Zamki na Piasku Zamki na Piasku
1777
BLOG

Kiedy staniemy się normalni?

Zamki na Piasku Zamki na Piasku Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 83

Jedno z pytań, które mi towarzyszy od lat brzmi w sposób następujący: kiedy my, Polacy, staniemy się normalni? To pytanie, naturalnie, rodzi kontr-pytanie: A czy jesteśmy nienormalni?

Tak. W niektórych aspektach tak. Takim aspektem jest np. nadwrażliwość na to, co mówią o nas inni. Wciąż chorobliwie łasi na pochwały i wciąż nadmiernie cierpiący z powodu krytyki. To własnie niska samoocena powoduje, że łatwo nami jest manipulować: wciąż bowiem pragniemy świadectwa potwierdzającego to, że jesteśmy tacy sami jak inni i łatwo nas skusić mirażem bycia takimi samymi jak inni nawet gdyby było to w efekcie niedobre dla nas samych. 

Oczywiście - w świecie rzeczywistym pojęcie: tacy sami jaki inni nic nie znaczy, gdy wszyscy inni różnią się pomiędzy sobą i wcale nie śpieszy im się poddać procesowi homogenizacji. Natomiast my cierpimy z powodu tej różnicy zamiast traktować ją jako po prostu światowy standard. Holendrzy, powiada się, że z tych złośliwych Holendrów mawiają tak: gdy Bóg stworzył Francję, zobaczył, że stała się całkiem piękna. Coś zbyt pięknego. Aby to zrekompensować, stworzył Francuzów. Ludzi sztywnych. Niegościnnych. Traktujących j. francuski jak pierwszy język Zachodu, choć to głupi język i już dawno nie pierwszy. Mających wstrętne jedzenie, choć zadzierających nosa z tą swoją cuisine. Zadzierających nosa z tą swoją haute couture. Wiecznie przekonanych, że jest oczywiste to, że inni powinni wzorować się na nich. Ogólnie - "Frankrijk is een mooi land, het is jammer dat er Fransen wonen"*. Ale czy Francuzi byliby w stanie się tym martwić? Oni po prostu są inni i jest im z tym dobrze. Co najwyżej mogą się dziwić jak można być innym od nich skoro oni i tak są już najlepsi. Po co tak błądzić? A czy innym jest z tym dobrze? A czemu mieliliby się tym akurat martwić Francuzi? To nie jest ich problem - niech rozwiążą go ci, których to trapi.

Ta niska samoocena mogłaby pozostać jedynie w akademickim kręgu zainteresowania socjologów i psychologów społecznych stając się li tylko przyczynkiem do przelewania myśli na papier pokrywający się nobliwym, wolno opadającym, uniwersyteckim kurzem. Mogłaby, gdyby nie to, że ma ona swoje realne reperkusje polityczne: wpływa bowiem na to, jesteśmy tu gdzie jesteśmy. Niska samoocena to był, i nadal jest, bezcenny kapitał polityczny i manipulacyjny III RP. Dzięki niej nastąpiło wyrugowanie Polaków z własności. Dzięki niej jesteśmy w stanie symbolicznej i politycznej wojny domowej. Dzięki temu niszczona jest nasza wspólnota. Dzięki niej polityka wszczepiania kodów kulturowych, kodów - notabene-  opartych na tym samym od czego uciekliśmy w 1989 roku,  mogła i może odnosić sukcesy. Operacja pt. "aby było u nas tak jak na Zachodzie" nigdy nie dotyczyła podstaw, które uczyniły Zachód bogatym. Zawsze dotyczyła sfery idei, kultury, historii, nauk humanistycznych a więc tych obszarów, które zostały silnie spetryfikowane przez nurt neomarksistowski.

W życiu, w zasadzie, jestem sceptykiem. Autorytet nie może mnie uwieść jedynie mocą tego, że jest autorytetem. Presja zbiorowości nie powoduje, że chcę jej się poddać w imię świętego spokoju. Rzecz trzeba najpierw rozważyć. Głowa nie jest ozdobą lub wygodną formą do umieszczenia na niej korony, ale zawiera rzecz najcenniejszą: rozum. Więc i słowa autorytetu trzeba rozważyć rozumnie tak jak i emocje zbiorowości trzeba przepuścić przez filtr logiki chcąc poznać jej przyczynę.

Stad, gdy słyszę, że jest źle, bo udział kapitału zagranicznego w systemie bankowym jest zbyt wysoki, jest źle ponieważ udział podmiotów zagranicznych w rynku medialnym jest zbyt duży, jest źle, bo w Polsce jest zbyt duży udział państwa w gospodarce czy też jest źle, ponieważ zbyt dużo zagranicznych spółek działa w sektorze usług komunalnych to nie zamierzam iść za tym głosem i kiwać głową: tak,  macie rację w 100%, jest źle. Tym bardziej, że w tej dyskusji jest wyrażana inna opinia: nie jest źle, jest przecież normalnie, tak jak na Zachodzie. Mój sceptycyzm podpowiada mi jedno: warto to sprawdzić zanim zajmie się określone stanowisko. Ktoś zapyta: co sprawdzić? Sprawdzić jak te i inne podobne im kwestie są rozwiązane w krajach, które są dla Polaków wyznacznikiem zamożnego społeczeństwa. Jeżeli przecież jest tak, że rynek medialny w Niemczech, Francji, Holandii czy w Wielkiej Brytanii jest zbliżony w zakresie udziału nadawców / wydawców zagranicznych do rynku polskiego to kruszenie o to kopii jest tylko jałowym sposobem wykorzystania wolnego czasu. Jesteśmy w końcu w takiej samej sytuacji jak inni - nie jesteśmy ani lepsi ani gorsi. Normalni. Co wtedy jednak, gdy studia porównawcze prowadzą do innego wniosku: żaden z krajów o jakich wspomniałem wcześniej nie ma tak zorganizowanego system bankowego, rynku medialnego itp., itd.?  

Zauważenie tych różnic jest dla mnie, pierwszym acz niezbędnym, krokiem do normalności. Świadomość nienormalności to jest już bardzo duży kapitał intelektualny do wytworzenia postawy sprzeciwu, postawy żądającej zmiany. Fakty to najbardziej uparta rzecz pod słońcem, jak pisał nieodżałowany autor Mistrza i Małgorzaty. Wyrzucisz drzwiami - wrócą oknem. Wyrzucisz oknem - wrócą przez dziurkę od klucza. Fakty uwierają jak kamyk w bucie - stąd po ich wyrzuceniu łatwo zatopić się w matrixie. Matrixie dobrego samopoczucia.

W tak sformułowanym przeze mnie pytaniu: kiedy staniemy się normalni? - jest dużo nadziei, dużo optymizmu. Inaczej niż wtedy, gdybym pytał czy staniemy się normalni? Kiedy, w ostateczności, to przecież tylko funkcja czasu. 

Czy jednak to "kiedy" można przyśpieszyć? Sądzę, że tak. Potrzebny jest marsz przez instytucje. Marsz w duchu republikańskim. Nie możemy zrozumieć bowiem sami siebie dopóki nie zrozumiemy którędy i skąd biegły polskie drogi. Jak pisał Cyceron a nie pada to imię bez powodu: Nie znać historii to jest zawsze być dzieckiem. Polskie drogi zaś przez wieki biegły z Rzymu: elita polska w swej znaczącej części uważała się za spadkobierców i kontynuatorów rzymskiej republiki. Virtus, pietas, fides. Dużo można było o tym napisać - jeżeli jednak coś chcemy zrozumieć ze szlachetnej tradycji naszych przodków przeczytajmy choćby fragment Aktu konfederacji warszawskiej o różności w wierze i konieczności zachowania pokoju. Tak postępują ludzie rozumni - ceniący bardziej prawo do wolności niż arbitralną słuszność nawet najbardziej tłustego od olejków autorytetu.

Wielokrotnie w swoich notkach używam sformułowania: spojrzymy na to wszystko z lotu ptaka. Zachód, od czasu do czasu, ogarnia zbiorowe szaleństwo, które nie było przedmiotem polskich doświadczeń historycznych. Przykładów jest mnóstwo: masowe wypędzenia Żydów, którzy znaleźli w Polsce bezpieczną przystań, wojny religijne, polowanie na czarownice, kolonizacja, niewolnictwo. Obecnie ma nowe - multikulturalizm, neomarksizm i poprawność polityczna. Lepiej jest zachować wobec tego zdrowy dystans. Jeżeli zaś po tej notce przewijają się Francuzi - to zatrzymam się przy nich przez chwilę... Monteskiusz, tenże sam własnie, w 1748 roku krytykował Polskę za to, że w niej chłopi są niewolnikami szlachty. Ale jakże on pięknie potrafił kłamać i uzasadniać niewolników w rękach Francji. Argumenty: Ludwik XIII z ciężkim sercem akceptował niewolnictwo, ale dał się przekonać, że to najlepszy sposób nawrócenia... Skoro już Europejczycy wytępili w Ameryce ludy tubylcze to Afrykę trzeba zniewolić, bo ktoś przecież musi karczować tak rozległy kraj... Gdyby nie niewolnicy to cukier trzcinowy po prostu byłby za drogi a na to nas nie stać. Bestialski, dla niewolników, "Le Code noir" regulujący życie we francuskich koloniach nie zaprzątał najmniejszej uwagi światłych umysłów ówczesnej Francji: ani Woltera ani Rousseau. 

Wracając do marszu w duchu republikańskim a i zmierzając do końca - nie bez powodu używam słowa marsz, co na pewno kojarzy się z Antonio Gramsci’m. Republikanów też stać na konserwatywny marsz przez instytucje - obecnie bowiem tkwimy w defensywie. Mógłby ktoś powiedzieć - po cóż to zawracać kijem Wisłę skoro innych jest duch czasów obecnych? Powód jest dość oczywisty: jeżeli marksizm nie przyniósł wolności to i jego metamorfoza czyli neomarksizm też jej nie przyniesie a ją odbierze. Tyle, że kawałek po kawałeczku. Europa już poluje na nowe, współczesne czarownice, którym nie po drodze z polityczną poprawnością. To jest dla Polski szansa - Polska może stać atrakcyjną ostoją dla ludzi normalnych, tolerancyjnych, zachowujących swoje naturalne prawo do bycia wolnymi. Tylko bowiem ten, kto widzieć nie chce nie zobaczy, że jedyne opinie, które jest zdolna tolerować  radosna i uśmiechnięta, otwarta Europa to jej własne opinie. To wymaga porządkowania polskich spraw a więc przywracania normalności w tych obszarach w jakich różnimy się i to znacząco od innych np. skolonizowany rynek medialny. Oczywiście nie jest to jedyna zmiana: powinniśmy wrócić pamięcią do tego czym była Rzeczpospolita Obojga Narodów a więc i do miejsca, gdzie Polak był bytem politycznym, kulturowym a nie etnicznym zaś siła polskiej kultury sprawiała, że przybysze np. ze Szkocji czy Włoch ulegali szybko polonizacji. Czasami można spotkać opinię, że Żydzi wnieśli bardzo dużo do polskiej kultury wyzwalając się z więzów religii żydowskiej - nie kwestionując wkładu wypada na to spojrzeć inaczej: nie wnieśli nic lub prawie nic do polskiej kultury z kultury żydowskiej i to kultura polska pozwoliła im rozwinąć ich talenty i umiejętności. Zmiana fundamentalna dotyczy jednak świadomości o jakiej pisałem i zdolności do rozróżniania co jest normalne a co normalne nie jest i zrozumienia, że inność kultur i narodów jest standardem a nie anomalią. Gdy będziemy słuchać ludzi mówiących np. tak jak dalej niedaleko zajdziemy: "Polska jest krajem, który sobie sam nie poradzi. Trzeba spojrzeć na mapę, na potencjał gospodarczy, militarny i wszystko jest jasne"**. Miejsca na mapie nie zmienimy - potencjał gospodarczy czy militarny już tak - to nie jest dane raz na zawsze jak położenie geograficzne. 

Mógłby ktoś powiedzieć a cóż w ogóle jest dobrego w konserwatyzmie? Jaki jest pożytek z tej nudy? Czyż wolność, tak dla Rousseau jak i nam współczesnych, nawet, gdy Rousseau nie znają, nie jest tym, co zostaje po usunięciu wszystkich instytucji, ograniczeń, praw i hierarchii? Czy to nie jest dobre? Czyż nie wracamy do natury? Wracamy, owszem. Do praw dżungli. Tam nie  ma wolności, ale walka. To raczej regres. Jaki więc jest pożytek z tej nudy? Ucieczka do wolności. Inaczej wkroczy do nas ciemnota, może i postępowa, ale w dalszym ciągu ciemnota. Czyż nie jest bowiem jej objawem uznanie, że tragedia autorstwa starożytnego Ajschylosa pt. "Błagalnice" nie może być wystawiona na scenie teatralnej paryskiej Sorbony, bo tekst wychwala rasizm i jest propagandą kolonialną? Absurd? Spokojnie. Pobłogosławiony i certyfikowany przez sto instytucji antyrasistowskich. Trzeba, bo się nam tu "jakieś kacerze jeszcze zalęgną" :). W miarę postępu objawy tej choroby w postaci obskurantyzmu będą tylko się nasilać. 

* Frankrijk is een mooi land, het is jammer dat er Fransen wonen czyli Francja to piękny kraj, szkoda, że ​​mieszkają tam Francuzi.

** Marek Belka - "Jedynym poważnym krajem na świecie, któremu zależy na Polsce w sensie pozytywnym, są Niemcy" (wywiad z 8 października 2018 roku dla TVN24)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo