Zamki na Piasku Zamki na Piasku
471
BLOG

Stracona okazja na unię polsko - ukraińską

Zamki na Piasku Zamki na Piasku Polityka Obserwuj notkę 25

Pirat angielskiej królowej Francis Drake mawiał, o ile pamięć mnie nie myli, że okazja raz stracona nie wraca już nigdy. Ta, całkiem zmyślna sentencja, jest najkrótszym z możliwych podsumowań tego, co wydarzyło się w relacjach pomiędzy Polską a Ukrainą. 

Czy była okazja, aby wspólnie naszkicować nowy układ sił w środkowo - wschodniej Europie? 

Była. 

Czy była realna? 

Tu w Polsce była wola

Cóż, odpowiedzią jest chyba to, co A. Einstein napisał w jednym z tokijskich hoteli na kartce papieru, którą wręczył kelnerowi zamiast napiwku - "Tam gdzie jest wola jest też i sposób". Polska, bez względu na to jak to oceniam, miała nie tylko wolę - miała wręcz determinację, aby spróbować doprowadzić do realizacji pewnego silnie zakorzenionego w polskiej myśli politycznej marzenia o jagiellońskim sojuszu strategicznym obydwu narodów. Determinację okazywaną na wielu poziomach:

- finansowym (według The Kiel Institute for the World Economy do 02.2023 Polska przekazała Ukrainie pomoc równą 2% polskiego PKB - największą, relatywnie, ze wszystkich pomagających krajów)

- dyplomatycznym (na arenie międzynarodowej polscy politycy i dyplomaci nie marnowali żadnej okazji, aby przypominać o dramacie Ukrainy, o konieczności wsparcia jej w definitywnym wyjściu z rosyjskiej strefy wpływów, czego widocznym znakiem byłaby obecność w UE i NATO, czy też apelowaniu do społeczności międzynarodowej o rozszerzanie i zaostrzanie sankcji wobec Rosji etc.)

- historycznym (jednogłos establishmentu, gdy chodzi wygaszanie pamięci o wołyńskim ludobójstwie w sferze publicznej)

- gospodarczym (rezygnacja z ochrony polskiego rynku rolnego; zabawne, tak przy okazji, że bodajże w 04.2022r. Donald Tusk ostrzegał przed bezcłowym import zboża z Ukrainy twierdząc, że może się on stać się zagrożeniem dla polskiej gospodarki )

- symbolicznym (wielkie emocjonalne wsparcie - flagi, kokardy w barwach ukraińskich, odgrywanie Czerwonej Kaliny, wlepki na samochodach upamiętniające zdarzenia na Wyspie Wężowej, Order Orła Białego dla prezydenta Ukrainy etc.)

- propagandowym (Ukraina broni europejskich wartości, Ukraina walczy o wolność Europy, fetowanie każdego najmniejszego sukcesu militarnego wojsk ukraińskich, wytworzenie atmosfery ostracyzmu wobec tych, którym zabrakło entuzjazmu dla sprawy ukraińskiej etc.).

Nie sposób jest wymienić i opisywać wszystkich poziomów wsparcia udzielanego przez państwo polskie sąsiadom zza wschodniej granicy (medyczne, logistyczne, swoboda przekraczania granicy, zapewnienie wymienialności hrywny etc.). W zasadzie tylko w jednej sprawie polscy politycy (naturalnie, że nie wszyscy) nie zgodzili się na to, aby wprowadzić embargo na import płynnego gazu LPG z Rosji, gdyż wobec braku krajowych źródeł tego surowca rząd musiałby szybko zderzyć się z potężną krytyką właścicieli pojazdów z instalacją gazową. Decyzja spotkała się z krytyką strony ukraińskiej wyrażoną przez ówczesnego ambasadora Ukrainy w Polsce, Andrija Deszczycy: "Wojna to czas próby. Albo jesteśmy po jednej stronie, albo po drugiej. Jeśli zaczniemy balansować, niuansować, to nigdy nie wygramy. Trzeba być konsekwentnym".

Ujmując rzecz żartobliwie nie zdziwiłbym się, gdyby wszystkim Ukraińcom, którzy przybyli do naszego kraju na fali powszechnego entuzjazmu zostało nadane polskie obywatelstwo.

Nowa Unia Hadziacka

Tak jak napisałem - niezależnie od tego jak oceniam to, co zrobiły władze w Polsce - trudno było zrobić coś więcej, trudno byłoby użyć innych, lepszych argumentów (może poza samym przystąpieniem do wojny w klasycznym tego słowa znaczeniu), aby wykazać, że Ukraina i jej sprawy cieszą się w Polsce najwyższą atencją z możliwych, że chcemy być jej wiernym sojusznikiem, że drzwi do nowej Unii Hadziackiej są szeroko otwarte... O takich perspektywach pisał w amerykańskim Foreign Policy politolog Dalibor Rohac, W trakcie trwającego VII Europejskiego Kongresu Samorządów było wyrażane powszechne przekonanie jej uczestników, że nadszedł właściwy moment na utworzenie unii polsko - ukraińskiej (uczestnikami Kongresu byli m.in. Władysław Kosiniak - Kamysz, Maciej Gdula, Jarosław Gowin).

Chyba najklarowniej rzecz wyłożył współpracownik Strategy & Future Marek Budzisz pisząc: "Winniśmy zacząć myśleć o deklaracji ideowej zapowiadającej powołanie polsko-ukraińskiego państwa federacyjnego, które może ziścić się za lat 10, ale już dziś powinno porządkować naszą i ukraińską politykę". Idea federacyjna pojawiająca się po stronie polskiej nie trafiała w absolutną próżnię po stronie ukraińskiej np. Anatolij Kurnosow (Centrum Studiów Politycznych Doktryna) i jego artykuł w Radio Swoboda z 31 maja 2022 roku pt. "Nowa unia ukraińsko-polska: realia i perspektywy". Wyraził w nim przekonanie podobne do przywołanego przez mnie Francisa Drake'a - "Ця війна і виявлене не на словах, а на ділі справжнє братерство, показали мільйонам навіть раніше далеких від цієї думки людей, наскільки ми близькі та потрібні один одному. У парадоксальний спосіб вона створила величезні можливості для співпраці в нашому регіоні. Якщо ми знову їх змарнуємо, це буде нашої стратегічною помилкою, іншого шансу може і не бути" (Ta wojna i prawdziwe braterstwo okazane nie w słowach, ale w działaniu, pokazały milionom ludzi, nawet wcześniej dalekim od tej opinii, jak bardzo jesteśmy sobie bliscy i nawzajem się potrzebujemy. W paradoksalny sposób wojna dała ogromne możliwości współpracy w naszym regionie. Jeśli znów je zmarnujemy, będzie to nasz strategiczny błąd, innej okazji może nie być).

W protokole rozbieżności bez zmian

A jednak teraz jest znacznie dalej od tych unijnych miraży i wydaje się, że romantyczne uniesienie, które towarzyszyło im w pierwszych miesiącach po inwazji Rosji na terytorium Ukrainy wypaliło się a dym po tym ognisku został rozwiany. Czas ujawnia, można powiedzieć na nowo, bo punkty protokołu rozbieżności między stronami nie są nowe, ukraińsko - polskie strefy wzajemnych starć, tarć i nieporozumień. 

Nie chcę koncentrować się zbytnio na pamięci lub niepamięci historycznej. Uważam, że rząd Polski był i nadal jest gotów poświęcić sporne kwestie historyczne, jeżeli byłyby one prawdziwą przeszkodą do strategicznej kooperacji pomiędzy państwami. Był i nadal jest gotów objąć je milczeniem, jeżeli tylko ominięcie grobów polskich ofiar mogłoby przybliżyć pojawienie się prawdziwego game changer'a Europy i to nie tylko środkowo - wschodniej a mianowicie kandydata / pretendenta na regionalne mocarstwo.

Michael Brodski, ambasador Izraela na Ukrainie do monstrualnego kultu Bandery i innych mu podobnych odniósł się bardzo pragmatycznie - wedle niego zatrzymanie procesu banderyzacji Ukrainy nie jest już możliwe a wojna tylko ten proces wzmacnia i przyśpiesza zaś "dziś uzależnianie naszego poparcia dla Ukrainy od tego, że Ukraina przestanie zmieniać nazwy ulic i nazywać Banderę i Melnyka bohaterami, byłoby błędem". Szczerze? Biorąc pod uwagę ogrom ofiar żydowskich Ukraińców w przeszłości stanowisko izraelskiego ambasadora jest znacznie bardziej uczciwsze niż polskie: nie ma innej Ukrainy i w znanej nam przyszłości nie będzie i jeżeli chcemy ją popierać to musimy popierać taką, jaka ona jest. Po polskiej stronie są mrzonki o Ukrainie bez Bandery.

Idąc dalej: Polska to nie są Niemcy a Ukraina nie jest Polską. Polska nie jest w stanie, inaczej niż Niemcy w latach 90 i później, przejąć / zaplanować przejęcia ani istotnych aktywów ukraińskiej gospodarki ani uzyskać dużego wpływu na elity ukraińskie. To wymaga bowiem instytucjonalnego, systematycznego podejścia, którego polskiej stronie brakuje (wystarczy choćby wspomnieć liczbę niemieckich fundacji politycznych, tych soft power poszczególnych partii w Niemczech, które intensywnie i skutecznie działały i nadal działają w Polsce). Nie wystarczy występować w roli dodatkowego ambasadora Ukrainy na międzynarodowej arenie politycznej - trzeba znaleźć drogę do ukraińskich elit decyzyjnych i mieć wpływ na kształtowanie kanonów ich myślenia. Jednak nawet gdyby Polska byłaby dobrze przygotowana do takiej ofensywy polityczno -  ideowej to... Hmm, ukraińskie elity, cokolwiek by o nich nie sądzić i co w sumie jest ciekawe,  nie byłby skłonne poddać się takiej dominacji. Z jednej strony czasem ukraińska dyplomacja zachowuje się jak słoń w składzie porcelany, ale z drugiej siła determinacji w walce o własne interesy handlowe i potrzeby militarne może imponować - nawet swoją bezczelnością. Może drażnić, ale Ukraina nie prosi, ale żąda a gdy występuje konflikt interesów to mówi wprost o swoich celach dążąc do ich osiągniecia. Dobry przykład to spór między Ukrainą a Polską o liczbę pozwoleń dla przewoźników ukraińskich toczony już podczas trwającej wojny - A. Deszczyca jasno powiedział stronie polskiej: Ukraina jest "zdeterminowana, aby bronić interesów swoich przewoźników i chce przywrócenia liczby zezwoleń do poziomu, jaki miała Ukraina przed wejściem w życie umowy o wolnym handlu między Ukrainą a UE" i jeżeli będzie trzeba to wniesie pozew przeciwko Polsce poprzedzając go, oczywiście, konsultacjami i negocjacjami. Ci, którzy się tym interesują wiedzą, że środkiem do wywierania presji na Warszawę w sporze o pozwolenia, i to na kilka dni przed wojną, była blokada tranzytu kolejowego ładunków z Polski i do Polski przez terytorium ukraińskie pod pretekstem remontu torów. Stąd jeżeli interpretujemy postawę Ukrainy, zdecydowaną i bezkompromisową oraz nie zwracającą zbytniej uwagi na polskie interesy np. w sporze o eksport ukraińskiej żywności, jako przykład niewdzięczności Ukraińców za dotychczasową pomoc to  mamy problem. 

Po pierwsze ignorujemy rzeczywistość lub nie jesteśmy zdolni jej dostrzegać. Ukraina jest mentalnie suwerenna - wprawdzie dziękuje, niemniej przede wszystkim żąda tego, co jej zdaniem się należy, nie ustępuje dla świętego spokoju, ale wtedy, gdy musi (straty realnie byłby większe niż zyski). Zakłada osiągnięcie maksimum. 

Po drugie nie zdajemy sobie konsekwencji ze słów wypowiadanych publicznie. Jeżeli nasi politycy twierdzą z przekonaniem, że Ukraina walczy z Rosją po to, aby Polska sama z nią walczyła to oznacza, że to, co Polska robi dla Ukrainy i jej obywateli robi w swoim dobrze pojętym interesie narodowym. Tym samym nie ma miejsca na wdzięczność skoro Polska odnosi ze wspierania Ukrainy korzyści za relatywnie niewielką cenę.

Lwy tymczasem uwolnione

Biorąc pod uwagę:

- rozbieżności w interesach gospodarczych / handlowych obydwu krajów

- politykę braków kompromisów ze strony ukraińskiej (czy to chodzi o historię czy o handel)

- różnice we wzajemnym postrzeganiu wagi i znaczenia wzajemnych relacji znakomicie podsumowane przez Witalija Portnikowa: "Polska potrzebuje Ukrainy bardziej niż Ukraina Polski"

nie było realnej szansy na poważny, obliczony na lata, dwustronny sojusz strategiczny. Taktycznie w dalszym ciągu Ukraina Polski potrzebuje - strategicznie natomiast nie i to nie jest echem przeszłości, które słychać w teraźniejszości.

Tak jak wspomniałem Polska zainwestowała maksimum tego, co mogła zainwestować w zbudowanie nowych strategicznych relacji z Ukrainą. Więcej nie była i nie jest w stanie, bo więcej, w mojej ocenie, oznacza bezpośredni udział w działaniach wojennych a takiej decyzji nie podejmie żadna partia polityczna chcąca sprawować władzę. Czy Polska odniosła z tego jakieś szczególne korzyści? Dla tych, którzy wierzą, że Rosja zaatakowałaby Polskę, wcześniej czy później, tak - bo wspieranie Ukrainy odwleka ten moment dając czas potrzebny na militarne przygotowanie się. Dla osób takich jak ja uważających Rosję za wrogi kraj niekoniecznie - Rosja, moim zdaniem, nie była i tym bardziej teraz nie jest gotowa do zaatakowania żadnego z krajów będących członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego. Natomiast polskie zdecydowane wsparcie ukraińskiego wysiłku wojennego na wielu różnych poziomach o jakich wspominałem wcześniej zostanie zapamiętane przez Rosję na długo a sama Rosja nie musi być w przyszłości tak słaba jak jest teraz. Krótko o tym: angażując się jawnie po ukraińskiej stronie jesteśmy bardziej niż dotychczas eksponowani na ryzyko rosyjskiego ataku aniżeli zachowując się powściągliwie tak jak zrobiły to Francja czy Niemcy. Niewątpliwie jednak korzyść symboliczną Polska odniosła - zostały wyzwolone z płyt paździerzowych posągi lwów na Cmentarzu Orląt we Lwowie. 

Skazani na przeciętność

Mimo tego, że nigdy nie podzielałem entuzjazmu pro-ukraińskiego, który eksplodował w Polsce w lutym 2022r. to myśląc na chłodno o znaczeniu bliskiego sojuszu polsko - ukraińskiego niewątpliwie szkoda, że do niego nie doszło i nie dojdzie. Może nie podzielam do końca poglądu prof. A. Zybertowicza, ale na pewno jest on ożywczy: "Zastanawiam się, czy koncepcja jakiejś unii polsko-ukraińskiej albo Rzeczypospolitej wielu narodów nie mogłaby być wspaniałą przygodą dla pokolenia młodych ludzi. To jest wyzwanie o wiele ambitniejsze niż włączenie się Polski do przecież już gotowych organizmów, jakim jest NATO i Unia. Mamy szansę zbudować nową płaszczyznę integracji, wykorzystać to, czego się nauczyliśmy z integracji europejskiej dla integracji wschodnioeuropejskiej, bez tamtych błędów, innymi ścieżkami, uwzględniającą naszą regionalną specyfikę".

W jakieś mierze brak możliwości zaistnienia nowej Unii Hadziackiej skazuje nas na przeciętność znaczenia - nas czyli tak samo Polskę jak i Ukrainę. Z tym da się naturalnie żyć :). Jednak byłoby o wiele lepiej, gdyby wyjść z roli rozgrywanych do rozgrywających. Zmienić ligę. Notabene, ciekawe jednak jest to szaleństwo krajów małych i średnich! - szybciej znajdą sobie możniejszego protektora niż wspólnie zbudują przeciwwagę dla niego a być może i coś więcej. Historycznie na żaden z krajów nie jest wydawany wyrok skazujący na nieważność znaczeniową. To kwestia szukania okazji i wykorzystywania jej. Przykład? W wiekach poprzedzających wiek XVIII Rosja carów była mało istotnym, na poły dzikim i egzotycznym, europejskim krajem. Terra incognita. Zmianę przyniosła wojna, III wojna północna, gdzie wykuwała się rosyjska potęga i wykluwał się początek prawdziwego upadku Rzeczpospolitej, Rzeczpospolitej, której terytorium było jedynie miejscem walk dwóch państw (Szwecja, Rosja) o panowanie nad Bałtykiem a sama Rzeczpospolita stała się, w zasadzie, ich biernym obserwatorem nie mającym wpływu na bieg zdarzeń. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka