Zamki na Piasku Zamki na Piasku
1223
BLOG

Kaczofobia? To się już leczy proszę Państwa.

Zamki na Piasku Zamki na Piasku Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 20

Będąc młodym redaktorem czasopisma "Świat Ludzi Nowoczesnych", pisma o modzie, urodzie i wzwodzie czyli o rzeczach niepotrzebnych choć pożytecznych, otrzymałem pewnego popołudnia taki oto list. List elektroniczny naturalnie. Inaczej bylibyśmy przecież pismem ludzi spod Podkarpacia a na taką rozrzutność nie ma zgody.

"Panie Redaktorze! Mój syn cierpi. Potwornie. Nienawidzi J. Kaczyńskiego. Ciągle o nim mówi. Ze wszystkim on mu się kojarzy. Ciągle go stresuje. Jest jeszcze młody a boi się, że już nie urośnie. Nie miał jeszcze kobiety a już boi się, że zostanie starym kawalerem. Nie zarobił jeszcze złotówki a już boi się, że nie pozwolą otworzyć mu konta. Na samochody reaguje alergicznie choć jeszcze nie ma prawa jazdy. Ciągle jest wściekły i zarazem przerażony, że nie pozwolą mu zostać młodym, wykształconym i z dużego miasta. Wyrzucił już wszystkich znajomych z Facebook'a, którzy nie podzielają jego aspiracji przynależnościowych do prestiżowej grupy kaczo-sceptyków. Nie pomogło. Co robić? Jak dalej żyć? Z poważaniem. Zrozpaczona Matka Nastolatka."

Stan chłopca wydał mi się od razu tragiczny. Zapragnąłem pomóc. 

W pierwszej kolejności zaleciłem, aby unikać wszelkich miejskich parków z oczkami wodnymi. Tam stara, czerwona i wąsata gwardia podkarpacka zainwestowała już w kaczki i opłaca (przekupuje) staruszków, aby je dokarmiali i uczyli dzieci jak puszczać kaczki po wodzie. Zacząłem nawet podejrzliwie spoglądać na mojego sędziwego dziadunia, co to wąsy nosi od przedwojny i uśmiecha się tajemniczo spod wąsa jakby też uczestniczył w tym antyinteligenckim spisku. Babcia zresztą też nie lepsza - ma na imię Grażyna i na dodatek czyta jeszcze książkę o sobie, jaką napisał o niej jakiś Adam Mickiewicz. To normalne nie jest - w końcu moja babcia jest młodsza metrykalnie od tego Mickiewicza. Muszę przyjrzeć się jej bardziej - może nocą goli brodę lub wąsy wieczorem i smaruje się jakimiś odmładzającymi maściami z gęsiego tłuszczu.

Nadto odradziłem jakiekolwiek wyjazdy na polowania. Matka niby normalna, ale ojciec może jeszcze genderowo niezresocjalizowany i już nabija dubeltówkę a jego wąs jest długi, cętkowany, kręty. Dmuchać na zimne. W każdym razie cyraneczki, krzyżówki, podgorzałki czy karolinki to nie jest właściwe towarzystwo dla jej syna. Podobnie z polską kuchnią i książkami kucharskimi. Te wszystkie kaczki z jabłkami, w buraczkach, po poznańsku, po pekińsku, chińsku, w karmelu, w pomarańczach. Jak dziecko może być zdrowe z taką kaczą ofensywą kulinarną. 

Stanowczo zabroniłem wizyt w bibliotece. Dziecko może przez zupełny przypadek trafić na egzemplarz "Kaczki dziwaczki", "Brzydkiego kaczątka", "Jak kaczka dzieci kąpała" czy też "Kaczki, co miarkę przebrała", "Kaczki Kwaczki" lub "Złotej kaczki" czy też "Dzikuej kaczki". Wykluczone "Emancypantki" B. Prusa (tam też o kaczkach). Fraszki Jana Sztaudyngera ("Jeden kuperek kaczy – a tylu podrywaczy"). Nawet przysłowia polskie nie zostały oszczędzone ("Przyjdzie św. Weronika, zniesie jajko kaczka dzika"). Kacza dyktatura w literaturze.

Zakazałem też kontaktu ze światem muzyki - biedny syn zrozpaczonej matki mógł przecież usłyszeć "Kaczki z Nowej Paczki", "Trzeci Oddech Kaczuchy" czy też "Kaczuchy".

Sporządziłem też indeks filmów zakazanych tj. tych, które otrzymały nagrodę "Złotej Kaczki" a to przecież jest całkiem pokaźny zbiór. Na indeksie też znalazł się też "Kaczor Donald", "The Mighty Ducks", "Hrabia Kaczula" czy "Kaczor Howard". No i jeszcze ten Kazimierz Kaczor. Osobny przypadek przeniknięcia agentury kaczek do wielu filmów. "O dwóch takich, co ukradli księżyc" też na indeks. Propaganda z brodą, ale też groźna.

Wysłałem wykaz wszystkich miejscowości w których mieszkają osoby mające nazwisko Kaczkowski a to była długa lista, bo to przecież aż 1422 osoby o takim nazwisku mieszkają  w Polsce. Jeszcze gorzej z nazwiskiem Kaczyński. Ponad 5 tysięcy. Wiem, że przekreśliłem w taki sposób szanse dziecka na poznanie Mazur czy Tatr. Ale powiedzmy to uczciwie: podróże albo zdrowie. Wybór należy do pacjenta. W żadnym wypadku stopa chłopca nie może stanąć w powiecie ostrołęckim lub wysokomazowieckim. Ze względu na ujawniony kaczkowstręt powiązany z ambicjami na prawo jazdy i konto nie spodziewałem się jednak, aby chłopiec chciał udać się do takiej głuszy cywilizacyjnej. Z ostrożności procesowej jednak odoradziłem. Na wszelki wypadek ostrzegłem też przed radiem "Nowy Świat", gdyż tam mógł się pojawić niespodziewanie p. Piotr Kaczkowski i to jeszcze z niedźwiedziem. To może być za dużo na skołatanej nerwy.

W desperacji nawet poleciłem unikania telewizji TVN. Tam także kaczki są leitmotivem programów publicystycznych. Aż dziwne zdało mi się, że nie ma jeszcze w logo tej stacji kaczego dziobu. Wciąż jednak mówią tam o Kaczorze jakby prowadzili jakiś niekończący się program kulinarny. Kaczor to, Kaczor tamto. Donald to, Donald tamto.

Zapytałem nawet znajomego lekarza (specjalizacja - psychiatria młodzieżowa): czy w wielkiej księdze chorób i fobii nie odnotowano takiej jednostki chorobowej jako kaczofobia czy kaczkowstręt? Przecież są takie psychonerwice jak akwinofobia, batrachofobia, ichtiofobia czy reptilliofobia. Więc czemu miałoby zabraknąć na liście zaburzeń nerwicowych kaczkowstrętu pospolitego czyli irracjonalnego lęku przed kaczką czy też kaczorem? 

Psychiatra z życzliwym, zawodowym zainteresowaniem przyjrzał się temu przypadkowi z medycznego puntu widzenia. Hmm, hmm - długo myślał i wzdychał, wertował księgi i strony aż zacząłem się prawdziwie niecierpliwić i obawiać, że medycyna jest tu bezradna i zostają mi tylko profilaktyczne gusła, co mnie, jako redaktora "Świata Ludzi Nowoczesnych", deprymowało i zrównywało z wiejskimi babkami i znachorami. Nie mogłem w to uwierzyć jako redaktor postępowy i widz reklam o cudownych medykamentach, które na zawsze uczynią nas sprawnymi seksualnie bez puszczania gazów.

Wreszcie odezwał się jednym słowem: Awizofobia*. 

- Awizofobia? zapytałem z nadzieją w głosie. 

- Tak, awizofobia a w zasadzie jej szczególna polska odmiana kaczofobia, która pojawiła się pod koniec XX wieku.

- Doktorze, ale jak to leczyć?

- Desensytyzacja (oswajanie z kaczkami) to jedno. Implozja (gwałtowne wystawienie chorego na kontakt) to drugie. Modelowanie czyli obserwowanie innych osób obcujących z kaczkami to trzecie. 

Jakże błądziłem przygotowując swoje zalecenia! Jakże błądziłem. Nauka, tylko nauka głupcze. Im więcej kaczek, tym lepiej dla pacjenta.

Wreszcie mogłem z czystym sumieniem odpisać zrozpaczonej rodzicielce: Będzie żył! Będzie żył!

Mogę też podzielić się tym z Wami wszystkimi i z całym światem - jest jeszcze nadzieja dla Was. Możecie zostać uleczeni. Mogę krzyknąć z czystym sumieniem, na cały głos i łamy "Świata Ludzi Nowoczesnych": Kaczofobia! To się leczy!

To nie jest kaczka dziennikarska. To nauka. 

Wreszcie mogłem krzyknąć jak dziarska, ateistyczna i partyjna, Jadwiga Kolędowa (wiadomo przecież, że jedno idzie w parze z drugim - to oczywiste dla redaktora "Świata Ludzi Nowoczesnych"): Władek, wódkę zwozić, kaczki bić wesele będzie!!!**

Niemniej jednak podczas pracy nad przygotowaniem listy zaleceń zrozumiałem jedno: Polska czy to w kulturze czy to w przyrodzie znalazła się w bezwzględnych szponach Kaczora. Nawet kuchnia została zawłaszczona.

Sam muszę poddać się desnsytyzacji. Nie wszystko jednak po odkryciu tak strasznej prawdy spływa jak woda po kaczce. Po tym wszystkim jednak boję się o swoje konto, prawo jazdy, wzrost i wykształcenie. Upływający czas ma jednak swoje zalety - nie mogłem się już bać się tego, że przestanę być młodym. Trochę szkoda, ale czas rozwiązał to za mnie. Uff...

PS. Następnym razem zapytać doktora o kaczki moralne. Może to przypadek ewolucyjny - moralność w stanie dzikim nie występuje. Auto-nienawiść? Na razie żaden list do redakcji nie przyszedł. Smartfon milczy. Napięcie rośnie.

*Awizofobia to paniczny, paraliżujący wręcz strach, często połączony z uczuciem obrzydzenia, jaki pojawia się w kontakcie z ptakami. Może wystąpić nie tylko przy bezpośredniej ekspozycji na stresogenny bodziec (np. w zoo czy w sklepie zoologicznym), ale i na samą myśl o nim. Osoba dotknięta takim zaburzeniem często przeżywa dyskomfort, nawet widząc zdjęcia ptaków albo wyobrażając sobie sytuację, w której musiałaby zetknąć się z tymi zwierzętami.

**Film "Wyjście awaryjne". Wiadomo o jakiego Władka chodzi tj. wiedzą to niezafrasowani, radośni, uśmiechnięci i otwarci. Po prostu ludzie na pewnym poziomie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości