Całkowicie przegrana przez Polskę wojna na Ukrainie, choć tym razem szczęśliwie dla nas prawie bezkrwawa, każe ludziom realnie myślącym w kategoriach interesów własnego kraju analizować przyczyny tej katastrofy, której skutki, choć już dotkliwe, dopiero w nas uderzą całą swoją mocą.
Wyborczy sukces Karola Nawrockiego, osiągnięty w znacznej części dzięki wysiłkowi obojga Konfederacji pobudził resztki samodzielnych u nas ludzi, działających na wolnym rynku wymiany poglądów i idei do podjęcia prób rozpoznania przesłanek, jakie mogą powstrzymać oczywisty już upadek autonomii w określaniu przez Nasz Kraj własnych zasad politycznej aktywności. Najlepiej chyba stan faktyczny opisał Rafał Ziemkiewicz w swoim ostatnim wykładzie o polskich elitach, zakończonym wezwaniem do szybkiego uruchomienia naturalnych mechanizmów selekcji, przez dziesięciolecia niemal zupełnie wyłączonych. Nieco na marginesie kwestii głównej wypowiedział się też Łukasz Warzecha, w swoim poczytnym salonowym tekście starając się wyprowadzić ogólne wnioski ze sprawy dystrybucji funduszów KPO.
Ta ostatnia historia wielowątkowo i dobitnie pokazała, że Polska potrzebuje rzeczywistego krajowego planu odbudowy, ale w sferze struktury społecznej, porażającej już swoją wadliwością, prowadzącą w konsekwencji do braku wydajności państwa. To jeszcze nie jest kryzys wielkich rozmiarów, ale jeśli nic się w najbliższym czasie nie zmieni, to wszystkie nasze osiągnięcia ostatniego trzydziestokilkulecia pójdą się.... to znaczy pójdą w przepaść z burzą.
Aby zrozumieć co się dzieje musimy się odwołać do pojęć podstawowych i jak zwykle do języka, najlepszego instrumentu pozwalającego na myślenie. Polsce nie brakuje elit, te mamy w nadmiarze, jeśli użyjemy tego miana w sposób zgodny z jego znaczeniem. Wybrańców ci u nas dostatek, bo właśnie "wybrańcy" to elity w sensie dosłownym. Nam natomiast brakuje dowódców, przywódców i przewodników, a tu niestety nie zanosi się na poprawę, o czym najlepiej zaświadcza jeden bardzo ponury przykład, pokazujący w jakiej matni tkwimy i gdzie jest jądro zła.
W swojej najnowszej publicystyce Rafał Ziemkiewicz często odwołuje się do teorii krążenia elit, słusznie wskazując, że naturalne mechanizmy ich wymiany zostały u nas zatrzymane i w związku z tym postuluje ich odblokowanie, początek tego procesu widząc w zmianie konstytucji. I tu musimy sobie postawić pytanie, jak głęboka to powinna być zmiana. Odpowiedź podpowiada przykład ze świata prawniczego, najlepiej obrazujący istotę problemu.
Od czasu reformy łamiącej monopole kast prawniczych na kooptację młodych adeptów zawodu adwokata, czy notariusza, jej autor Zbigniew Ziobro stał się znienawidzony wśród starych "wybrańców" broniących swoich przywilejów w dziedzinie dystrybucji miejsc na aplikacjach, a w konsekwencji dostępności do obfitości dóbr płynących z faktu bycia "licencjonowanym prawnikiem". Wydawało się, że stworzenie obiektywnych warunków selekcji, w oparciu o najprostszy możliwy i obiektywny schemat - zdajesz państwowy egzamin to jesteś, nie zdajesz to cię w zawodzie nie ma, skłoni licznych już beneficjentów zniesienia barier do wsparcia podobnych mechanizmów w całym naszym prawodawstwie, a przy okazji wzbudzi szacunek dla autora odważnej reformy pozwalającej tysiącom młodych ludzi na realizację ich życiowych aspiracji. Tak się nie stało, a Zbigniew Ziobro być może najbardziej i najpowszechniej jest znienawidzony właśnie przez tych, którzy dzięki jego osobistemu zaangażowaniu są tym kim są.
I tu dotykamy istoty zjawiska. Ludzie ci zostając elitą, czyli wybrańcami, zostali pochłonięci przez system międzynarodowych korporacji, stając się jego janczarami. Tak się zresztą dzieje niemal we wszystkich dziedzinach. Owi wieczni niegdyś czeladnicy, mający szansę zostać cechowymi rzemieślnikami tylko w specyficznych warunkach osobistych, jak choćby po poślubieniu córki mistrza, trafiając teraz na rynek z tymi swoimi wyświęcającymi licencjami, nie trafiają na rynek wolny. Wpadają od razu w struktury korporacyjne i przez nie są mieleni, stając się wprawdzie elitą, ale gubiąc wszelką samodzielność myślenia, a bez niej nie będzie przywódców i przewodników. W zamian dostają przyzwoity, a zazwyczaj ponadprzeciętny status materialny, najczęściej na zasadzie opisanej we wciąż nie zdezaktualizowanym przeboju Perfectu sprzed czterdziestu lat. Komu auto, komu chatę, komu jacht itd., a zasady dystrybucji określają zewnętrzni mocodawcy.
A zatem zmiana konstytucji musi być bardzo głęboka i to w zakresie spraw fundamentalnych. Korporacje pasą się na permanentnym łamaniu prawa własności, a wszystkie inne ich przewagi są pochodną zniszczenia w Polsce prawa cywilnego, jedynego instrumentu jakim posługują się ludzie wolni w wymianie dóbr, usług i idei. Jeśli nie przywrócimy zasad tego prawa - równości podmiotów, swobody zawierania umów, autonomii woli stron i ochrony własności, to niczego nie zmienimy, dalej będziemy tkwić w systemie, w którym korporacyjni i rządowi urzędnicy rozdają przywileje, co w konsekwencji doprowadzi do atrofii naszej państwowości.
Zjawiska, które teraz obserwujemy, z kompletną niezdolnością naszych wybrańców do jakiegokolwiek samodzielnego myślenia, skutkujące tak spektakularnymi klęskami Naszego Kraju jak ta w wojnie o Ukrainę, nie zostaną usunięte póki Polską będą rządzić międzynarodowe korporacje i ich mianowańcy. Ostatnie kilkanaście lat to niesłychany rozrost ich wpływów, przy całkowitej bezradności państwa, znęcającego się zastępczo nad wolną polską przedsiębiorczością. W konsekwencji to korporacje stały się u nas centrami dystrybucji prestiżu i materialnego powodzenia, blokując wszystkie procesy wobec nich zewnętrzne. Przykład młodych prawników najlepiej pokazuje, jakie są tego skutki. Daje też jasny trop, jakie struktury są najgorszym wrogiem naszej państwowości.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo