Zajtenberg Zajtenberg
245
BLOG

Koniec (48)

Zajtenberg Zajtenberg Kultura Obserwuj notkę 0

the beatles 48

Tak się złożyło, że tytuł ostatniego utworu na ich ostatniej nagranej płycie nazywa się „Koniec”. I tak już zostało: Zaraz po wydaniu bardzo dobrej płyty, kiedy wydawało się, że kryzys właśnie został zażegnany, Lennon poinformował wszystkich, że odchodzi. Tak po prostu.

Klein, który właśnie zauważył, że źródełko z pieniędzmi może wyschnąć, zdołał wymusić na Johnie, by ten nie opowiadał tego publicznie. Jedyne co mógł w tej sytuacji zrobić, to wyciskać cytrynę do końca. Doprowadził do wydania „Hey Jude” – składanki przeznaczonej na rynek amerykański i pochylił się nad porzuconymi nagraniami z sesji „Get Back” z myślą o dużej płycie. Misja „ukręcenia bata” została powierzona dziwakowi Philowi Spectorowi, który mógł się pochwalić niezłymi osiągnięciami w produkcji muzyki.

Let It Be – LP

Sztuka, by z wielu godzin miałkiego materiału wybrać czterdzieści minut muzyki, w jakimś sensie Spectorowi się udała. Wspominane trzy notki temu nagrania, ozdobił pogaduszkami Johna, stąd płyta zyskała „dokumentalnego” posmaku. Skorzystał z piosenek nagranych na dachu, dzięki czemu krążek nabrał trochę życia. W końcu „wzbogacił” cztery utwory o nakładki orkiestrowo-chórowe. Słowo „wzbogacił” napisałem w cudzysłowie, bo na przykład według Paula to raczej „pogwałcił” te nagrania[1] – orkiestro-chóry w ogóle mu się nie podobały. Gdybym miał być szczery to mi też się nie podobają, ale to kwestia gustu.

Możemy poniżej porównać dwa podejścia: „Let It Be” z filmu, gdzie słyszymy tylko zespół i „The Long and Winding Road” już w wersji płytowej. Obie piosenki trafiły na single pilotujące dużą płytę.

YouTube:The Beatles - Let It Be

YouTube:The Beatles - The Long And Winding Road

Ale tak krawiec kraje, jak mu materiału staje i nawet Spector nie zmieni tego, że nie wszystkie piosenki są super. Trudno też uznać, że hymnopodobne utwory z monumentalnymi nakładkami korespondują jakoś z „garażowymi” kawałkami rockowymi. To drugi, słaby punkt płyty, która ukazała się jako ostatnia.

Let It Be okładka

A   
1. Two of Us
2. Dig a Pony
          3. Across the Universe
4. I Me Mine
5. Dig It
6. Let It Be
7. Maggie Mae
    B
1. I've Got a Feeling
2. One After 909
3. The Long and Winding Road
4. For You Blue
5. Get Back

 

Osobno

Rozpadali się brzydko. A przynajmniej takie wrażenie po sobie zostawili. Film „Let it Be”, który ukazał się właśnie w roku 1970 dobitnie pokazuje rozkład grupy. Myślę, że szkoda czasu na rozpamiętywanie, co kto komu powiedział i kto był gorszy. Na przekór kiepskiej sytuacji w zespole, lata 1969/70 okazały się za to bardzo płodne w solowe wydawnictwa. Nie wszystkie są godne miana wielkiego dzieła, ale wspomnę je tutaj w porządku chronologicznym:

  • Life with the Lions (9 maja 1969) – kolejna odsłona Johna i Yoko jako awangardowców. Na pierwszej stronie trochę freejazzu z małym udziałem prawdziwych jazzmanów Johna Tchicai i Johna Stevensa – nigdy nie wiem, czy te wszystkie dźwięki są kompletnie przypadkowe, czy poziom jest tak wyśrubowany, że każda nutka jest dokładnie w tym miejscu w jakim ma być. Na drugiej smutne wspomnienia ze szpitala, kiedy Yoko poroniła dziecko.
  • Electronic Sound (9 maja 1969) – George bawi się Moogiem. Ładna okładka. Trudno mi powiedzieć, czy płyta miała coś wspólnego z muzyką. W dodatku muzyk Bernie Krause, twierdził, że jedna strona płyty, to zapis jego demonstracji możliwości urządzenia. Harrison miał to nagrać i umieścić na swojej płycie. Coś jest na rzeczy, bo pierwotnie na krążku widniała adnotacja „Assisted by Bernie Krause” (została usunięta na wniosek Krause’a).
  • Abbey Road (26 września 1969)
  • Wedding Album (7 listopada 1969) – ten album na pewno nie miał już nic wspólnego z muzyką. Zawiera rozmowę telefoniczną między Johnem i Yoko oraz skrawki wywiadów z czasów gdy oboje walczyli o pokój leżąc w łóżku. Do tego dołączone zdjęcia ze ślubu, akt ślubu i inne celebryckie ciekawostki.
  • Sentimental Journey (27 marca 1970) – Ringo objawia tu swoje zainteresowanie starymi przebojami. Kawałki aranżowane na orkiestrę. Widać Ringo jak najbardziej odnalazł się w „Goodnight” i chciał jeszcze. Przy produkcji płyty wzięli udział m.in. G. Martin i Quincy Jones.
  • McCartney (17 kwietnia 1970) – jak na osobę, która wymyśliła „Sierżanta Pieprza” kiepściutko. Jedna, może dwie kompozycje, które mogłyby się znaleźć na takim „Abbey Road”, reszta taka sobie. Paul przeżywał wtedy kryzys i dopiero kiedy Linda tupnęła na niego nogą, krzycząc: „Okazuje się, że wyszłam za pijaka!”, wziął się do roboty, z tym, że nie musimy koniecznie słuchać tej sesji autoterapeutycznej. Może za wyjątkiem „Maybe I'm Amazed”.
  • Let It Be (8 maja 1970)
  • Beaucoups of Blues (25 września 1970) – regularne country, nagrane w stolicy tej muzyki czyli w Nashville. Poniekąd styl w którym Ringo czuł się do tej pory najlepiej. Co prawda bez fajerwerków na listach przebojów, ale jako kawałek przyzwoitej muzyki się sprawdza. Szczególnie jak ktoś lubi charakterystyczny głos Ringa.
  • All Things Must Pass (27 listopada 1970) – krytyka oniemiała. Trzy płyty w jednym wydawnictwie. Wydaje się, że George naprawdę był tłamszony w The Beatles, a miał tyle do powiedzenia. Późniejsze dokonania nie potwierdziły tego poglądu, ale na razie „cichy Beatles” wygrywa w konkurencji „najlepszy album solowy”. Żeby nie było laurkowo: Spector, który stał się jakby nadwornym producentem Beatlesów, tak poustawiał pogłosy, że czasami oprócz ściany dźwięku nic więcej nie słychać.
  • Plastic Ono Band (11 grudnia 1970) – bardzo mocna płyta. John przeżywający trudne chwile (to jakaś epidemia?) bierze udział w sesji terapeutycznej nakazującej wydobycie z siebie tzw. pierwotnego krzyku. Jednym z owoców tych zajęć jest płyta, gdzie artysta wykrzykuje z siebie różne ciężkie rzeczy. Na płycie grają Ringo i Klaus Voorman na basie. Podobno Spector, wypisany jako producent, tak wtedy pił, że prawie wcale nie pojawiał się w studio i wbrew pozorom nie miał wielkiego wpływu na ów krążek.

Do sądu

Nawet przy wydawaniu płyt solowych złośliwości wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem. Kiedy chłopaki próbowały blokować w Apple wydanie pierwszej płyty Paula – że niby miała stanowić konkurencję dla „Let It Be” – ten nie wytrzymał i wniósł sprawę do sądu o rozwiązanie grupy. Opinia publiczna znajduje od razu „winnego”: nie jest nim Lennon, który jak najbardziej jawi się jako „Working Class Hero”, ani George zagłębiający się w medytacje, ani sympatyczny Ringo. To Paul, który napuścił prawników na przyjaciół. Gdyby to jeszcze on związał się z Yoko Ono – dla beatlefanów byłaby to para z piekła rodem ☺.

Sprawa zakończyła się dopiero w 29 grudnia 1974 roku. Wtedy to Lennon jako ostatni z czwórki podpisał dokument na mocy którego zespół przestał istnieć[2].


Tak chcielibyśmy ich pamiętać.


[1] Nie przejmowałbym się głosem Paula, bo w późniejszych latach w czasie swoich tras koncertowych, w takim „Let It Be” raczej powtarzał spectorowską aranżację. W 1970 roku się kłócił, bo Spector zrobił to bez jego jego zgody.

[2] Warto przypomnieć, że był czas tzw. „straconego weekendu”. Parę słów o co chodziło: Ponieważ między małżonkami, niekoniecznie dobrze się układało, w 1973 r. Yoko pozwoliła Johnowi, żeby od siebie odpoczęli. Przez półtora roku John odpoczywał od Yoko pod okiem jej asystentki May Pang. Asystentka jednak „za bardzo” zaopiekowała się Lennonem i stała się jego towarzyszką życia. Wtedy to, pozbawiony pantofla Yoko, powoli się zmieniał. Na pewno więcej pił, ale też zaczął rozmawiać z Paulem, bo z innymi udawało mu się pogadać i wcześniej. Doszło nawet do tego, że razem sobie pograli, ale te „wspólne nagrania” są słabsze od najsłabszych fragmentów sesji „Get Back” – gdyby ktoś doszukiwał się jakichś sensacji. Wtedy też „przypomniał” sobie, że ma syna Juliana. Zaczęli spędzać ze sobą więcej czasu. W każdym razie, bez Yoko za plecami udało mu się dojść do porozumienia z resztą kapeli w sprawie formalnego zakończenia bytu The Beatles. Spotkali się razem 19 grudnia (Ringo obecny był „telefonicznie”), choć akurat tego dnia nie podpisali wspominanego dokumentu.


John i May

Na początku 1975 John wrócił skruszony do żony. Mówił później, że był to najbardziej stracony czas w jego życiu. Takie powolne samobójstwo od picia i narkotyzowania się. May Pang twierdzi do dziś , że był to najszczęśliwszy okres w życiu Johna, ale nie potrafi się przebić przez obowiązującą narrację.

Zajtenberg
O mnie Zajtenberg

Amator muzyki "młodzieżowej" i fizyki. Obie te rzeczy wspominam na blogu, choć interesuję się i wieloma innymi. Tematycznie: | Spis notek z fizyki | Notki o mechanice kwantowej | Do ściągnięcia: | Wypiski o fizyce (pdf) | Historia The Beatles (pdf)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura