Zbyszko z Bogdańca Zbyszko z Bogdańca
4179
BLOG

Sikorski: W tupolewie Rosjanie mogli ukryć wszystko

Zbyszko z Bogdańca Zbyszko z Bogdańca Polityka Obserwuj notkę 28

"Już jako minister pojechałem do Iraku tydzień po nominacji. Wtedy nasza baza była w Dywanii. Lecieliśmy naszym "Air Force One", czyli starym tupolewem. Ten samolot zawsze budził we mnie szczególne odczucia. W trakcie lotu jest czas na to, żeby porozmawiać z dziennikarzami, kolegami ministrami czy premierem, a skądinąd wiadomo, że te maszyny są serwisowane w Moskwie. W tysiącach kilometrów kabli można ukryć wszystko"

Kto to powiedział? Radosław Sikorski w książce - wywiadzie dla Łukasza Warzechy "Strefa Zdekomunizowana" w 2007 roku. Str. 181.

Czy to nie ten sam Sikorski, który znamiennie pukając się w czoło, kpi z Macierewicza, który uważa, że Rosjanie mogli podłożyć w tupolewie bombę podczas serwisu w grudniu 2009 r.?

Scenariusz Rosjan mógł być bardzo prosty. FSB wiedziało, że w 2010 roku będzie w Polsce kampania prezydencka i Kaczyński będzie chciał, w jej ramach, odwiedzić groby zamordowanych w Katyniu. Aby nie poleciał tam z Tuskiem jednym samolotem wymyślili zaproszenie Putina dla Tuska. Wtedy była pewność, że Kaczyński na spotkanie nie przyleci i przybędzie do Smoleńska w innym terminie. Na przylot prezydenta Polski przygotowano te wszystkie sztuczki z mgłą, która pojawiła się nagle przed katastrofą i zniknęła zaraz po niej. Znając sylwetkę psychologiczą Kaczyńskiego, rosyjski wywiad wiedział, że obiekt nie przestraszy się mgły i będzie wywierał - bezpośrednio lub pośrednio - nacisk na pilotów, żeby lądowali. Znali bowiem wydarzenia z Gruzji, kiedy prezydent żądał wprost od pilotów żeby lecieli w strefę działań wojskowych. Słusznie podejrzewali, że skoro się nie przestraszył rosyjskich rakiet, to nie wystraszy się rosyjskiej mgły. Za nic miał konwenanse i hierarchię służbową na pokładzie samolotu. Ponadto miał przy sobie dowódcę wojsk lotniczych, przy pomocy którego mógł wywrzeć skuteczny nacisk na pilotów. Następnie wydając polecenia telefoniczne obsłudze wieży w Siewiernyj wyprowadzono w pole polski samolot podając mu błędne informacje na temat położenia. Odpowiednie urządzenia zakłóciły działanie urządzeń lotniczych, a tuż nad ziemią, aby dopełnić dzieła, wybuchły bomby ukryte w "tysiącach kilometrów kabli" tupolewa. Już po wszystkim służby  specjalne wszystko ogrodziły i "pozamiatały". Chwilę potem agenci wpływu w Polsce rozpoczęli akcję dezinformacyjną, polegającą na wyszydzaniu takiego scenariusza, dezawuowaniu prezydenta i pilotów. Sikorski był pierwszym z tych, którzy "oczyścili" Rosjan z winy, ukierunkowując strumień podejrzeń na pilotów. Potem do dzieła przystąpili kolejni: rząd, Gazeta Wyborcza, TVN i inni.

***

Na początku bieżącego roku, rosyjski samolot Suchoj Superjet-100 z 44 osobami na pokładzie zniknął z radarów podczas lotu pokazowego w Indonezji. Podczas powrotu na lotnisko piloci poprosili o zgodę na obniżenie pułapu lotu z 10 tys. stóp do 6 tys. stóp. Po chwili kontakt radiowy się urwał, a samolot zniknął z radarów w górzystym terenie.

Jak zareagowali Rosjanie? Komsomolskaja Prawda donosi, powołując się na kręgi rosyjskich specjalistów wojskowych: "Amerykanie mogli posłać sygnał, który obezwładniłby samolot. Wiemy, że mają specjalne systemy, za pomocą których można zagłuszać łączność i oddziaływać na pracę przyrządów pokładowych samolotów".

Zatem można obezwładnić samolot zakłócając pracę urządzeń pokładowych? Rosjanie wiedzą to najlepiej.

***

Nie przekonuje mnie argument, że Lech Kaczyński nie miał szans na reelekcję w nadchodzących wyborach prezydenckich. Mimo ciągłej, pernamentnej i brutalnej nagonki, ciągle miał w sondażach 30% poparcie. Rosjanie wiedzieli też o decyzji Tuska, o niekandydowaniu. Tusk miał największe szanse na pokonanie Lecha Kaczyńskiego. Rywalem Kaczyńskiego miał być Komorowski, który, moim zdaniem, w ostatecznym rozrachunku przegrałby wybory z Kaczyńskim. Sztab Kaczyńskiego bezlitoście obnażałby prymitywizm i intelektualną miałkość kontrkandydata prezydenta, co ten  by jeszcze dodatkowo ułatwiał. Wszystkie słynne wpadki Komorowskiego w zderzeniu z niezaprzeczalną inteligencją i wyjątkową sprawnością intelektualną Lecha Kaczyńskiego zadziałałyby na korzyść tego drugiego. Ledwie obroniony magister historii zostałby zmiażdżony w telewizyjnych debatach przez profesora doktora habilitowanego prawa, prezydenta Polski, Lecha Kaczyńskiego.

Widząc nikłe szanse na odbicie pałacu prezydenckiego przez swoich ludzi w Polsce, Putin mógł zdecydować się na wyżej opisany, drastyczny scenariusz.

Ale cóż z tego? Nawet jeśli tak było, to co? Nic. Pozostaje nam przełknąć tę gorzką lekcję. Nie wypowiemy przecież wojny Rosji. Będziemy skrywać tę złość i ból do końca naszych dni. Kiedyś prawda wyjdzie na jaw. Jakiś Mitrochin znów wywiezie akta za granicę. Ale czy potwierdzenie tego scenariusza coś da? Obserwując działalnia opozycji w Rosji, ciągle mam nadzieję, że Putin skończy jak Kadafi, albo przynajmniej jak Mubarak lub Ben Ali. Pozostaje nam tylko wspierać rosyjską antyputinowską opozycję, chociaż duchowo, jeśli nie możemy materialnie. I wierzyć w Nierychliwego, ale Sprawiedliwego, że ręka Jego dopadnie tego para - Cara Rosji pułkownika FSB Władimira Władimirowicza Putina.

 

 

Zapraszam do dyskusji na poruszane tematy. Zastrzegam sobie prawo do usuwania obraźliwych komentarzy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka