była sobie orkiestra…” Piosenka ta brzmi i dziś świeżo – cóż, rock’n’roll nigdy się nie starzeje.

YouTube:The Beatles - Sgt Peppers Lonely Hearts Club Band / With A Little Help From My Friends

Po utworze tytułowym, zapowiadany Billy Shears, czyli Ringo. Utwór miał spory ładunek przebojowości  i pozytywnego nastroju. Warto wspomnieć, że dzięki tej piosence Beatlesi byli obecni na słynnym do dziś festiwalu w Woodstock, tyle że nie „ciałem”, a w interpretacji Joe Cockera.

Więcej muzyki w następnej notce.
 

[1] W Wielkiej Brytanii płyta utrzymywała się na liście najlepiej sprzedawanych płyt przez 148 tygodni. W Stanach Zjednoczonych w przeciągu trzech miesięcy sprzedano 3 miliony egzemplarzy. „Sierżant Pieprz” zdobył 4 nagrody Grammy.

[2] Paul miał ambicje być obeznanym w kulturze. Oprócz bywania w różnych miejscach, kupował też obrazy. Właśnie w galerii Frasera.

[3] To znaczy Lennon zaproponował Jezusa, Ghandiego i Hitlera, czyli osoby które nie mogły się znaleźć na takiej okładce. Czyli tak jakby nie zgłosił żadnej propozycji.

Zajtenberg
O mnie Zajtenberg

Amator muzyki "młodzieżowej" i fizyki. Obie te rzeczy wspominam na blogu, choć interesuję się i wieloma innymi. Tematycznie: | Spis notek z fizyki | Notki o mechanice kwantowej | Do ściągnięcia: | Wypiski o fizyce (pdf) | Historia The Beatles (pdf)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura